Znamy coraz więcej szczegółów niedzielnej próby zakłócenia Mszy Świętej w świdnickiej katedrze. Poszczególne elementy sprawy tworzą nietypową całość.
Cytowany przez portal swidnica24.pl prokurator rejonowy Marek Rusin po przesłuchaniu trzech z czterech osób zatrzymanych w związku z próbą zakłócenia Mszy Świętej w katedrze powiedział, że sprawcy wyrażają żal i wstyd z powodu tego, co zrobili.
Wesprzyj nas już teraz!
Co więcej, mimo zaprezentowania przez mężczyznę tęczowej flagi, „żadna z osób nie powoływała się na swoje związki ze środowiskiem LGBT”.
Ze słów prokuratora Rusina wynika, że 24-letni mężczyzna przez całą sobotę oraz noc z soboty na niedzielę pił alkohol z trzema kobietami. Następnie w niedzielę rano wszyscy postanowili pójść do świdnickiej katedry, by się pomodlić. To właśnie tam mieli wznosić okrzyki, wśród których najczęstszym było niekojarzące się ze środowiskami LGBT: „Bóg, honor, ojczyzna”.
– Mężczyzna wziął ze sobą tęczową flagę, którą przywiózł z Wrocławia. Nie potrafił wytłumaczyć, po co ją wziął i dlaczego ją rozwinął, nie był w stanie przypomnieć sobie, jakie hasła wykrzykiwał. Wyraził skruchę za swoje zachowanie – relacjonuje Marek Rusin.
Sprawa jest więc dość nietypowa. Z jednej strony bowiem okrzyki wznoszone przez osoby zakłócające Mszę Świętą nie kojarzą się z homoseksualnymi ruchami politycznymi – co więcej, zawołanie „Bóg, honor, ojczyzna” zwykle łączone jest z aktywistami antylewicowymi – z drugiej jednak osoby bez związków ze środowiskiem LGBT rzadko kiedy posiadają tęczową flagę i zabierają ją ze sobą na imprezy. Można odnieść więc wrażenie, że w tej sprawie poziom absurdu przekracza dopuszczalną normę. Bez wątpienia natomiast cieszy fakt wyrażenia skruchy i żalu przez sprawców zamieszania.
Źródło: swidnica24.pl
MWł