Stany Zjednoczone wezwały Niemcy do wysłania wojsk lądowych na obszar północnej Syrii, by zastąpiły siły amerykańskie, chcące uniknąć bezpośrednich starć z bojownikami Państwa Islamskiego (ISIS).
– Chcemy, aby wojska lądowe z Niemiec częściowo zastąpiły naszych żołnierzy w ramach koalicji przeciwko Daesh (ISIS) – mówił ostatnio amerykański specjalny przedstawiciel ds. Syrii, James Jeffrey w rozmowie z gazetą „Welt am Sonntag”. Dodał, że żołnierze amerykańscy niekoniecznie muszą „angażować się bezpośrednio w walkę z bojownikami Państwa Islamskiego”.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeffrey zaznaczył, że jego państwo spodziewa się odpowiedzi z Berlina jeszcze w tym miesiącu. Niemieckie wojsko, wyjaśnił, pomogłoby w „utrzymaniu stabilności w północnej Syrii”, zaś „obecność międzynarodowa jest potrzebna do zapewnienia wsparcia lotniczego, logistyki, szkoleń i pomocy technicznej”.
– Szukamy ochotników, którzy chcą wziąć udział w walkach tutaj [w Syrii] także wśród innych partnerów koalicyjnych – zaznaczył amerykański urzędnik.
Jeffrey był w piątek w Berlinie z oficjalną wizytą „w celu uzyskania wsparcia wojskowego i finansowego od niemieckiego rządu”.
W grudniu prezydent USA Donald Trump ogłosił zwycięstwo przeciwko Daesh i zapowiedział wycofanie wszystkich 2000 amerykańskich żołnierzy z Syrii. Jednak niewielka liczba sił pozostała w północno-wschodniej części kraju, który nie jest kontrolowany przez rząd Baszara al-Asada.
Trump wielokrotnie wzywał Niemcy do zwiększenia wydatków na obronę i większych wpłat do budżetu NATO. Teraz apeluje o większe zaangażowanie na Bliskim Wschodzie.
Berlin jednak nie zamierza odpowiadać na amerykańskie wezwanie. W niedzielę partie tworzące rząd stanowczo opowiedziały się za jego odrzuceniem.
„Nie będzie żadnych niemieckich oddziałów naziemnych w Syrii” – napisał na Twitterze Thorsten Schaefer-Guembel, członek tymczasowego kierownictwa SPD. „Nie widzę ludzi, którzy by tego chcieli wśród naszych partnerów koalicyjnych” – odparła kanclerz Angela Merkel.
Ale zastępca konserwatywnego przywódcy parlamentarnego, Johann Wadephul powiedział agencji prasowej DPA, że Niemcy nie „odrzucają odruchowo” amerykańskiego wezwania do wysłania wojsk.
Wyjaśnił, że w Syrii rozstrzyga się bezpieczeństwo także Niemiec. Wadephul postrzegany jest jako kandydat na następcę Ursuli von der Leyen w resorcie obrony, jeśli obejmie ona stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej.
W wyniku wojny w Syrii zginęło już ponad 370 tysięcy osób. Miliony ludzi od czasu jej rozpoczęcia w 2011 r. przesiedlono.
Waszyngton ma dwa cele w północno-wschodniej części kraju: wspieranie sił kurdyjskich, które wyparły ISIS z północnej Syrii, ponieważ są one coraz bardziej zagrożone przez Turcję, oraz zapobieganie potencjalnemu odrodzeniu sił Państwa Islamskiego.
Stany Zjednoczone mają nadzieję, że w tej kwestii pomogą Europejczycy, zwłaszcza sojusznicy, w tym Wielka Brytania, Francja i obecnie Niemcy, które do tej pory udzielały wsparcia technicznego (samoloty szpiegowskie). Berlin nie chce jednak zanadto angażować się finansowo i militarnie.
Znaczna część politycznego spektrum i opinii publicznej pozostaje podejrzliwa wobec wysyłania swoich żołnierzu poza granice kraju.
Podobnie jak SPD, Zieloni, liberalni Wolni Demokraci i Partia Lewicy wezwali Merkel do odrzucenia amerykańskiej prośby.
Apel Stanów Zjednoczonych pojawia się po tym, jak Trump wielokrotnie wzywał Berlin do zwiększenia wydatków na obronę w zeszłym miesiącu. Były kanclerz Gerhard Schroeder powiedział w sobotę gazecie biznesowej „Handelsblatt”, że Trump chce „wasali”, a nie sojuszników. „Chciałbym, żeby rząd federalny powiedział mu raz lub dwa razy, że to nie jego sprawa, ile Niemcy wydają na obronę” – komentował polityk, który dodał, że Niemcy „to nie jest republika bananowa”.
Źródło: middleeastmonitor.com, yahoo.com.
AS