Instrumentum laboris (dokument roboczy) zbliżającego się Nadzwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów, odczytać można jako otwarcie ma oścież bram Magisterium na indiańską teologię i ekoteologię – a więc na latynoamerykańskie pochodne teologii wyzwolenia. Po upadku Związku Sowieckiego i klęsce „realnego socjalizmu”, rzecznicy teologii wyzwolenia (TL) w stylu marksistowskim przypisali historyczną rolę siły rewolucyjnej ludom tubylczym i przyrodzie.
Tak jak teologia wyzwolenia Instrumentum laboris nie traktuje jako podstawy swoich rozmyślań Objawienia Bożego zawartego w Biblii i Tradycji. W myśl dokumentu podstawą jest bowiem rzekomy „ucisk”, jakiemu ponoć poddana jest Amazonia. Stąd z prostego obszaru geograficznego i kulturowego Amazonia staje się „uprzywilejowanym interlokutorem”, „miejscem teologicznym”, „miejscem epifanicznym” oraz „źródłem Bożego objawienia” (nr 2, 18 i 19).
Wesprzyj nas już teraz!
Z teologicznego punktu widzenia Instrumentum laboris nie tylko zaleca nauczanie teologii indiańskiej „we wszystkich instytucjach kształcenia” dla „lepszego i większego zrozumienia tubylczej duchowości” i po to, aby „wziąć pod rozwagę mity, tradycje, symbole, wiedzę, obrzędy i pierwotne uroczystości” (nr 98). Powtarza także wszystkie swoje postulaty w całym dokumencie. Oznacza to, że „ziarna Słowa” są obecne nie tylko w rodowych wierzeniach pierwotnych ludów, ale że „dojrzały i wydały owoce” (nr 120), tak że Kościół, zamiast swojej tradycyjnej ewangelizacji – która dąży do nawrócenia – musi ograniczyć się do „dialogowania” z Indianami, jako że „czynnym podmiotem inkulturacji są same tubylcze ludy” (nr 122).
W tym interkulturalnym dialogu Kościół musi także wzbogacić siebie wyraźnie pogańskimi i/lub panteistycznymi elementami wierzeń, takimi jak „wiara w Boga Ojca-Matkę Stwórcę”, „relacje z przodkami”, „wspólnota i harmonia z ziemią” (nr 121) oraz powiązanie z „różnymi siłami duchowymi” (nr 13). Nawet czary nie zostają przez to „wzbogacenie” wykluczone. Według dokumentu „Bogactwo flory i fauny lasu zawiera rzeczywistą żywą farmakopeę i niezbadane zasady genetyczne” (nr 86). W tym kontekście „tubylcze obrzędy i ceremonie są istotne dla „integralnego zdrowia”, ponieważ integrują one różne cykle ludzkiego życia i natury. Tworzą one harmonię i równowagę pomiędzy istotami ludzkimi a kosmosem. Chronią życie przed złami, które mogą być wywołane zarówno przez ludzi, jak i inne istoty żyjące. Pomagają one leczyć choroby niszczące środowisko, życie ludzkie i inne istoty żyjące” (nr 87).
Na poziomie eklezjologicznym Instrumentum laboris jest prawdziwym trzęsieniem ziemi, które podważa hierarchiczną strukturę, jaką Kościół posiada z Bożego nadania. W imię „wcielenia” w kulturę amazońską dokument zaprasza nas bowiem do ponownego rozważenia „idei, że sprawowanie jurysdykcji (władzy rządzenia) musi być powiązane we wszystkich obszarach (sakramentalnym, sądowym, administracyjnym) i permanentnie z sakramentem święceń kapłańskich” (nr 127). To nie do pomyślenia! Roboczy dokument synodu kwestionuje doktrynę wiary, jaką jest rozróżnienie w strukturze Kościoła pomiędzy duchowieństwem a świeckimi, a jaka została potwierdzona od I Soboru Nicejskiego i opiera się na zasadniczej różnicy pomiędzy powszechnym kapłaństwem wiernych a służebnym kapłaństwem duchownych! To ostatnie jest zakorzenione w apostolskiej sukcesji i obdarzone świętą mocą.
Wraz z tym rozmyciem katolickiego kapłaństwa, które staje się w jakiś sposób podobne do kapłaństwa protestanckiego pastora, pojawia się wezwanie do ponownego rozważenia obowiązkowej natury celibatu, a co nawet gorsze – określenia, jaki rodzaj „oficjalnej posługi” może być przyznany kobietom (§ 3). Kardynał Joseph-Albert Malula z Zairu i Jego Ekscelencja ks. arcybiskup Samuel Ruiz z diecezji Chiapas obróciliby się w grobie widząc, że projekty, które próbowali zrealizować (a które Watykan szybko odrzucił), są teraz proponowane przez synod, który według ich organizatorów ma pewny wymiar powszechny.
Z ekologicznego punktu widzenia Instrumentum laboris przedstawia kościelną akceptację deifikacji przyrody promowanej przez konferencje Narodów Zjednoczonych poświęcone środowisku.
W rzeczywistości oficjalne dokumenty ONZ już w roku 1972 twierdziły, że człowiek źle zarządza naturalnymi zasobami głównie z powodu „pewnej filozoficznej koncepcji świata”. Podczas gdy „teorie panteistyczne (…) przypisywały część boskości istotom żywym (…), odkrycia naukowe doprowadziły do (…) swego rodzaju desakralizacji istot przyrodzonych”, czego najlepsze uzasadnienie znajduje swe potwierdzenie „w judeochrześcijańskich koncepcjach, zgodnie z którymi Bóg stworzył człowieka na swój obraz i dał mu ziemię, by czynił ją sobie poddaną”. Przeciwnie do tego – jak stwierdza ONZ – kult przodków „stanowił dla środowiska szaniec obronny, gdyż drzewa czy cieki wodne były chronione i czczone jako reinkarnacje przodków” (Aspects éducatifs, sociaux et culturels des problèmes de l’environnement et questions de l’information, Generalne Zgromadzenie ONZ, Sztokholm, 5-6 czerwca 1972, A/CONF.48.9, s. 8 i 9).
W końcowym przemówieniu wygłoszonym w Rio de Janeiro ówczesny sekretarz generalny ONZ Butrus Butrus-Ghali ogłosił, że „dla starożytnych Nil był bogiem, którego czczono, tak samo jak był nim Ren, nieskończone źródło europejskich mitów, czy amazoński las deszczowy, matka wszystkich lasów. Wszędzie przyroda była domem bogów. Nadawali oni lasowi, pustyni, górze osobowość, która narzucała adorację i szacunek. Ziemia miała duszę. Odkrycie tego, wskrzeszenie tego – oto istota [międzyrządowej konferencji] w Rio (A / CONF.151 / 26, t. IV, s. 76). I ta neopogańska agenda jest teraz proponowana przez synodalne zgromadzenie Kościoła katolickiego!
Cytując dokument z Boliwii, Instrumentum laboris stwierdza, że „las to nie zasoby, które mają być eksploatowane, to istota albo więcej istot, z którymi należy nawiązać więź” (nr 23). Dalej stwierdza, że „Życie wspólnot amazońskich wciąż niedotkniętych wpływem zachodniej cywilizacji [sic!] odzwierciedla się w wierzeniach i obrzędach dotyczących działań duchów, bóstwa – określanego tak wieloma imionami – z terytorium i na terytorium, z relacją i w relacji do przyrody. Ta kosmiczna wizja zostaje streszczona w „mantrze” Franciszka: „wszystko jest powiązane” (nr 25).
Z punktu widzenia społeczno-gospodarczego Instrumentum laboris jest apologią komunizmu zamaskowanego jako „komunitarianizm”. Ponadto jest to najgorsza forma komunizmu: kolektywizmu małych wspólnot. W rzeczywistości według dokumentu tubylczy projekt „dobrego życia” (sumak kawsay) zakłada, że „istnieje wzajemne porozumiewanie się pomiędzy całym kosmosem, w którym nikt nie wyklucza ani nie jest wykluczony”. Objaśnienie tubylczego słowa odsyła do deklaracji różnych tubylczych jednostek, zatytułowanej „Krzyk Sumaka Kawsaya w Amazonii”, która stwierdza, że słowo to „jest najstarszym i najnowszym Słowem” (w tekście zapisanym przez duże „S”, to znaczy – Bożym Objawieniem), które postuluje „komunitarny styl życia, wyrażający się tym samym UCZUCIEM, MYŚLENIEM I DZIAŁANIEM” (duże litery także w tekście oryginalnym).
To zdanie przypomina nam demaskację Plinio Corrêa de Oliveiry z roku 1976, która stwierdzała, że tubylczy trybalizm jest nowym i nawet jeszcze radykalniejszym etapem rewolucji anarchistycznej: „Strukturaliści postrzegają życie plemienne jako iluzoryczną syntezę apogeum wolności osobistej i konsensualnego kolektywizmu, w którym ten ostatni kończy pochłaniając wolność. Według strukturalizmu w kolektywizmie różne „ja” i osoby indywidualne ze swoją myślą, wolą, wrażliwością i sposobami bycia, charakterystycznymi i rozbieżnymi, zostają połączone i rozpuszczone w kolektywnej osobowości plemienia, która generuje intensywnie wspólne myślenie, wolę i sposób bycia”.
Instrumentum laboris niczym nie różni się od zaproszenia ludzkości do podjęcia fatalnego w skutkach kroku ku ostatecznej otchłani antychrześcijańskiej rewolucji.
Jose Antonio Ureta
Tłum. Jan J. Franczak
Źródło: panamazonsynodwatch.com