Naukowiec zajmujący się klimatem, prof. Richard Lindzen, fizyk atmosfery i profesor meteorologii MIT, znany z prac o dynamice atmosfery i falach atmosferycznych, członek National Academy of Sciences nie pozostawił suchej nitki na ostatnim, alarmistycznym raporcie oenzetowskiej IPCC. Powiedział, że raport jest „nonsensowny” i głównym jego celem jest obalenie cywilizacji przemysłowej.
Raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) opublikowany na początku tego tygodnia przewiduje m.in. zagładę ziemi, jeśli świat nie przestanie definitywnie korzystać z węgla do 2050 roku. Opracowanie ma posłużyć jako „podstawa naukowa” dla decydentów politycznych podczas zbliżającego się szczytu klimatycznego COP24 w Katowicach. Mają tam zapaść kluczowe – o ile uda się przekonać wszystkie państwa – decyzje dotyczące wdrażania porozumienia klimatycznego z Paryża połączonego z Agendą Zrównoważonego Rozwoju 2030.
Wesprzyj nas już teraz!
Ponadto raport ma służyć do wzmocnienia argumentacji kancelarii prawnych, specjalizujących się w tzw. sprawiedliwości klimatycznej, które skarżą rządy za opieszałość w walce z rzekomym ociepleniem klimatu.
W najnowszym raporcie przewiduje się, że 90 procent raf koralowych zostanie utraconych, jeśli Ziemia ogrzeje się o 1,5 stopnia Celsjusza przed 2100 r. Wielka Rafa Koralowa w Australii miałaby zniknąć, jeśli świat nie zrezygnuje definitywnie z użycia energii węglowej w ciągu najbliższych 32 lat.
Profesor Lindzen mówi, że to „nonsens”. Naukowiec, który współpracował z Harvard University, Massachusetts Institute of Technology, z uniwersytetem w Chicago i sam był współautorem raportu IPCC z 2001 roku twierdzi, że alarmistyczny ton obecnego opracowania jest skandaliczny. Jego twierdzenia są fałszywe i, że od 20 lat nie było znaczącego ocieplenia.
– Nie grozi nam niebezpieczeństwo – uważa członek Amerykańskiej Akademii Nauk, który napisał ponad 200 artykułów dotyczących zmian klimatu i meteorologii. Wyjaśnił, że zjawisko zakwaszenia oceanów nie jest czymś nowym. Takie wahania obserwowane są regularnie, a korale ulegają utlenieniu.
Profesor zarzuca australijskiej klasie politycznej, że dała się uwieść alarmistycznemu tonowi o rzekomym ociepleniu i nie poświęciła czasu na przeczytanie oraz zrozumienie nauki. – Nie mogę sobie wyobrazić, jakimi samobójczymi instynktami kieruje się australijska klasa polityczna. Pytając mnie o komentarz na temat australijskiej odpowiedzi, pytasz niewłaściwą osobę. Musisz porozmawiać z kimś, kto specjalizuje się w anormalnej psychologii – twierdzi uczony, odnosząc się do reakcji australijskich polityków na alarmistyczny raport.
Profesor uważa, że teoria, jakoby ocieplał się klimat na świecie jest „nonsensem”. Podczas wykładu dla Global Warming Foundation we wtorek mówił: „Niewiarygodne przypuszczenie poparte fałszywymi dowodami i nieustannie powtarzane … jest używane do promowania zniszczenia cywilizacji przemysłowej”.
– To, co pozostawimy naszym wnukom, to … krajobraz zdegradowany przez rdzewiejące farmy wiatrowe i rozkładające się panele słoneczne – ostrzegał.
Profesor Richard Lindzen uderzył w propagandę rozsiewaną przez media na temat „globalnego ocieplenia”.
Raport IPCC, opracowany przez 91 naukowców zajmujących się klimatem, przewiduje zagładę, właśnie z powodu „ocieplenia”, jeśli rządy natychmiast nie podejmą działań, by odejść od węgla.
Profesor Lindzen powiedział, że od 20 lat nie ma znaczącego ocieplenia, a australijskiej Wielkiej Rafie Koralowej nic nie zagraża. „Ocieplenie o jakimkolwiek znaczeniu zakończyło się około 20 lat temu, a ocieplenie o 2 stopnie Celsjusza wydaje się coraz mniej prawdopodobne” – napisał w e-mailu do australijskiego wydania „Daily Mail”.
„Istnieje oczywista potrzeba czegoś bardziej wiarygodnego, aby podtrzymać bańkę na energię odnawialną” – tłumaczył.
Profesor Lindzen zasugerował, że zmiany klimatyczne powodowane przez człowieka nie wydają się być poważnym problemem. Sugeruje, że nic nadzwyczajnego nie dzieje się z klimatem.
Raport IPCC stanowi, że ocieplenie o 2 stopnie Celsjusza spowoduje, że Koło Podbiegunowe będzie wolne od lodu morskiego w lecie raz na 10 lat. „Tymczasem zdjęcia z satelity Ocean and Sea Ice Satellite Application Facility (OSI SAF) High Latitude Processing Center pokazały w zeszłym miesiącu, że arktyczny lód osiągnął największy poziom od 2014 roku” – wyjaśniał naukowiec.
Według niego, zmiana średniej temperatury na świecie była znacznie mniejsza niż przewidywały modele komputerowe IPCC. „Dlatego kwestia zmian klimatu spowodowanych działalnością człowieka nie wydaje się być poważnym problemem” – argumentował.
W najnowszym histerycznym opracowaniu IPCC zaapelowano do polityków, by przeznaczali aż 2,4 biliona dolarów rocznie od chwili obecnej do 2035 roku, aby uniknąć potencjalnie katastrofalnych skutków „zmian klimatu”.
Prof. Lindzen, który przez 30 lat wykładał w Massachusetts Institute of Technology, jest prawdopodobnie najbardziej znienawidzonym naukowcem przez globalistów. Walczy z poprawnie polityczną teorią globalnego ocieplenia, które rzekomo miałby powodować człowiek. We wtorek, naukowiec powtórzył, że „globalne ocieplenie ma niewiele wspólnego z nauką, ale jest raczej wynikiem ignorancji nauki”. Stąd jego tytuł wykładu: „Globalne ocieplenie dla dwóch kultur”.
Odniósł się w ten sposób do wpływowego wykładu wygłoszonego w latach pięćdziesiątych ub. wieku przez powieściopisarza i fizykochemika CP Snowa, w którym potępił naukową ignorancję rzekomo wykształconej elity.
„Od tego czasu niewiele się zmieniło” – powiedział Lindzen.
„Podczas gdy niektórzy mogą utrzymywać, że niewiedza na temat fizyki nie ma wpływu na zdolności polityczne, to z pewnością ma wpływ na zdolności nienaukowych polityków do zajmowania się nominalnie kwestiami opartymi na nauce. Luka w rozumieniu jest również zaproszeniem do groźnych nadużyć. Biorąc pod uwagę demokratyczną konieczność, by nienaukowcy zajmowali stanowiska w sprawie problemów naukowych, przekonania i wiara nieuchronnie zastępują rozumowanie, choć trywialnie uproszczone narracje służą zapewnieniu nie-naukowców, że nie są całkowicie pozbawieni naukowego pojmowania rzeczy. Zagadnienie globalnego ocieplenia oferuje liczne przykłady tego wszystkiego” – mówił.
Lindzen skrytykował byłego sekretarza stanu USA, Johna Kerry’ego, który jego zdaniem jest typowym przykładem polityka, któremu wydaje się, że jest szczególnie predystynowany, by zrozumieć pseudonaukę o ociepleniu, a który nie ma pojęcia o czym mówi.
Według profesora, klimat jest chaotycznym systemem, którego działanie, nawet po dziesiątkach lat intensywnych badań i wydaniu miliardów dolarów na ten cel, naukowcy dopiero zaczynają trochę rozumieć.
W przypadku teorii globalnego ocieplenia, decyduje się na podstawie niewiarygodnych dowodów, przypisując winę tylko jednemu z wielu elementów składowych klimatu – dwutlenkowi węgla – i próbując przekonać nas, że ten śladowy gaz jest jakiś głównym składnikiem, którym można manipulować.
„Ta myśl jest tak absurdalna – mówił – że jest bliska magicznego myślenia”.
Klimat to złożony system wieloczynnikowy i nie można go opisywać na podstawie jednej zmiennej, globalnie uśrednionej zmianie temperatury – co odpowiada jedynie za 1-2 proc. zaburzeń zmian energetycznych.
Do późnych lat 80., nawet naukowcy zajmujący się klimatem nie podpisali się pod tą teorią. To politycy uczynili ją główną kwestią globalną.
Politycy z namszczenia pewnych filantropów jednak propagowali tę teorią ze względu na zyski, jakie realizacja określonej polityki globalnie, przyniesie grupom interesów kosztem kilku miliardów obywateli.
Co ciekawe, prof. Lindzen podkreślił, że tak zwane elity są o wiele bardziej podatne na te nonsensy niż zwykli ludzie. A to dlatego, że nie interesuje ich prawda. „Zostali wykształceni w systemie, w którym sukces opierał się na ich zdolnościach do zadowalania swoich profesorów. Innymi słowy, zostali uwarunkowani, aby wszystko racjonalizować. Podczas gdy są podatni na fałszywe narracje, są znacznie mniej podatni na ekonomię niż zwykli ludzie. Uważają się za wystarczająco bogatych, aby ponieść ekonomiczne koszty proponowanej polityki i są na tyle sprytni, by często z niej korzystać. Narracja jest na tyle banalna, że elita wreszcie myśli, iż rozumie naukę. Dla wielu (zwłaszcza z prawej strony) potrzeba uważania ich za inteligentnych powoduje, że obawiają się, że sprzeciwianie się wszystkiemu, co uważa się za naukowe, może prowadzić do uznania ich za ignorantów, a lęk ten przytłacza wszelkie ideologiczne zobowiązanie do wolności, które mogą mieć. Żaden z tych czynników nie dotyczy zwykłych ludzi. To może być najsilniejszy argument dla powszechnej demokracji i przeciwko przywódcom, którzy wiedzą najlepiej. Naukowcy tymczasem nie wiedzą prawie tyle, ile udają, że wiedzą. W każdym razie wiele z nich zostało skażonych pieniędzmi lub lewicową polityką. Naukowcy są specjalistami. Niewielu jest ekspertami od klimatu. Zalicza się do nich wielu rzekomych klimatologów, którzy zaangażowali się w tę dziedzinę w odpowiedzi na ogromny wzrost finansowania, który towarzyszył histerii związanej z globalnym ociepleniem. Naukowcy to ludzie z własnymi poglądami politycznymi i wielu z nich entuzjastycznie podchodzi do wykorzystywania ich statusu jako naukowców do promowania swojego stanowiska politycznego (podobnie jak gwiazdy, do których statusu niektórzy naukowcy często aspirują). Jako przykłady rozważmy ruchy przeciwko broni nuklearnej, przeciwko Strategicznej Inicjatywie Obrony, przeciwko wojnie w Wietnamie itd. Naukowcy są również ostro i cynicznie świadomi niewiedzy nie-naukowców i boją się, co to przyniesie” – mówił.
Ale co z wszystkimi przerażającymi „dowodami”, że globalne ocieplenie się dzieje?
Zdaniem uczonego, rzekomo znikająca pokrywa lodowa Arktyki, podnoszące się poziomy mórz, ekstremalne warunki pogodowe, wygłodniałe niedźwiedzie polarne, syryjska wojna domowa itp. – bynajmniej nie mogą stanowić potwierdzenia hipotez co niektórych klimatologów. Niemożliwe jest wskazanie „konkretnej usterki”, która dotyczy wszystkich tych zjawisk. „Oczywiście, powoływanie się na istnienie zmian – nawet jeśli te obserwacje są poprawne (choć zaskakująco często nie są) – nie implikuje wzrostu temperatury per se. (…) Niektóre twierdzenia, na przykład dotyczące ekstremów pogodowych, są sprzeczne z tym, co pokazuje zarówno teoria fizyczna, jak i dane empiryczne. Celem tych roszczeń jest oczywiście wystraszenie i oszołomienie opinii publicznej i sprawienie, aby istniały dowody na faktyczną ich nieobecność”.
Lindzen uważa, że nie ma dowodów z rzeczywistego świata na poparcie teorii globalnego ocieplenia. „To, jaką zostawimy planetę naszym wnukom (…) będzie zapisem niezgłębionej głupoty, a także krajobrazem zdegradowanym przez rdzewiejące farmy wiatrowe i rozkładające się panele słoneczne. Fałszywe twierdzenia o konsensusie naukowym na poziomie 97 proc., nie oszczędzą nas naukowców i prawdopodobnie znacznie obniży to zaufanie dla nauki. Być może nie będzie to wcale takie złe – z pewnością dotyczyć to będzie oficjalnej nauki. Jest przynajmniej jeden pozytywny aspekt obecnej sytuacji. Żadna z proponowanych polityk nie będzie miała większego wpływu na gazy cieplarniane. W ten sposób będziemy nadal czerpać korzyści z jednej rzeczy, którą można jednoznacznie przypisać podwyższonemu stężeniu dwutlenku węgla: mianowicie jego skutecznej roli jako przyspieszacza wzrostu roślin i zmniejszenia ich podatności na suszę. Tymczasem IPCC twierdzi, że musimy zapobiec kolejnemu ociepleniu o 0,5 stopnia Celsjusza, chociaż dotychczasowemu 1 stopniowi towarzyszył największy wzrost dobrobytu człowieka w historii” – konkludował.
Pełny tekst wystąpienia dostępny tutaj.
Źródło: dailymail.com, cclimatedpot.com
Agnieszka Stelmach