Niemieckie media kolejny raz dowiodły skrajnego braku obiektywizmu i ulegania lewicowej propagandzie. Przez ponad tydzień niemal wszystkie największe tytuły kolportowały doniesienia, według których w saksońskim mieście Chemnitz podczas antyimigranckich protestów dochodziło do „polowania na uchodźców”. Pisano wręcz o „pogromach” i rzekomym wylewaniu się na ulice olbrzymiej nienawiści.
Problem w tym, że nie było na to dowodów. W sieci kursowało jedno krótkie nagranie mające rzekomo potwierdzać taki fatalny przebieg wydarzeń. Można było na nim zobaczyć, jak do grupy spokojnie spacerujących chodnikiem niemieckich mężczyzn podchodzi dwóch ciemnoskórych młodzieńców. Wywiązuje się krótka rozmowa – słowa są niezrozumiałe, zakończona „pogonieniem” obu uchodźców przez wysokiego, łysego Niemca. Oprócz nagrania tego jednego agresywnego zachowania, pozbawionego zresztą całego kontekstu, nie było innych dowodów na rzekome „pogromy”. Rozmaite organizacje związane z lewicową ekstremą rozprzestrzeniały jednak nagranie, twierdząc, że neonaziści „polowali” w Chemnitz na imigrantów. Media zupełnie bezkrytycznie powielały te doniesienia.
Wesprzyj nas już teraz!
Teraz wypowiedział się sam premier Saksonii, Michael Kretschmer, polityk CDU, do sił antyimigranckich nastawiony zresztą bardzo krytycznie. Jak podkreślił, w Chemnitz nie doszło do pogromów, nie było też „polowań”, nie można wreszcie mówić o wylewaniu się na ulice nienawiści. Mówiąc krótko: niemiecka prasa bezczelnie kłamała. I to mimo tego, że lokalne media w samym Chemnitz donosiły tuż po ubiegłotygodniowych protestach, że propaganda lewicowych aktywistów nie ma niczego wspólnego z prawdą, o czym pisał już portal pch24.pl (zobacz tutaj).
Kontekstem całej sprawy jest mord, jakiego pod koniec sierpnia imigranci z krajów arabskich dokonali na 35-letnim Niemcu podczas festiwalu miejskiego w Chemnitz. W odpowiedzi na zbrodnię na ulice miasta wyszły tysiące ludzi, protestując przeciwko polityce rządu kanclerz Angeli Merkel. Jak się okazało, morderca był już karany za akty przemocy i posiadanie narkotyków, nie miał prawa do azylu w Niemczech i powinien zostać odesłany do Rumunii, skąd przyjechał do RFN. Państwo niemieckie nie przeprowadza jednak niemal żadnych deportacji, tolerując obecność nielegalnych uchodźców, w tym przestępców, w swoich granicach.
Takie osoby bardzo często stają się recydywistami, ale władze reagują dopiero wówczas, gdy dochodzi do krwawych zbrodni; incydenty niekończące się śmiercią Niemców puszczają uchodźcom płazem. Na protestach w Chemnitz wykrzykiwano hasła przeciwne przyjmowaniu uchodźców, co stało się okazją do potępiania demonstracji jako ksenofobicznych, rasistowskich i neonazistowskich. W istocie policja odnotowała kilka wypadków stosowania symboliki faszystowskiej (choćby tak zwane pozdrowienie hitlerowskie), ale nietrudno o to w kilkutysięcznym tłumie, w którym obecni byli także tak zwani ultrasi piłkarscy. Tymczasem większość mediów i polityków zamiast o narastającym problemie imigranckiej przemocy skupia się wyłącznie na straszeniu zagrożeniem „prawicowym” ekstremizmem.
Źródła: sueddeutsche.de, pch24.pl
Pach