Zwolennicy aborcji próbują storpedować obywatelską inicjatywę #Zatrzymaj Aborcję. Wskazują na rządowy raport na temat aborcji w Polsce i próbują przekonywać, że nie każde życie warto ratować.
Według danych za rok 2016 r., w 1044 przypadkach wystarczającym powodem do zabicia nienarodzonego dziecka było podejrzenie (!) o chorobę. Środowiska przeciwne obrońcom życia uwypuklają, że w przypadkach aborcji eugenicznej jedynie 21 proc. przypadków dotyczy zespołu Downa, a 16 proc. to zespół Downa z „wadami” – jak wady serca, wodogłowie czy wytrzewienie. Za 11 proc. aborcji „odpowiedzialny” jest zespół Pataua i Edwardsa. Do „listy śmierci” dopisane są także wady izolowane jednego układu i wady mnogie (np. rozszczepy kręgosłupa czy wady serca).
Wesprzyj nas już teraz!
Zwolennicy aborcji nie chcą pamiętać, że bez względu na przypisywaną wadę ofiarami są chore dzieci. Dlaczego wartościuje się ludzkie życie na podstawie choroby? Czy tylko osoby z Downem są warte ocalenia? – Apelowałabym, aby nie tworzyć listy śmierci. Te 1042 przypadki ze sprawozdania to byli ludzie. A jednostka chorobowa dotycząca danej osoby nie decyduje o wartości jej życia. Gorszy stan zdrowia nie uzasadnia zabicia człowieka – komentuje sprawę Kaja Godek z komitetu #ZatrzymajAborcję na łamach dziennika „Rzeczpospolita”.
– Zawsze mówiliśmy, że dzieci z zespołem Downa to największa grupa i to się potwierdziło – zaznacza Kaja Godek i dodaje, że dane z raportu nie stoją w sprzeczności z informacjami przekazywanymi wcześniej przez środowiska pro-life, co zarzucają zwolennicy aborcji.
Źródło: „Rzeczpospolita”
PR