Referendum przeprowadzone na terenach kontrolowanych przez Kurdów w północnym Iraku skazane jest na porażkę. Mimo pójścia do głosowania ponad 3 milionów Kurdów i wyniku, który oficjalnie poznamy w czwartek (28 września) nie doprowadzi ono ani do powstania nowego państwa, ani nie uspokoi gorącej atmosfery na Bliskim Wschodzie.
Znane z mapy granice państw między Morzem Śródziemnym a Zatoką Perską od lat nie odzwierciedlają sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie. Trwającym już dekady problemem jest konflikt między Palestyńczykami, a szerzej – światem arabskim – a Izraelem. Głośne ostatnio tzw. Państwo Islamskie też nie przejmowało się wytyczonymi w XX wieku granicami i istniało ponad nimi, realnie kontrolując znaczne powierzchnie i miasta.
Wesprzyj nas już teraz!
Naród bez państwa
Trzecią siłą polityczną, która doprowadziła do utworzenia namiastki państwa, są Kurdowie z lewicową Partią Pracujących Kurdystanu jako emanacją polityczną narodu kurdyjskiego, podzielonego granicami między Turcję, Iran, Irak, Syrię oraz Afganistan. Rozpoczętą ponad 30 lat temu walkę o powołanie niepodległego państwa Kurdowie prowadzą z bronią w ręku tam, gdzie w danym okresie mają większe możliwości. Najliczniejsza część Kurdów mieszka w Turcji i tam też rozpoczęli oni akcje zbrojne w 1984 roku. Osłabienie Iraku w wyniku wojny z Iranem a potem interwencji państw NATO i wojny domowej zachęciło ich do powołania organizmu mającego wiele znamion pełnoprawnego państwa w północ. Okazją do przejmowania władzy nad kolejnymi obszarami jest wojna w Syrii, którą trudno nazwać tylko i wyłącznie domową. W ten konflikt zaangażowali się bojownicy z Państwa Islamskiego, opozycja przeciwna prezydentowi, zbrojne ugrupowania różnych organizacji islamskich, Stany Zjednoczone i Federacja Rosyjska oraz Kurdowie, walczący o własne interesy.
Referendum nie będzie przełomem
Mimo że do urn poszło ok. 3,3 mln Kurdów i ponad 80 proc. z nich poparło dążenia niepodległościowe to jednak nie należy spodziewać się przebiegunowania układu politycznego na korzyść narodu kurdyjskiego. Bardziej prawdopodobny jest wariant z czasowym połączeniem sił państw zamieszkałych przez tę mniejszość narodową przeciw Partii Pracujących Kurdystanu. Niedawne wypowiedzi polityków tureckich o „bratnim narodzie kurdyjskim” są raczej grą na podzielenie tego narodu, skonsolidowanego wokół sukcesów ostatnich kilku lat.
Podobnie należy odebrać złożone w tym tygodniu przez Bagdad miękkie deklaracje o możliwości większej samodzielności Kurdów… ale w obrębie Iraku i bez zmiany jego granic. Przywracanie władzy nad terenami Syrii przez prezydenta Baszszara al-Asada dla Kurdów także oznacza konieczność zrozumienia, że chaos jaki wywołało Państwo Islamskie może zostać opanowany. Tym bardziej, że opinia światowa stoi za nienaruszalnością granic państw Bliskiego Wschodu, nauczona doświadczeniem, czym mogą skończyć się eksperymenty w powoływaniu nowych tworów państwowych, na wstępie skonfliktowanych z otoczeniem.
Nie tylko Irak
Pomysł powołania niepodległego Kurdystanu jednym głosem krytykują podzielone w innych sprawach państwa. Począwszy od Organizacji Narodów Zjednoczonych i jej sekretarza generalnego Antonio Guterresa, przez przywódców Stanów Zjednoczonych i Rosji po sąsiadów – wszyscy opowiadają się za utrzymaniem spójności terytorialnej Iraku.
Rosyjska „Izwiestia” zacytowała wczoraj (26 września) sekretarza prasowego Władimira Putina, Dmitrija Pieskowa, który poinformował o przeprowadzeniu przez prezydenta Rosji konsultacji telefonicznych z prezydentami Turcji Recepem Erdoganem oraz Iranu Hasanem Rouhanim, którzy potwierdzili, że obecnie priorytetem w ich polityce na Bliskim Wschodzie jest stabilizacja i spokój. W podobnym tonie wypowiadał się Departament Stanu USA, podkreślając, że przeprowadzenie głosowania w referendum doprowadzić może do destabilizacji sytuacji w regionie.
Izrael popiera Kurdów
Odmienną politykę w kwestii kurdyjskiej prowadzi Izrael, co dziwne – także wbrew kierunkowi obranemu przez wielkiego sojusznika – Stany Zjednoczone. Jeszcze 14 września tego roku doktor Agnieszka Bryc z Instytutu Politologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu powiedziała na antenie „Programu 1 Polskiego Radia”, że korzyścią Izraela byłoby powstanie organizmu, który osłabiłby wpływy Iranu. Agnieszka Bryc przywołała słowa premiera Izraela Benjamina Netanjahu, który uważa, że naród tak odważny i podzielający wartości Izraela i państw zachodnich zasługuje na własne państwo.
Dla Tel Avivu Teheran jest głównym politycznym konkurentem na Bliskim Wschodzie i uważany jest za największe zagrożenie. Należy brać pod uwagę również inny atut zmiany układu politycznego i powstania państwa Kurdyjskiego – byłoby ono osłabieniem wszystkich krajów arabskich, zamieszkałych przez Kurdów. Niezależnie od tego jaki zasięg terytorialny będzie miał zalążek Kurdystanu i gdzie on powstanie. Stąd też państwa Bliskiego Wschodu będą wolały wybrać drogę rozmiękczania i dzielenia Kurdów, dając lub obiecując im jakiś zakres swobód, być może nawet autonomię.
Wątpliwe jest jednak przyjęcie takiej oferty przez rozbudzonych nadzieją Kurdów, już chwalących się korzystnymi dla nich wynikami cząstkowymi. Jak podaje „Krasnaja Wiesna” w irackich miastach Halabdża i Szaklawa ponad 95 proc. Kurdów opowiedziało się za niepodległością. Rozkołysanie dzwonu niepodległości Kurdystanu odbije się jeszcze z pewnością szerokim echem na Bliskim Wschodzie.
Jan Bereza