Mimo zapewnień szefa Pentagonu, Amerykanom pozostaje coraz mniej możliwości ograniczenia zapędów Koreańczyków. Jeszcze kilka tygodni temu izraelski „Haaretz” ostrzegał, że jeśli amerykańska polityka odstraszania wobec Korei Północnej nie powiedzie się, wówczas istnieje ogromne ryzyko rozprzestrzenieniu technologii jądrowej na świecie. Dotychczasowe środki nie odniosły skutku. Pjongjang dołączył do klubu mocarstw termojądrowych.
„Haaretz” ostrzegał, że przegranie kampanii przeciwko Korei Północnej sygnalizować będzie, iż broń nuklearna zapewnia ochronę przed zagrożeniami zewnętrznymi. Zachęci to inne kraje takie, jak choćby Iran do rozwijania programu nuklearnego i wprowadzi istotną zmianę w układzie sił na arenie międzynarodowej.
Wesprzyj nas już teraz!
Po miesiącach przewidywań, w niedzielny poranek 3 września, dokładnie w południe czasu lokalnego, Korea Północna przeprowadziła szóstą próbę z udziałem urządzeń do testowania bomby termojądrowej. Eksplozja spowodowała trzęsienie ziemi odczuwalne w Chinach. Siła wybuchu była dziesięć razy większa niż siła eksplozji bomby, którą Amerykanie zrzucili na Hiroszimę w sierpniu 1945 r. Najprawdopodobniej był to największy test jądrowy Korei Północnej, większy od tego przeprowadzonego rok temu.
Media północnokoreańskie podały, że testowano nowe urządzenie, które jest zaawansowaną konstrukcją bomby jądrowej, transportowanej za pomocą rakiet balistycznych o zasięgu międzykontynentalnym Hwasong-14 / KN20.
Pocisk po raz pierwszy wypróbowano 4 lipca br. Magazyn „The Diplomat” sugeruje, że jeśli nowy projekt rakietowy komunistycznej Korei okaże się tak dobry, jak sugerują wstępne dane, to wskutek osiągnięć technicznych i gotowości do użycia pocisku, Pjongjang w sposób niewątpliwy osiągnął cel, jakim jest skuteczne powstrzymywanie Stanów Zjednoczonych przed atakiem na swoje terytorium.
Dane techniczne zaprezentowane za pośrednictwem krajowej agencji prasowej sugerują, że Koreańczycy mają konkretną wiedzę na temat budowy bomby termojądrowej – superbomby Tellera-Ulama. Podobne bomby – poza głównymi mocarstwami – posiadają także Indie i Pakistan. W przypadku tych państw prace nad nimi trwały około 20 lat. Koreańczycy tę technologię – jak sugerują wszelkie dane – rozwinęli w ciągu nieco ponad 10 lat.
Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna twierdziła, że pierwszą próbę z użyciem broni termojądrowej przeprowadziła w styczniu 2016 roku. Wielu ekspertów wątpiło jednak, by Koreańczykom faktycznie udało się to osiągnąć. Na kilka godzin przed szóstym testem opublikowano zdjęcia Kim Dzong Una sprawdzającego urządzenie przypominające znane projekty dwustopniowych bomb termojądrowych. Te bomby używają kompaktowej eksplozji pierwotnej do rozszczepienia, aby wywołać wtórną eksplozję o znacznie większej sile rażenia.
„The Diplomat” podkreśla, że eksperci obecnie zbierają wszelkie dane sejsmiczne, atmosferyczne itp., które mają pomóc określić, czy rzeczywiście Pjongjang osiągnął sukces, o którym donosi. Jednak ze względów strategicznych odstraszania, zdobyta wiedza nawet nie będzie miała większego znaczenia. Wystarczy, że bomba, którą wyprodukowali Koreańczycy jest wystarczająco duża, aby zrównać z ziemią dane miasto i można ją przenieść za pomocą rakiet międzykontynentalnych, by stanowiła potężne zagrożenie.
Koreańczycy rozwinęli broń nuklearną, aby dynastia Kim pozostała przy władzy na czas nieokreślony i by nie spotkał jej los taki, jak irackiego przywódcę Saddama Husajna czy libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego. Obaj eksperymentowali z nowatorskimi programami nuklearnymi.
Strategia Korei Północnej „asymetrycznej eskalacji” w razie konwencjonalnego ataku, ma powstrzymać Amerykanów i inne państwa przed wszczynaniem inwazji. Pjongjang w razie wybuchu wojny konwencjonalnej nie miałby skrupułów, by użyć broni jądrowej przeciwko USA i regionalnym sojusznikom Ameryki, to jest wobec Korei Południowej czy Japonii, doprowadzając tym samy do asymetrycznej eskalacji konfliktu, by zmusić Amerykanów do negocjacji.
Z perspektywy odstraszania – według magazynu „The Diplomat” – szósty test jest ważny, bo stawia także pod znakiem zapytania siłę sojuszy amerykańskich w Azji. Co Stany Zjednoczone są zdolne poświęcić: Seul czy Tokio? W tej chwili każda wojna z Koreą Północną będzie wojną nuklearną i nawet surowe sankcje Rady Bezpieczeństwa ONZ wydane w zeszłym miesiącu, są niewystarczające, by powstrzymać ambicje Pjongjangu. Z takiej sytuacji korzystają Chińczycy i Irańczycy wskutek skoncentrowania Amerykanów na poczynaniach Kim Dzong Una.
Jak sugeruje „The Diplomat” Amerykanie chcąc zapewnić bezpieczeństwo swoim obywatelom będą musieli nauczyć się nowych form odstraszania Korei Północnej, tak jak robiły to względem Związku Radzieckiego, a obecnie czynią względem Rosji i Chin. „Będzie to wymagało uznania możliwości Korei Północnej i przyznania, że ten kraj, o którym wspominał Richard Nixon jako o czwartej potężnej potędze, jest zdolny powstrzymywać Stany Zjednoczone przed inwazją i zmianą reżimu” – pisze magazyn.
Dlatego – według ekspertów z „The Diplomat” – ograniczenie ryzyka wybuchu wojny jądrowej, będzie wymagać od obu stron utworzenia kanałów wojskowych do zarządzania ryzykiem. Stany Zjednoczone muszą też przestać wątpić w to, iż Korea Północna faktycznie posiada możliwości wywołania wielkiej wojny o ogromnych konsekwencjach. Sekretarz obrony USA James Mattis ostrzegł w niedzielę, że „każde zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych lub jego terytorium – w tym Guam – czy też wobec sojuszników spotka się z ogromną reakcją militarną, odpowiedzią zarówno skuteczną, jak i przytłaczającą.” Mattis wezwał przywódcę koreańskiego, by słuchał „jednolitego głosu” Rady Bezpieczeństwa ONZ, której członkowie jednogłośnie angażują się w denuklearyzację Półwyspu Koreańskiego. Przekonywał, że Waszyngton „nie chce całkowitego unicestwienia kraju, ale wciąż mają wiele opcji, by to zrobić”. Szef Pentagonu uspokajał sojuszników, mówiąc, że zobowiązania między Stanami Zjednoczonymi, Koreą Południową i Japonią są „żelazne”.
Źródło: thediplomat.com., haeretz.com, cnsnews.com.,
AS