Frankfurt nad Menem de facto przestał być niemiecki. Według lokalnych urzędników nie można nawet powiedzieć, by niemieckość była w nim dominująca. Większość ludności to imigranci lub ich potomkowie.
Według statystyk bazujących na danych osobowych zebranych w roku 2015, 51,2 proc. ludności tego miasta ma tak zwane podłoże imigracyjne. Chodzi o ludzi, którzy nie mają niemieckiego obywatelstwa lub obywateli, którzy albo sami urodzili się za granicą, albo też urodzili się tam ich rodzice. Liczby przedstawiła lokalna urzędnik Sylvia Weber z lewicowej partii SPD.
Wesprzyj nas już teraz!
Według oficjalnych danych prezentowanych przez Federalny Urząd Statystyczny we Frankfurcie nad Menem, podłoże migracyjne ma 44,7 proc. mieszkańców, ale, jak wyjaśnia Sylvia Weber, to liczba zaniżona, wynikająca z odmiennych założeń teoretycznych. W istocie, jak przyznaje polityk, Niemcy we Frankfurcie nie są już większością. Miasto składa się „z mniejszych lub większych mniejszości” i według jej słów staje się cały czas coraz bardziej „różnorodne”.
Przyszłość rzeczywiście rysuje się jednoznacznie. Im młodsi mieszkańcy miasta, tym wyższy jest odsetek imigrantów lub ich potomków. Wśród dzieci poniżej szóstego roku życia już powyżej 70 proc. ma podłoże migracyjne. Wśród ludności rdzennie niemieckiej tylko 15,1 procent żyje w rodzinach (przy czym rozumie się tu też rodzica samotnie wychowującego dzieci); wśród przybyszów to ponad dwukrotnie więcej (36,6 proc.).
W 2015 roku największą grupę osób o podłożu migracyjnym stanowili Turcy (12,9 proc.), a następnie Chorwaci (7,3 proc.) i Włosi (7,2 proc.). Powyższe statystyki nie uwzględniają jeszcze ludności, która napłynęła do Niemiec w ramach ostatniej wielkiej fali migracyjnej. Dodatkowo pod uwagę nie bierze się też trzeciego pokolenia imigrantów, nawet jeżeli żyje ono zgodnie z zasadami swojej rodziny, a nie zwyczajami niemieckimi. W praktyce oznacza to, że liczba osób o podłożu migracyjnym jest we Frankfurcie jeszcze wyższa.
Źródło: „Frankfurter Rundschau”
Pach