Aleksander Udalcow, rosyjski ambasador na Litwie wyliczył, „ile Wilno powinno zwrócić Moskwie za sowieckie inwestycje w latach 1945-89”. Jego wypowiedź wywołała polityczną burzę i ostrą reakcję ze strony Litwy.
Zdaniem Udalcowa Litwini powinni oddać Rosji, kontynuatorowi ZSRR, 65 mld dolarów. Ambasador powiedział, że „taka oto kwota została wtłoczona do gospodarki byłej republiki sowieckiej w latach 1945-89. Dodał ponadto, że to właśnie Rosja, ówczesna największa republika Związku Sowieckiego, była największym wspomagaczem finansowym Litwy.
Wesprzyj nas już teraz!
Szef litewskiego MSZ, Linas Linkevičius nazwał żądania ambasadora absurdalnymi. Szczególne zdziwienie – jak oświadczył – budzi fakt, że „takie żądania pod adresem Litwy wysuwa się nie bacząc na uznanie przez niemal cały świat sowieckiej okupacji Litwy w tych latach”.
Nikołaj Mieżewicz, przewodniczący Rosyjskiego Stowarzyszenia Badań „Pribałtiki” uważa, że „przed czasami sowieckimi, na Litwie – kraju typowo rolniczym – nie było niczego. Po roku 1945, już w Radzieckiej Republice Litewskiej, powstały dwa unikalne do dziś przedsięwzięcia: port w Kłajpedzie i rafineria w Możejkach” (dziś ORLEN Lietuva – przyp.).
– Dziś oba te przedsiębiorstwa zapewniają ok. 25% dochodu narodowego Litwy. A droga łącząca Wilno z Kownem przed rozpadem ZSRR była takiej jakości, że można tam było przywozić amerykańskich turystów – zauważył Mieżewicz.
Tymczasem Litwini nie pozostają dłużni. Uważają, że to Rosja powinna płacić im rekompensaty za okupację sowiecką. Nie podają jednak kwot ewentualnego „odszkodowania”.
Jeden z litewskich historyków powołał się na dokumenty, z których wynika, że w latach 40. XX wieku i w latach powojennych Moskwa znacznie więcej wydawała na tłumienie ruchu oporu niż na rozwój gospodarki i inwestycje.
Źródło www.vz.ru, www.kurier.lt
ChS