Rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Stanisław Żaryn poinformował, że służby zbadają sprawę publikacji przez byłego prezydenta Lecha Wałęsę tajnych dokumentów UOP. Chodzi o skan pisma skierowanego do szefa Urzędu Ochrony Państwa Andrzeja Milczanowskiego, który zawierał klauzulę „tajne”. Historyk prof. Sławomir Cenckiewicz zauważył, że dokumenty mogą pochodzić z prywatnego archiwum Wałęsy.
Były prezydent Lech Wałęsa zamieścił na swym facebookowym profilu skan dokumentu przygotowanego przez kpt. Andrzeja Hodysza, szefa Delegatury UOP w Gdańsku, skierowanego do swego przełożonego Andrzeja Milczanowskiego, ówczesnego szefa Urzędu Ochrony Państwa. Pismo wskazuje na to, że Biuro Studiów MSW, zajmujące się inwigilacją, aby prowadzić działalność operacyjną wobec Lecha Wałęsy zakupiło w latach 80-tych działkę w gminie Sulęczyn,. Były prezydent chciał zwrócić przy tym uwagę, że jako przywódca „Solidarności” musiał sobie radzić z komunistycznym wywiadem i inwigilującymi go funkcjonariuszami aparatu bezpieczeństwa PRL. Publikacja dokumentu przez Wałęsę może przysporzyć mu kłopotów, ponieważ dokument był opatrzony klauzulą „tajne”. Jak informuje rzecznik ABW Stanisław Żaryn, służby prowadzą już wstępną analizę sprawy.
Wesprzyj nas już teraz!
Wobec zaistniałej sytuacji, głos zabrał historyk prof. Sławomir Cenckiewicz, który w serwisie Twitter zasugerował, że Lech Wałęsa mógł złamać prawo. „Wałęsa publikuje na FB dokument UOP z prywatnej kolekcji! Pewnie z kolekcji „wypożyczonych” w latach 1992-1995. Gdzie jest państwo prawa?” – pytał retorycznie.
Jeśli wstępna kontrola sytuacji wykaże, że Wałęsa złamał prawo, śledztwo będzie mogło być prowadzone na podstawie paragrafu 265. Kodeksu karnego, który mówi: „Kto ujawnia lub wbrew przepisom ustawy wykorzystuje informacje niejawne o klauzuli ‘tajne’ lub ‘ściśle tajne’, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5″.
Źródło: wprost.pl
WMa