Jakie są granice wolności artystycznej? Co wolno w sztuce? Jak te kwestie reguluje polskie prawo? O tych sprawach w kontekście bluźnierczego spektaklu „Klątwa” w warszawskim Teatrze Powszechnym rozmawiali w programie TVN poseł .Nowoczesnej Krzysztof Mieszkowski oraz Tymoteusz Zych z Ordo Iuris. Stroną w sporze okazała się być również prowadząca dyskusję prezenterka Małgorzata Łaszcz, poziomem swoich argumentów oraz zachowaniem przynosząca wstyd dziennikarskiej profesji.
Nikogo nie dziwią skrajnie lewackie i sprzyjające bluźniercom poglądy posła Krzysztofa Mieszkowskiego. Zdaniem posła .Nowoczesnej „Klątwa” to… „wybitne przedstawienie”, zaś Frilić to niezwykły artysta, którego prowokacje są Polsce potrzebne ze względu na… rządy PiSu.
Wesprzyj nas już teraz!
Lewacki parlamentarzysta wykorzystał ponadto swoją obecność w TVN do promowania aborcji, gdyż – jak przekonywał – reżyser i aktorzy w owym spektaklu bronią podmiotowości kobiet, która jest ograniczona poprzez brak powszechnego dostępu do praktyk dzieciobójczych.
Broniący katolickich standardów w życiu publicznym Tymoteusz Zych z Ordo Iuris miał w programie trudne zadanie, gdyż nie tylko polemizował z posłem-rewolucjonistą, ale nagminnie w słowo wchodziła mu prowadząca program Małgorzata Łaszcz. Skandaliczny styl prezenterki i brak jakichkolwiek znamion obiektywizmu były wręcz niesmaczne.
Mimo przeciwności Tymoteusz Zych zauważył, że różni go z posłem Mieszkowskim podejście do artystycznych środków wyrazu oraz godności człowieka. Nie ograniczył się jednak do przedstawienia swojej opinii, ale – inaczej niż poseł Nowoczesnej – opierał się na precyzyjnych argumentach prawnych. Lewicowy polityk jedyne co potrafił, to konsekwetnie zarzucać Zychowi dokonywanie analizy po poznaniu fragmentów bluźnierczego spektaklu „Klątwa”.
– Nie ulega żadnej wątpliwości, że całość jest tutaj istotnym kontekstem oceny tych fragmentów, natomiast orzecznictwo polskie i europejskie potwierdza, że nie tylko całość, ale również fragmenty i poszczególne środki wyrazu mogą podlegać analizie i naruszać prawo, w tym uczucia religijne – zauważył Tymoteusz Zych.
– Kontekstem oceny danego środka wyrazu jest rzeczywiście całość, natomiast środek wyrazu może sam w sobie naruszać prawo i tutaj jest pytanie, czy ten sam efekt, to samo przesłanie dało się przekazać, wyrazić w inny sposób, który nie naruszałby godności szeregu osób, także tych które płacą podatki i finansują ten teatr – dodał ekspert Ordo Iuris.
Gdy Małgorzata Łaszcz poruszyła wątek finasowania Teatru Powszechnego z pieniędzy publicznych i zapytała o to posła z rzekomo wolnorynkowej formacji, ten z całą stanowczością odrzucił możliwość odebrania finansowania i oburzył się takimi pomysłami.
Ponadto Mieszkowski nie dostrzegł żadnych skandalicznych elementów w „Klątwie”. Zamiast tego mówił o wolności twórczej, której nie wolno odbierać. Ubolewał również z powodu… edukacji religijnej w polskich szkołach i stawiał ją w opozycji do nieistniejącej edukacji kulturalnej. Winnym, zdaniem Mieszkowskiego, jest – a jakże – Kościół katolicki.
Funkcjonariuszka aparatu rewolucyjnej propagandy pełniąca funkcję dziennikarki TVN również nie dostrzegała problemu i broniła spektaklu mówiąc, że wszystko jest w porządku, gdyż… nie ma obowiązku oglądania „Klątwy”.
Tymoteusz Zych mimo rzucanych mu przez lewicowych oponentów (dziennikarkę i posła) kłód pod nogi, przypomniał orzeczenie „bronionego” przez Mieszkowskiego Trybunału Konstytucyjnego z 6 października roku 2015, gdzie instytucja „wypowiedziała się w zakresie przepisu karnego penalizującego, czyli karzącego obrazę uczuć religijnych, czyli artykułu 196 Kodeksu karnego. I wyraźnie Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że jest to przepis zgodny z konstytucją, a co więcej – uzasadniony na gruncie aksjologii konstytucyjnej”.
W dalszej części dyskusji ignorantka z TVN pytała, czy w przypadku „Klątwy” można w ogóle mówić o obrazie uczuć religijnych. Zdaniem Tymoteusza Zycha istnieją przesłanki, by mówić o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, natomiast bez najmniejszej wątpliwości przekroczono granice dobrego smaku. Niestety mimo, że Małgorzata Łaszcz zadała pytanie o temat prawno-karny – obrazę uczuć religijny – to „na obecnym etapie” nie chciała mówić o sądzie i ewentualnej karze dla twórców „Klątwy”. Kilka minut później zaprzeczyła sama sobie pytając Zycha, jakie jego zdaniem powinny być prawne konsekwencje wystawienia „sztuki”.
Z kolei Mieszkowski przekonywał, że… granice w sztuce wyznacza artysta. Skrajnie lewacki poseł aluzyjnie porównał nawet wszczęcie postępowania w sprawie „Klątwy” do… komunistycznej cenzury. – To jest dzisiaj pogrzeb wolnej sztuki, wolnego kraju demokratycznego – twierdził parlamentarzysta z klubu Ryszarda Petru. Celnie zripostował go Tymoteusz Zych przypominając, że takie rozwiązania prawne obowiązują także na zachodzie. Swoim słowom o pierwszym „takim wypadku” od roku 1989 Mieszkowski zaprzeczył kilka minut później wracając do sprawy Doroty Nieznalskiej.
Poseł zarzucił ponadto wiceministrowi Sellinowi, który komentował spektakl w oparciu o dostępne w sieci fragmenty, że w ten sposób… nie szanuje pracy aktorów. Niestety szacunek dla katolików nie wzbudził żadnego zainteresowania towarzysza Mieszkowskiego.
Wygadany zwykle poseł lewicowej formacji nie potrafił jednak w rozmowie z Tymoteuszem Zychem odpowiedzieć na pytanie eksperta Ordo Iuris, czy wolno obrażać ludzi ze względu na pochodzenie i kolor skóry, czy tylko ze względu na katolickie wyznanie.
Niestety dziennikarka nie była w stanie pozwolić Zychowi zakończyć wypowiedź i przerywając mu apelowała o… szacunek wobec niej. Przerywanie dokonywane przez Mieszkowskiego przyjmowała z kolei z całkowitym spokojem. Nie była również w stanie odpowiedzieć na retoryczne pytanie Zycha dotyczącego obrażania innych nacji.
Źródło: tvn24.pl
MWł
DOŁĄCZ DO PROTESTU PRZECIW BLUŹNIERCZEJ „KLĄTWIE”. KLIKNIJ TUTAJ!