Kształtowanie koncertu USA, Chin i Rosji, to zdaniem Zbigniewa Brzezińskiego, byłego doradcy prezydenta Cartera, sposób na uśmierzenie kryzysu bezpieczeństwa powodowanego przez region Bliskiego Wschodu.
Swoje oceny Zbigniew Brzeziński zawarł w artykule opublikowanym na łamach „Huffington Post”. Były doradca Cartera próbuje w nim znaleźć odpowiedź na pytanie o to jak z punktu widzenia interesów USA zaradzić na „brak bezpieczeństwa strategicznego w epoce wstrząsów”.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem eksperta, w ciągu 70 lat od zakończenia drugiej wojny światowej strategiczne bezpieczeństwo utrzymywane było przez pewność wzajemnej zagłady, jaką gwarantowały sobie mocarstwa atomowe w przypadku wybuchu bezpośredniego konfliktu między nimi. Gwarancja ta stawała się jednak coraz słabsza wraz z rozpadem dwublokowego systemu międzynarodowego w znacznej mierze kontrolowanego przez dwa supermocarstwa oraz wraz z rozprzestrzenianiem się broni atomowej.
Jak podał portal kresy.pl, analityk w swojej ocenie uwzględnił rolę Chin, które po 1972 roku zdecydowały się na pewnego rodzaju współpracę ze Stanami Zjednoczonymi, także przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Początek XXI wieku przyniósł znaczącą zmianę parytetu sił poszczególnych mocarstw – przede wszystkim ze względu na szybki wzrost potęgi Chin, także w zakresie rozwijania komponentu broni strategicznej przez Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą. Brzeziński uznał, że „ostrożność i współpraca musi przeważyć [w stosunkach] między Stanami Zjednoczonymi, Chinami i Rosją, jeśli mamy uniknąć fundamentalnego konfliktu”.
Amerykański politolog zauważył, że Chińczycy „spenetrowali ekonomicznie” region Azji Środkowej, w której poradzieckie republiki były do niedawna obszarem wyłącznych mocarstwowych wpływów Rosji i to w czasie, gdy marzenia Rosjan o reintegracji przestrzeni dawnego ZSRR spotkały się z oporem nawet w słowiańskiej Ukrainie i Białorusi. Brzeziński ocenił, że kooperacja Chin i Rosji przynosi obu państwom doraźne zyski, to jednak pozostają one wobec siebie „podejrzliwe”. Amerykanin twierdzi, że możliwe są geopolityczne problemy w relacjach Pekinu i Moskwy.
Odnosząc się do stanowiska swojego kraju Brzeziński podkreślił, że USA „nie mogą traktować Chin jak wroga”. Jak zaznaczył, „USA muszą zważać na wielkie niebezpieczeństwo sformowania przez Chiny i Rosję strategicznego sojuszu, generowanego szczególnie przez ich własną wewnętrzną, polityczną i ideologiczną dynamikę, a częściowo przez słabo przemyślaną politykę amerykańską”. Politolog ostrzegł przed faworyzowaniem Indii i lewarowaniem ich wobec Pekinu, bo to gwarantuje zacieśnienie współpracy przez Chińczyków z Rosjanami, „a nie ma dla USA nic groźniejszego niż takie związki”.
Jak podał portal kresy.pl, według Brzezińskiego USA muszą być gotowe do militarnej obrony wyspiarskich państw Azji Południowo-Wschodniej oraz „Europy zachodnio-środkowej”. Jednocześnie powinny unikać stosowania wobec Rosji „ostracyzmu” i muszą demonstrować możliwości pełnej blokady morskiej Bałtyku, przez który przechodzi dwie trzecie rosyjskiego handlu, w przypadku gdyby Moskwa zdecydowała się na agresję wobec Łotwy czy Estonii. Był doradca prezydenta Cartera twierdzi, że w takiej otwartej konfrontacji Rosjanie nie mogli by „prawdopodobnie” liczyć na poparcie Chin.
Brzeziński ocenił też, że w ciągu następnych dekad północna Azja może stać się geopolitycznie niestabilna, a „okazyjnie nawet wybuchowa”. Jego zdaniem Ameryka będzie tu „zdystansowanym obserwatorem” wzmacniającym przezornie relacje z Japonią i Koreą Południową. Jednocześnie Waszyngton dalej będzie zmuszony liczyć na wsparcie Chin i Rosji w mierzeniu się z problemami stwarzanymi przez Koreę Północną. Zdaniem Brzezińskiego Pekin i Moskwa mają większe możliwości wpływu na zachowanie Kim Dzong-una, niż Waszyngton.
Jako „last but not least” w swojej argumentacji na rzecz możliwości i korzystności prób kształtowania koncertu USA, Chin i Rosji, Brzeziński wskazał, że tylko taka współpraca jest w stanie uśmierzyć kryzys bezpieczeństwa powodowany przez region Bliskiego Wschodu. Region ten politolog opisał jako „przestrzeń religijnej nienawiści, potencjalnego konfliktu nuklearnego rozpętanego przez ekstremistów w Iranie; nie wspominając o geopolitycznych ambicjach rozpalonych przez nacjonalistyczną falę w Tucji – być może wspieraną przez rosyjskich wojskowych – wszystko to stanowi o prawdopodobieństwie wielkiego regionalnego wybuchu”. Jak dodał, zapobiec mu mogą tylko trójstronne związki i współpraca Waszyngtonu, Pekinu i Moskwy. Są one możliwe tym bardziej, że rozszerzanie się niestabilności z tego regionu zagraża bezpieczeństwu wszystkich trzech mocarstw atomowych. Brzeziński uznał, że także wielkie wyzwania nie mające podłoża politycznego, jak zmiany klimatyczne i ich skutki, powinny skłaniać je do współpracy.
Źródło: kresy.pl
MA