Kryzys żywnościowy w Wenezueli nie dla wszystkich jest niekorzystny. Istnieje grupa bogacąca się na nim – to wojsko. Prowadzony przez armię przemyt jedzenia stał się wyjątkowo intratnym biznesem. Wskutek niedoborów żywności wywołanych socjalistyczną polityką Nicolasa Maduro cierpią natomiast zwykli Wenezuelczycy. Często stają oni przed wyborem: głód lub zakup po skrajnie zawyżonej cenie.
Wojskowi nie tylko pilnują nielegalnych transakcji żywności w Wenezueli, lecz niejednokrotnie bezpośrednio je prowadzą. Według doniesień medialnych sprzyja to bogaceniu się armii.
Wesprzyj nas już teraz!
Proceder ten stał się możliwy dzięki przyznaniu wenezuelskim siłom zbrojnym kontroli nad zapasami żywności. Socjalistyczny prezydent Wenezueli Nicolas Maduro zdecydował się na to w lecie ubiegłego roku. Była odpowiedź na zamieszki na ulicach wywołane niedoborami żywności. Dochodziło wówczas do łupienia sklepów spożywczych, by tylko zdobyć brakujące pożywienie. Nie zawsze to wystarczało – półki często świeciły pustkami.
Głód to nadal poważny problem w latynoamerykańskim państwie. Uniknięciu go służy korzystanie z czarnego rynku – a więc z jedzenia importowanego przez wojsko. Alternatywa to kupowanie w prowadzonych przez państwo supermarketach. Ceny są w nich bardzo niskie. Niedobory i ogromne kolejki uniemożliwiają jednak większości Wenezuelczyków korzystanie z tych placówek. W efekcie około 80 procent Wenezuelczyków straciło wagę. Oto dieta prezydenta Maduro – ironicznie mówią mieszkańcy latynoamerykańskiego państwa.
„Socjalizm to bohaterska walka z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju”, mawiał Stefan Kisielewski. Wenezuela to doskonały dowód trafności tego twierdzenia. Socjalizm zmienia powoli latynoamerykańskie państwo w kraj Trzeciego Świata. Ograniczenia dla wolnego rynku zamiast służyć ludziom wpędzają ich w głód.
Źródło: npr.org
mjend