Choć pomysł finansowania zabiegów in vitro z miejskiej kasy brzmi jak makabryczny żart, to o takie rozwiązanie upomina się lewacka część krakowskich radnych. Na tyle skutecznie, by wprowadzić pod obrady tzw. uchwałę kierunkową. Jej uzasadnienie poraża. Otóż powodem niemoralnego wydawania publicznych środków miałoby być zakończenie rządowego programu in vitro i przyjęcie takich rozwiązań przez „wiele” samorządów, czyli Częstochowy i Łodzi.
Rezygnacja z realizacji rządowego programu in vitro wywołała w środowiskach lewackich nieprzychylne komentarze. Nic dziwnego, że działacze tej części sceny politycznej, jakoby w „trosce” o swoich wyborców, podejmują walkę o ich interesy na forum samorządowym. Tak stało się w Krakowie, gdzie radna Małgorzata Jantos (w ubiegłym roku zmieniła formację polityczną z Platformy Obywatelskiej na .Nowoczesną), zgłosiła projekt ramowej uchwały zakładającej przygotowanie do wprowadzenia programu „Leczenie niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego dla mieszkańców Krakowa na lata 2017 – 2020”. Projekt ma być głosowany przez Radę Miasta Krakowa już 11 stycznia 2017 roku.
Wesprzyj nas już teraz!
Przyjęcie uchwały w zaproponowanym kształcie oznaczać będzie zobowiązanie prezydenta Krakowa do przygotowania miejskiego programu in vitro i przedstawienia go Radzie wraz z harmonogramem wprowadzania. Nowe terminy zapewne zostaną wskazane w uchwale, bo te projektowane przewidywały rozpoczęcie działań już w grudniu 2016 roku.
Ciekawe jest to, czym grupa radnych motywuje potrzebę podjęcia działań idących w kierunku uruchomienia samorządowej refundacji in vitro. Okazuje się, że głównym motorem działań jest fakt zakończenia rządowego programu „leczenia” niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego. „Pary, które nie zdążyły skorzystać z rządowego programu in vitro, mogą mieć jedynie nadzieję na dofinansowanie metody leczenia przez samorządy” – podkreślono w dokumencie.
Drugą siłą napędową jest fakt, że takie programy uruchomiło już „wiele” samorządów. W uzasadnieniu pojawiają się „aż” dwa pionierskie miasta – Częstochowa i Łódź. W uzasadnieniu projektu – zresztą dość lakonicznym – trudno doszukać się merytorycznej argumentacji dla proponowanych działań. Pełno zaś jest odwołań do rozwiązań przyjętych właśnie w dwóch wspomnianych miastach. Jak się okazuje, nieprzypadkowo. Projektodawcy wprost sugerują, by władze Krakowa czerpały z tych doświadczeń.
Projekt, w końcu, nie precyzuje ile miałby kosztować program, nie ma w nim wzmianki nawet o potencjalnej liczbie par, które w Krakowie chciałyby skorzystać z tej metody „leczenia” bezpłodności. Jedynie z wypowiedzi medialnych radnej Jantos można wnioskować, że chodziłoby o kwotę 2 mln rocznie – gdy już program zostanie uruchomiony, zaś o trzecią część tej kwoty w pierwszym roku funkcjonowania.
Radni PiS za życiem?
Jak na uchwałę kierunkową zareagują radni? W ocenie radnego Łukasza Słoniowskiego, klub PiS zapewne zagłosuje przeciw, choć sprawa ta będzie dyskutowana zapewne dopiero w dniu sesji. – Wydaje mi się, że jest to tylko próba zaistnienia medialnego przez .Nowoczesną i że ten projekt nie zostanie przegłosowany – ocenił. Jak dodał, w dyskusji o refundowaniu in vitro należałoby przytoczyć kontrargumenty dotyczące skuteczności naprotechnologii oraz zapytać z jakiego powodu akurat to prywatne kliniki in vitro miałyby być wspierane z miejskiej kasy. – W mojej ocenie samorząd w ogóle nie powinien zajmować się tego typu sprawami – dodał.
W podobnym tonie sprawę ocenił Adam Kalita (PiS). Radny wyraził przy tym przekonanie, że jego klub takiego projektu nie poprze. Podobnie mogą zagłosować niektórzy radni Platformy, szczególnie że projekt wyszedł od .Nowoczesnej. – Ten projekt, to typowa „wrzutka”. Nie chodzi tu, by dyskutować o in vitro, tylko o to, „by coś się działo” – dodał.
PiS w Radzie Miasta Krakowa ma 19 głosów. Nie wiadomo jak zachowa się PO (dysponuje 16 radnymi), a część jej przedstawicieli poparło projekt. W Radzie jest też 6 przedstawicieli prezydenckiego „Przyjaznego Krakowa” oraz dwóch radnych niezrzeszonych w żadnym klubie – w tym Małgorzata Jantos – jedyna przedstawicielka .N. – Skrzydło liberalne w PO nie jest aż tak silne. Sądzę, że głosy się podzielą i projekt będzie jedynie pretekstem do dyskusji na temat in vitro i okazję do wywołania medialnego szumu wokół sprawy. Nowoczesna ma jedną radną i zdaje się musi nadrabiać fajerwerkami – ocenił Słoniowski.
Odrzucenie projektu przewidywał też Łukasz Wantuch z „Przyjaznego Krakowa”. Radny ten zgłosił jednak do projektu poprawkę, która ograniczałaby możliwość skorzystania z refundacji do małżeństw bezdzietnych. Wantuch wyraził przekonanie, że jego klub projekt poprze. „Formalnie nie ma u nas dyscypliny podczas głosowań, ale ponieważ Przyjazny Kraków jest najmniejszym klubem, radni często są jednogłośni (6 głosów ZA lub PRZECIW). Siła mniej licznych polega na trzymaniu się razem, co najlepiej widać po klubie Platformy Obywatelskiej, który jest 3 razy większy, ale tak do końca nigdy nie wiadomo jak zagłosują” – napisał. Przy okazji Wantuch postanowił „błysnąć”, nazywając naprotechnologię „szamańskimi metodami”.
Radny dodał również, że jeżeli głos w sprawie „zabierze Franciszkańska”, liczba przeciwników projektu wzrośnie. Wówczas – jak ocenił – szanse na wprowadzenie in vitro w Krakowie będą zerowe. W tym miejscu należy wspomnieć, że do Rady wpłynęło już stanowisko doradców życia rodzinnego krakowskiej Kurii. „Jesteśmy zdziwieni samym pomysłem i sprzeciwiamy się przeznaczaniu środków z budżetu miasta (również z naszych podatków) na finansowanie metody, która nie szanuje godności kobiety, mężczyzny oraz poczętego dziecka. Niszczy ona wiele istnień ludzkich” – napisali.
W dyskusji o in vitro – prócz kwestii moralnych dyskwalifikujących tę metodę – warto także przywołać dane dotyczące jej osławionej „skuteczności”. W latach 2013-2016 na produkcję dzieci z probówki z kasy państwa wydano aż 86 mln zł. Urodziło się zaledwie 5300 dzieci. To średnio ponad 16 tys. zł na urodzone dziecko. O tym ile ludzkich istnień przy okazji unicestwiono lub poddano hibernacji nikt nie chce mówić.
Marcin Austyn