W jednej z francuskich miejscowości przeprowadzono eksperyment, polegający na przywróceniu tradycyjnego systemu nauczania. Szybko został okrzyknięty mianem rewolucyjnego, choć wydaje się, że powinno się raczej mówić o kontrrewolucji. A jakie są efekty?
Kryzys integracyjny jest od dawna łączony we Francji m.in. z kryzysem edukacji. Poddane rozmaitym eksperymentom (programowym, czy genderowym) szkoły publiczne przestały pełnić już od dawna funkcje integracyjne. Francuski model integracji opierał się na „przerabianiu” młodych ludzi na obywateli Francji właśnie przez szkołę.
Wesprzyj nas już teraz!
Konfrontacja z islamem, duża ilość uczniów z rodzin emigrantów w klasach na przedmieściach, eksperymenty programowe, rosnąca absencja i obniżanie poziomu nauki, spowodowały, że system edukacji stał się w tej materii niewydolny. Lewica tymczasem brnęła w ostatnich latach w kolejne eksperymenty oświatowe. Okazuje się, że najlepszą odpowiedzią na problemy, może być powrót do nauczania tradycyjnego.
Dziennik „Le Figaro” przytacza eksperyment, który ma miejsce w Mantes-la-Jolie (departament Yvelines), w tzw. „wrażliwej dzielnicy” Val Fourre. Powstała tu prywatna szkoła, której uczniowie noszą jednolite mundurki, uczestniczą w uroczystych apelach z wciąganiem flagi na maszt, uczą się czytać wg porzuconej metody składania sylab, poznają historię wg chronologii, zachowują wreszcie podstawową dyscyplinę w relacji z nauczycielami.
Niby nic, ale jak na Francję – rewolucja.
Szkoła w Mantes la Jolie należy do sieci szkół prywatnych prowadzonych przez stowarzyszenie „Nadzieja Przedmieść”. Zostało ono założone 4 lata temu i prowadzi obecnie 8 placówek tego typu z planami otwierania kolejnych. Efekty są znacznie lepsze, niż w szkołach publicznych. Podobnie jak w przypadku szkół katolickich, rodzice chętnie wybierają tego typu szkoły ze względu na wyższy poziom nauczania i lepsze bezpieczeństwo dzieci.
Na tle tego typu szkół znacznie lepiej widać kryzys publicznej szkoły republikańskiej. Powrót do tradycyjnego w formie nauczania znalazł jednak i krytyków. Lewica oskarża tego typu placówki o… „reakcyjność” i całkiem słusznie widzi w nich zagrożenie dla szkól publicznych.
Bogdan Dobosz