Święty Szczepan został ukamienowany bez procesu. Został pierwszym męczennikiem – czyli świadkiem Chrystusa. Od jego czasu krew męczenników staje się posiewem chrześcijaństwa. Jak jednak mogło dojść do samosądu oraz morderstwa Szczepana, skoro podczas rzymskiej okupacji każdy wyrok śmierci musiał być podpisany przez jego namiestnika?
Opis Jego śmierci, w Dziejach Apostolskich jest skonstruowany tak, by uwydatnić cechy charakterystyczne także dla życia i śmierci Jezusa: działał cuda i znaki, został oskarżony o bluźnierstwo przez krzywoprzysięzców, modlił się prosząc Boga, by przyjął jego ducha, przebaczył swoim mordercom. Z tej konstrukcji możemy odczytać bardzo ważną dla pierwszych chrześcijan informację: św. Szczepan w swoim życiu naśladował Chrystusa czyli: był jego świadkiem.
Wesprzyj nas już teraz!
Martýrion znaczy: świadek
Początkowo męczennikami byli nazywani w Biblii ci, którzy mówili ludziom o zmartwychwstaniu Chrystusa. Mimo że zadanie to było w tamtych czasach obarczone ryzykiem cierpienia i śmierci, nie używało się słowa „męczennik” w przyjętym do dziś znaczeniu. Św. Jan używa słowa martýrion określając nim świadectwo, jakie Chrystus daje o sobie samym, i jakie dają o Nim uczniowie. Św. Jan w definicji martýrionu mieści zarówno wiarę jak też działanie Ducha Świętego.
Z czasem pojęciem męczennika zaczyna się określać tych, którzy złożyli świadectwo wiary, wylewając za nią swoją krew.
Wróćmy do Szczepana, pierwszego męczennika. Został ukamienowany bez procesu. Jak mogło dojść do samosądu oraz morderstwa, skoro podczas rzymskiej okupacji każdy wyrok śmierci musiał być podpisany przez jego namiestnika? Żydzi, korzystając z tego, że Piłat, prefekt Judei został w 36 r. odwołany ze stanowiska, a jego następca jeszcze nie przybył, zgładzili nie tylko Szczepana lecz wielu innych chrześcijan. („Wybuchło wówczas wielkie prześladowanie w Kościele jerozolimskim” Dz 8, 1). Szacuje się, że w początkowym czasie z rąk Żydów w zginęło ok. 2 tys. chrześcijan.
Kult Szczepana rozwinął się natychmiast; podobnie jak kult kolejnych męczenników. Jego grób prawdopodobnie szybko został zagubiony; znaleziono go cztery wieki po jego śmierci.
Śmierć za wiarę
Pierwsi chrześcijanie obdarzali szczególną czcią tych, którzy ginęli za wiarę. W wielu przekazach znajdziemy informację, że zbierali do ampułek ich krew (krew św. Januarego czy św. Pantaleona), szybko zaczęli się też do nich modlić. Początkowo zdarzało się, co prawda, za męczenników – jednak bardzo szybko doszli do wniosku, że skoro tak bardzo objawiała się w nich łaska Boża poprzez wytrwanie w wierze aż do śmierci, właściwszym jest modlić się do nich. Tertulian (ur. Ok. 190 r.), chrześcijański pisarz, podkreślał: „W nich uwidacznia się obecność Chrystusa”. W późniejszych wiekach m.in. św. Augustyn podkreślał słuszność tego, by modlić się „do” a nie „za” męczenników.
Prześladowania chrześcijan w Imperium Rzymskim wybuchały co pewien czas: do najbardziej nam znanych zaliczymy te, kiedy Neron oskarżył chrześcijan o podpalenie Rzymu. Za najbardziej rządnych krwi uznaje się cesarzy Domicjana (81-96; który nakazywał skazywać chrześcijan nie składających ofiar bogom) i Decjusza (poł. III w.; który wydał edykt nakazujący publicznie, w obecności komisarzy oddawać cześć rzymskim bogom a odmowę karano więzieniem, torturami bądź śmiercią).
Modele świętości
Gdy cesarz Konstantyn uznał chrześcijaństwo za religię państwową (392 r.) i ta forma stawania się świętym poprzez męczeństwo przestała być aktualna, chrześcijaństwo upowszechniło nowe modele świętości. Wśród nich przeważali pustelnicy-asceci, i mnisi, rozpoczynający nową formę naśladowania Chrystusa. Realizowali oni formę umierania nie przez bezpośrednie męczeństwo lecz przez „białe męczeństwo” czyli wyrzeczenia w sferze pożywienia, posiadania, seksu. Z czasem lista kandydatów na świętych rozszerzyła się o misjonarzy i założycieli i założycielki zakonów, biskupów, zakonników i zakonnice. Świętość w swoich założeniach jeszcze długo była utożsamiana z „wyrzeczeniem się życia”: długo jeszcze mówiono o świętych dziewicach, które zrezygnowały z przyjemności pożycia dla Chrystusa, nie wspominano o heroiczności cnót małżonków czy przedstawicieli poszczególnych zawodów.
Dziś jest inaczej: wciąż jednak do dziś jednak męczeństwo w jego podstawowym rozumieniu: ofiarowania życia za wiarę stanowi najprostszą drogę do beatyfikacji i kanonizacji. Proces drogą męczeństwa jest prostszy: nie wymaga cudu, tak jak w przypadku pozostałych kandydatów. Udowodnienie, że zabójca działał z nienawiści do Kościoła, religii lub cnoty i że męczennik przyjął z akceptacją śmierć i wytrwał w tej akceptacji do końca to podstawowe wymogi w procesie.
Brawura i ucieczka
Męczennicy przyjmowali śmierć, która ich niejako zastawała. Jednak duże zagrożenie śmiercią w pierwszych wiekach i związane z tymi napięcia lub głębokie pragnienie świętości doprowadzały niekiedy nie tyle do przyjęcia tego, co nieuniknione lecz do szastania własnym życiem. Niektórzy chrześcijanie pierwszych wieków sami się ujawniali, chcąc ponieść śmierć męczeńską. Pisze o tym Tertulian w Scorpiace i Ignacy Antiocheński w listach. Takich chrześcijan rzymskie patrole często starały się unikać. Np. w 195 r prokonsul Azji Arrius Antoninus wyszedł naprzeciw takiej grupy, upraszającej się o śmierć i zalecił, by sami poszukali liny lub skoczyli z klifu. O tym, że to postawa niekoniecznie prowadząca do świętości mówili m.in. św. bp Polikarp ze Smyrny i św. bp Cyprian z Kartaginy.
W pierwszych wiekach Kościół próbował sobie odpowiedzieć na pytanie dotyczące tych chrześcijan, którzy aby uniknąć śmierci, zaprzeczali własnej wierze. Prowadzono dysputy nad tym, czy istnieje możliwość, by przyjmować ich na nowo do wspólnoty i uważać za chrześcijan.
Męczeństwo dziś
Każdy ma inną drogę do nieba. Jedni jak św. Szczepan, ludzie żyjący podczas wojen czy obecnie chrześcijanie w państwach, w których można zginąć za wiarę – drogę poprzez męczeństwo. Drudzy – żyjący w czasach czy państwach szanujących wiarę – drogę poprzez życie dobre, mądre, prowadzące do głębokiego spełnienia, w zgodzie z własnym sumieniem.
Dla jednych św. Szczepan będzie przykładem, jak w sytuacji dramatycznej i krańcowej przyjąć Boże prowadzenie. Dla drugich – zaproszeniem do takiego kształtowania własnego dzieła życia – do takiego rozumienia tego co wokół i działania, by jak najwięcej z nas mogło żyć w autentycznym pokoju.
Dorota Niedźwiecka