Kościół katolicki ma do swej dyspozycji narzędzia pomocy, których nie posiada praktycznie żadna inna instytucja na świecie. Nie chodzi o działalność charytatywną czy materialną pomoc biednym i potrzebującym, ale o narzędzia prowadzące ludzi już na etapie życia doczesnego do pokoju ducha i poczucia sensu życia, a co za tym idzie – do szczęścia i spełnienia.
Jednym z niesformułowanych wprost, a jednak głęboko zakorzenionych dogmatów psychologii jest poczucie, że osoba poważnie cierpiąca emocjonalnie – zwłaszcza wskutek nałogów, niezdrowych nawyków radzenia sobie z napięciem, nerwic i tym podobnych – może odzyskać zdrowie i radość życia wyłącznie dzięki profesjonalnej pomocy certyfikowanego psychoterapeuty. Rzeczywiście, dla wielu współczesnych ludzi jest to jedyna droga ratunku. Jednakże, jak wykazują badania Jamesa O. Prochaski, Johna Norcrossa i Carla DiClementego (Changing for Good, First Collins, 2006), istnieje całkiem liczna grupa osób, którym udaje się dokonać radykalnej zmiany życia na lepsze bądź uwolnienia się od nałogu czy zniewalającego negatywnego nawyku (chronicznego niepokoju, depresji, nikotynizmu, alkoholizmu i tym podobnych) bez pomocy psychoterapeuty.
Wesprzyj nas już teraz!
Wspomniani wyżej badacze zidentyfikowali sześć uniwersalnych etapów, które przechodzą ludzie, zarówno w psychoterapii, jak i w samodzielnej zmianie (czyli bynajmniej nie w izolacji od reszty ludzkości, ale korzystając ze wsparcia osób niebędących psychoterapeutami).
Stadia dobrej zmiany:
1.Stadium przedrefleksyjne. Człowiek ma problem, jednak mu zaprzecza. Problem widzą osoby mu bliskie, na przykład rodzina. Charakterystyczne jest, że osoba taka unika zdobywania wiedzy o swoim problemie, reagując agresywnie lub lękowo, gdy ktoś o nim w jej obecności wspomina. Skonfrontowana z twardymi argumentami ucieka przed nimi stosując typowe chwyty retoryczne, racjonalizację, zmianę tematu, przerzucenia odpowiedzialności, innymi słowy – mechanizmy obronne, czyli sama się oszukuje, aby uniknąć bolesnej prawdy o sobie. Na tym etapie bliscy mogą pomóc takiej osobie w zidentyfikowaniu stosowanych mechanizmów obronnych; pomóc w odkryciu tego, co robi, by się oszukiwać.
2.Stadium refleksyjne. Człowiek przyznaje, że ma problem i zaczyna gromadzić wiedzę na jego temat. Poznaje, na przykład, mechanizmy uzależnienia; odkrywa, jak doszło do uzależnienia w jego życiu; poznaje swój sposób reagowania na trudne sytuacje. Innymi słowy, dokonuje całościowej diagnozy własnego życia i staje w prawdzie o sobie.
3.Stadium przygotowania. Na tym etapie człowiek przygotowuje konkretny plan zmiany – na przykład rozpoznając sytuacje, w których jest szczególnie skłonny do toksycznego zachowania. Opracowuje szczegółowy plan, jak takich sytuacji unikać, jak zdrowo radzić sobie z trudnościami. Przygotowuje też (z pomocą bliskich i przyjaciół) plan działania w sytuacjach awaryjnych (na przykład ustala, do kogo może wtedy zadzwonić, by porozmawiać). Bez dobrego planu zmiany, samo postanowienie „wezmę się i zmienię” kończy się porażką.
4.Stadium wprowadzania zmiany. Wprowadzenie przygotowanego planu w życie – to stadium, w którym najłatwiej o porażkę i najbardziej potrzebne jest wsparcie przyjaźnie nastawionych osób. Człowiek odkrywa, że musi zmianę wprowadzić w sposób kompleksowy – zmieniając tak naprawdę cały tryb życia.
5.Stadium utrwalania, podtrzymywania zmiany. To czas, w którym człowiek opracowuje i wprowadza w życie plan utrzymania zmiany na zawsze. To utrwalanie nowych, pozytywnych sposobów radzenia sobie z trudnościami. To planowanie możliwości szybkiej pomocy w przypadku, gdyby „noga się powinęła” i człowiek uległ pokusie zareagowania na trudności w stary, destrukcyjny sposób.
6.Stadium zakończenia. Oznacza sytuację, w której doświadczany kiedyś problem zaniknął całkowicie. Niestety, większość problematycznych zachowań nigdy nie kończy się na tym stadium, a wymaga prac na poziomie stadium utrwalania. Dobry przykład to trzeźwy alkoholik, który wie, że do końca życia nie może wypić ani kropli alkoholu, bo to go łatwo popchnie z powrotem na dno.
Rachunek sumienia
Warto zauważyć, że o tych samych stadiach, choć określonych innymi terminami, mówią mistrzowie życia duchowego. Co ciekawe, w teologii ascetycznej i mistycznej mało mówi się o fazie przedrefleksyjnej. Jest to jednak zrozumiałe, gdy uświadomimy sobie, że w przeszłości katecheza wiernych mocno podkreślała fakt skażenia natury człowieka skutkami grzechu pierworodnego. Człowiek od najmłodszych lat zdawał sobie sprawę, że dobre życie tu, na ziemi wymaga nieustannego zmagania się ze swymi grzechami i wadami oraz rozwijania zalet i cnót.
Zdobywanie realistycznego obrazu samego siebie i dążenie do rozwoju duchowego wspierane było zarówno na płaszczyźnie przyrodzonej, jak i nadprzyrodzonej przez korzystanie z sakramentów. Widać to choćby po rozwoju podejścia do spowiedzi, gdy z biegiem czasu zaczęto nakłaniać wiernych do częstszego korzystania z tego sakramentu, tak by utrzymać wrażliwość sumienia i ułatwić życie w łasce uświęcającej. A zatem mamy narzędzie pozwalające człowiekowi na wkraczanie zawczasu w stadium refleksyjne – rachunek sumienia.
Człowiekowi może się wydawać, że jest w porządku, jednak konfrontacja z rachunkiem sumienia dostosowanym do jego stanu (dziecko, młodzieniec, panna, małżonek…) powoduje szybkie wytrącenie z fazy przedrefleksyjnej: to i to jest grzechem – robisz to, a więc musisz dążyć do poprawy i zmiany.
Współcześnie w niektórych środowiskach kościelnych można zauważyć tendencję do pokładania zaufania raczej w osobistej, subiektywnej ocenie zachowań niż w rachunku sumienia. Stąd u wielu osób przekonanie, że skoro nie czują, że coś jest grzechem, to nie muszą się z tego spowiadać. Jeżeli przy tym trafiają do spowiednika o tendencjach psychologa z ulicy (stawiającego raczej na budowanie pozytywnej samooceny penitenta oraz na rozmowę o rozwoju osobistym, a nie o jego grzechach), spowiedź może wręcz służyć jako metoda wzmacniania mechanizmów obronnych, zwłaszcza racjonalizacji i gloryfikacji odczuć jako kryterium oceny postępowania.
Jednak spowiednik może spełnić nieocenioną rolę w wyprowadzeniu człowieka z fazy przedrefleksyjnej. Służy temu, na przykład, nakłanianie do przyjęcia odpowiedzialności za swoje postępowanie (Mów o sobie, nie jesteśmy tu po to, by rozmawiać o grzechach twojego ojca) czy demaskacja racjonalizacji (To, że wiele osób żyje w konkubinacie, nie zmienia faktu, że grzeszysz).
Prochaska, Norcross i DiClemente podkreślają, że podstawowym sposobem pomocy osobie znajdującej się w stadium przedrefleksyjnym jest właśnie pomoc w uświadomieniu jej mechanizmów samooszukiwania, czyli doprowadzenie do uświadomienia sobie przez nią problemu. A podstawowym błędem popełnianym przez osoby życzliwe uwikłanemu w problem człowiekowi jest łagodzenie skutków fałszywych wyborów dokonywanych przez tę osobę, udawanie, że nic się nie stało i pomaganie w wymyślaniu usprawiedliwień.
Poznaj siebie – zobacz grzech
Podręczniki teologii ascetycznej i mistycznej dużo mówią o stadium refleksyjnym, przygotowania, działania i podtrzymania zmiany. Silnie podkreślają konieczność poznania siebie jako warunku rozwoju duchowego. Kto nie zna samego siebie, dla tego udoskonalenie się jest moralną niemożliwością. Wówczas bowiem łudzi się co do swego stanu, wpadając stosownie do swego temperamentu lub nastroju chwili albo w zarozumiały optymizm, który każe mu wierzyć, że już jest doskonałym, albo w zniechęcenie, pod którego wpływem przesadnie ocenia swe wady i winy – pisze ojciec Adolf Tanqueray w pierwszym tomie swojej Teologii ascetycznej i mistycznej (Kraków 1949, reprint: Warszawa 2003, s. 265). Co ciekawe, autorzy koncepcji „dobrej zmiany” również ostrzegają przed nadmiernym optymizmem, a z drugiej strony przed popadaniem w rozpacz, jako podstawowymi pułapkami czyhającymi na człowieka w stadium refleksyjnym.
Ważnym elementem popychającym człowieka do zmiany jest, według Prochaski i współautorów, silne doświadczenie emocjonalne – doświadczenie (na poziomie wyobrażenia lub świadectwa) katastrofalnych skutków, do których doprowadzi brak zmiany, oraz pokazanie świetlanej przyszłości czekającej nas dzięki zmianie. To kolejny element odkrytej na nowo układanki, którą w sposób doskonały opracował przed wiekami święty Ignacy Loyola w swoich ćwiczeniach duchowych. Nic nie porusza emocji silniej niż poprzedzona właściwym (nieułagodzonym i spsychologizowanym) wprowadzeniem medytacja o skutkach grzechu i piekle, a także medytacja o dwóch sztandarach pokazująca, co zyskujemy, decydując się walczyć pod sztandarem Chrystusa.
Psycholog i teolog jednym głosem
Przypieczętowaniem stadium refleksyjnego jest spowiedź generalna, pozwalająca penitentowi odkryć stale przewijające się przez całe życie wzorce uwikłania w konkretne grzechy. Ojciec Adolf Tanqueray omawia bardzo szczegółowo w drugim tomie swej Teologii ascetycznej i mistycznej metody prowadzenia w rozwoju duchowym osób w stadium przygotowania, wprowadzenia zmiany i jej utrwalania. Bardzo przydatne są ostrzeżenia przed popadnięciem w przekonanie, że już się osiągnęło świętość i nie trzeba dalej nad sobą pracować. A zatem w pismach tych widzimy ogrom porad dotyczących właśnie stadium utrwalania i podtrzymywania pozytywnej zmiany.
Co niezwykle ciekawe, zarówno Prochaska z zespołem, jak i ojciec Tanqueray podkreślają konieczność wprowadzenia radykalnej zmiany stylu życia w postaci, na przykład, elementów ascezy, unikania sytuacji wiodącej do pokusy, wprowadzenia regularnej medytacji jako stałego elementu każdego dnia. Prochaska i współautorzy mówią o konieczności wsparcia ze strony zaufanych osób, powierników, ojciec Tanqueray – o konieczności posiadania stałego spowiednika i kierownika duchownego. Psychologowie wskazują na konieczność zachowania czujności i regularnego egzaminowania swego postępowania – czy nie sięga się po stare, niezdrowe zachowania i usprawiedliwienia; kierownik duchowy wskazuje na konieczność stałego egzaminowania sumienia i częstej spowiedzi. Psychologowie uświadamiają potrzebę uzyskania pełnego miłości wsparcia innych ludzi; katolicki kapłan mówi o potrzebie otwarcia się na Bożą miłość.
Stąd wydaje się, że zjawiska zbadane i opisane przez Prochaskę i współautorów to nic innego, jak zeświecczona, postchrześcijańska wersja dokonywania w życiu autentycznej zmiany na dobre – zmiany, która w społeczeństwie katolickim realizowała się dzięki pracy spowiedników i kierowników duchowych. Czy nie warto więc po prostu wrócić do źródeł?
Bogna Białecka
Tekst został opublikowany w 49 numerze magazynu „Polonia Christiana”