Podobno zmienia się w armii. Nie za bardzo jednak widać, aby to samo działo się w bankach i wymiarze sprawiedliwości. Zmienia się w oświacie, choć nie znam osób, które założyłyby się, że na lepsze. Dużo zmienia się w spółkach skarbu państwa, ale tutaj wszyscy mówią raczej o personaliach. Ma się zmienić w służbie zdrowia, być może w policji i gdzieś tam jeszcze. Zmieniają się pory roku i pogoda. Tylko Polska jakoś zmienić się nie chce.
Spróbujmy porównać naszą Ojczyznę do auta ze skrzynią biegów. Aby zmienić bieg w samochodzie potrzeba wcisnąć sprzęgło, a są i takie samochody, które potrzebują wciśnięcia sprzęgła, aby je w ogóle „odpalić”. Bez tego „ani rusz” – w przenośni i dosłownie. Takim pojazdem – jak myślę – jest teraz nasze państwo. Sprzęgło, jak wiadomo nawet takim domorosłym mechanikom jak ja, to urządzenie, które ma za zadanie przenosić tzw. moment obrotowy. Tym, co „obraca” – uruchamia państwo jest jego kultura, jego duchowość. Jeżeli silnik „nie obróci”, to pozostaje jedynie jazda „na popych”. Mam dojmujące wrażenie, że zajmujemy się w dużej mierze gadżetami, błyskotkami, a nawet produkcją breloczków do kluczyków tego naszego auta. Tymczasem nawet owe „inteligentne rozwiązania” w wyposażeniu, nawet skórzana tapicerka i drewniane okleiny, także te lakiery, bajery i kamery – to wszystko „nie jeździ”.
Wesprzyj nas już teraz!
Jeden z najważniejszych w naszym kraju salonów samochodowych… o przepraszam! – zostawmy już to porównywanie Polski do świata motoryzacji. Chodzi o to, że w pierwszych dniach grudnia w jednej z najważniejszych w Polsce uczelni artystycznych odbyło się międzynarodowe sympozjum pt. „Morfologia sztuki – współczesne oblicza transcendencji”. Innymi słowy, w miejscu, gdzie definiuje się nasza kultura, gdzie formuje się duchowość elit, które potem wpływają na resztę społeczeństwa; w takim miejscu zdecydowano się na rozmowę nie tylko o pędzlu i dłucie czy zasadach perspektywy, ale o tym, co nas duchowo uruchamia i co jest sednem powołania artysty. Organizatorem konferencji był Wydział Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie.
Ta konferencja to niewątpliwy wyłom w dotychczasowym liberalnym, a nawet antyreligijnym języku, którym oficjalnie posługuje się szkolnictwo artystyczne i w ogólności rynek sztuki w Polsce. Wykłady w auli krakowskiej ASP były niczym kruszenie mickiewiczowskiej plugawej skorupy, pod którą gotuje się narodowa lawa. Pomysłodawcą i duszą tego wydarzenia był rzeźbiarz, prof. ASP, Jacek Kucaba (rocznik 1961). Niezwykłym doznaniem było słuchać ludzi, którzy przez lata całe żyli pod tą skorupa, a nawet pewnie wspomagali jej powstanie i utwardzanie swym artystycznym czy naukowym autorytetem. A wspomagali przecież choćby i milczeniem. Dzisiaj niektórzy z nich mówią; dzisiaj publicznie „plwają na tę skorupę”. To wielka dobra zmiana.
Nie ma kryzysu sztuki, ale jest kryzys ducha i nadziei – zdefiniował w swym wykładzie obecne czasy prof. Bogusz Salwiński (rocznik 1948, rzeźbiarz; uprawia również rysunek i malarstwo. W latach 1990-96 prodziekan, od 2002 roku Dziekan Wydziału Rzeźby ASP w Krakowie). Myśl swego uczelnianego kolegi rozwinął prof. Józef Murzyn (rocznik 1960, rzeźbiarz i malarz): Nasza cywilizacja jest pierwszą, która straciła kontakt z mistyką. I dodał: Zamykanie się na transcendencję, to tak naprawdę zamykanie się na sztukę. Tę konstatację w swoisty akt oskarżenia zamienił Sławomir Marzec, malarz i performer (rocznik 1962, prof. w Katedrze Rysunku i Malarstwa ASP w Warszawie): Sztuka pozbawiona transcendencji przestaje być wolna, pozostaje na poziomie marketingu.
Krakowska konferencja ustami profesorów w końcu potwierdza to, co podejrzewaliśmy od dawna: Awangarda stała się sztuką oficjalną – prof. Murzyn. – To tylko towar zależny od reklamy. A dlaczego tak się stało? Bo, jak słusznie twierdzi prof. Salwiński, sztuka stała się decorum liberalnego świata. Sens takiego decorum najlepiej zdefiniował w swym referacie prof. Maciej Zychowicz (rocznik 1957, rzeźbiarz, dyr. Instytutu Edukacji Artystycznej w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie): Sztuka, która ulega ideologizacji, wchodzi w strefę śmierci.
Czym innym jest polityka w sztuce, a czym innym jej upolitycznienie, czyli, jak to stwierdził prof. Salwiński: Nowa forma cenzury na kulturze za publiczne pieniądze. Niby się o tym wie, ale wciąż głośno się o tym się nie mówi, co doskonale spuentował dr Paweł Jach z Katedry Rzeźby krakowskiej ASP (rocznik 1979): Dzisiaj mamy dyktaturę relatywizmu. A prof. Salwiński dodał, adresując to do rządzących kulturą elit: „Lewacki obiektywizm” polega na tym, że sacrum zostało wyparte i ograniczone. I tutaj warto przytoczyć znamienny głos jedynej na konferencji osoby duchownej – ks. prof. Janusza Królikowskiego (rocznik 1964, dziekan tarnowskiej Sekcji Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie): Pojęcie sacrum jest niemodne, także wśród teologów. Efekt takich przekonań jest oczywisty: Kryzys sztuki sakralnej, to kryzys sztuki w ogóle, jak skonstatował prof. Karol Badyna (rocznik 1960, rzeźbiarz, ASP Kraków).
Takie transcendentne refleksje dają szansę na potrzebną zmianę w polskiej sztuce, pomimo że wyznania wiary wciąż zanurzone są w gęstwie słów i wieloznacznych skojarzeń. Oto owoc, jaki wydała trwająca przez dekady światopoglądowa tresura. Oprócz tego jest to efekt konsekwentnego niedopuszczania ludzi wierzących i ich dzieł do kulturowego mainstreamu kreującego mody i tendencje w wymiarze makrospołecznym. Zmieniono Polskę i w podobny sposób trzeba to odwrócić. Zaproszony na opisywaną konferencję, w swoim wykładzie miałam okazję wyrazić tę ideę w następujący sposób: Jak z tego wyjść? Tylko kontrrewolucyjnie. Czyli to, co zostało skrzywione, trzeba wyprostować, co złamane naprawić, co potłuczone posklejać, a to, co za drzwi wyrzucone, przywrócić na swoje miejsce. To zrobić trzeba we własnym domu, w pracowni, na scenie, w pracy, w edukacji… Wymieniać można by długo. Ale takie działanie sens ma tylko wtedy, gdy ma określony kierunek, cel. Tak jak polityka państwa wymaga jednoznacznej racji stanu, tak kultura potrzebuje jednoznacznego światopoglądu. Nie jedynego, bo to jest totalitaryzm, ale jednoznacznego.
Pozostaje więc działanie, w którym każdy artysta winien spełniać swe obowiązki stanu, bo z tego będziemy rozliczeni. Z tego, jak używaliśmy naszych talentów. I musimy bardzo uważać, czy w naszych dziełach przypadkiem nie relatywizujemy rzeczywistości; czy nie czynimy ze zła równoprawnego partnera dobra? Kreacja z takim planem to już tylko krok od wielbienia Boga poprzez sztukę, co przecież jeszcze niedawno było standardem i co stworzyło mistrzów i dzieła podziwiane od wieków oraz stanowiące estetyczny i duchowy kanon naszej cywilizacji.
Przywracanie duchowości Polsce zaczęli na poważnie rzeźbiarze. Może to i dobrze. Bo tutaj potrzeba i dłuta i młotka, a tak w ogóle to konkretnej krzepy.
Tomasz A. Żak