Były senator i sekretarz Marynarki Wojennej Jim Webb stwierdził, że zwycięstwo Donalda Trumpa to efekt lekceważenia zwykłych Amerykanów przez oligarchię. Biała klasa robotnicza miała dosyć bycia dyskryminowaną w imię poprawności politycznej. Polityk, autor i weteran wojenny skrytykował także politykę USA wobec Bilskiego Wschodu. Podkreślił konieczność rywalizacji z Chinami, zwłaszcza na Morzu Południowochińskim. Długofalowo to właśnie Państwo Środka stanowi główne wyzwanie dla amerykańskiej potęgi.
Jim Webb stwierdził, że zarówno Republikanie, jak i Demokraci zlekceważyli „klasę średnią”, ciężko pracujących Amerykanów. Zauważył to człowiek spoza trzymających władzę elit, znienawidzony przez wszystkich: Donald Trump. Udało mu się zwyciężyć pomimo sprzeciwu elit kontrolujących instytucje finansowe, media i sam system polityczny.
Wesprzyj nas już teraz!
Jim Webb analizuje także niebezpieczne tendencje, jakie przybrała akcja afirmatywna. Początkowo służyła ona zniwelowania skutków niewolnictwa amerykańskich Murzynów. Jednak w dłuższej perspektywie została ona poszerzona o inne mniejszości – przypomniał polityk 15 listopada podczas zorganizowanej przez American Conservative Magazine konferencji w Waszyngtonie.
Wszystkich białych zaczęto tym samym traktować jako uprzywilejowanych. Nawet jeśli mieszkali w Clay w Kentucky. W tym najuboższym hrabstwie w całych Stanach Zjednoczonych aż 94 procent ludzi to biali. Jego mieszkańcy, a także inni biali z niższych klas społecznych musieli czuć się pokrzywdzeni przez akcję afirmatywną. To także przyczyniło się do sukcesu Donalda Trumpa.
Były senator i sekretarz Marynarki Wojennej przekonywał, że szczególnie ważna w procesie separacji elit od reszty społeczeństwa okazała się wojna w Wietnamie. Zginęło w niej 58 tysięcy Amerykanów, a 300 tysięcy z nich odniosło obrażenia. Jednak elity zamiast poczuwać się do odpowiedzialności za kraj unikały poboru do wojska.
Zdaniem byłego członka senackiego Komitetu do Spraw Azji Wschodniej, amerykańska polityka zagraniczna stała się niejasną plątaniną, opartą na etyce sytuacyjnej. Stany Zjednoczone wymagają przestrzegania demokratycznych standardów od mniejszych państw, przy jednoczesnej zgodzie na ich łamanie przez mocarstwa, takie jak Chiny.
Modelowym wręcz przykładem nieudolności amerykańskich interwencji było działanie w Libii. Stany Zjednoczone błędnie nie tylko błędnie oceniły powstańców jako jednoznacznie dobrych, a rządzących jako jednoznacznie złych. Doprowadziły także do eskalacji konfliktu, zwiększenia problemów humanitarnych, a także wzrostu islamskiego radykalizmu.
Polityk twierdzi również, że o ile aktualnie największym wyzwaniem dla interesów zagranicznych Stanów Zjednoczonych jest Rosja, o tyle długofalowo są to Chiny. Podkreśla jednocześnie, że NATO odgrywa ważną rolę w amerykańskiej polityce. Jednak stwierdził, że państwa, jakie wstąpiły do NATO już po zakończeniu Zimnej Wojny to bardziej amerykańskie protektoraty, niż sojusznicy.
Były senator podkreślił szczególną rolę sojuszów amerykańskich z państwami azjatyckimi – w obliczu chińskiej ekspansji w tym regionie. Zauważył, że Azja Południowowschodnia to jedyne miejsce świata, gdzie nakładają się na siebie interesy geopolityczne Rosji, Japonii i Chin. Wezwał także do obecności Amerykanów na Morzu Południowochińskim. Miałaby ona stanowić przeciwwagę dla Chińskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej poszerzającej w ostatnich latach swe wpływy w tym niezwykle istotnym z punktu widzenia handlowego regionie.
Jim Webb to postać nietuzinkowa. Uhonorowany odznaczeniami weteran wojenny z Wietnamu, a jednocześnie pisarz i laureat dziennikarskiej nagrody „Emmy Award”. Były senator, choć związany tradycyjnie z Partią Demokratyczną, odmówił poparcia dla Hilary Clinton w ostatniej kampanii prezydenckiej.
Źródło: thefederalist.com