Tekst profesora Stawrowskiego o klapsie jako obowiązku rodziców wzbudził wśród lewicy emocje, jakich nie wzbudza nawet wideo ze świnkami prowadzonymi do rzeźni. Jednak nie chcę zajmować się kwestią klapsów, jako metody wychowawczej. (Nie, nie uważam klapsa za super metodę). Chciałabym skorzystać z pretekstu, by zwrócić uwagę na kilka niezwykle ciekawych zjawisk.
Przede wszystkim Polska jest krajem, w którym rodzic nie może wymierzyć dziecku klapsa. Nawet lekkiego, symbolicznego. To przemoc. Jesteśmy jednocześnie krajem, w którym policja zatrzymując dziecko lub nastolatka podejrzanego o popełnienie wykroczenia może zastosować „środki dyscyplinujące”. Katalog środków przymusu bezpośredniego, jakie mogą być użyte wobec nieletniego w izbie dziecka obejmuje: siłę fizyczną w postaci technik transportowych, obrony, ataku i obezwładnienia; kajdanki zakładane na ręce lub nogi, kaftan bezpieczeństwa, pas obezwładniający, kask zabezpieczający, pałkę służbową, ręczne miotacze gazu, paralizatory.
Wesprzyj nas już teraz!
W jakiej sytuacji można to zastosować wobec dziecka lub nieletniego? Np. w sytuacji „stawiania biernego oporu”, czyli gdy policjant mówi dziecku: „masz iść ze mną” a dziecko mówi: „nie”. Naprawdę. Rodzic nie może dać dziecku klapsa, a przedstawiciel władzy może go spałować!
To jak to jest? Klaps wymierzony przez rodzica z miłością, w sytuacji nagannego zachowania dziecka sprawia mu traumę na całe życie, z której będzie się leczył przez następne 30 lat po 150PLN za sesję, a potraktowanie paralizatorem czy puszczenie gazu w oczy przez policjanta jest absolutnie w porządku? Taka jest logika naszego państwa. Mówimy tu o dwóch rzeczach jednocześnie obowiązujących w prawie polskim. To jednak nie koniec sprzeczności.
„Nawet pojedynczy klaps może generować traumę na całe życie” – co prawda nie ma na to dowodów naukowych, ale starannie wybrane cytaty z nie do końca potwierdzonych hipotez badawczych wybranych badań to sugerują. Nie dyskutujemy.
Z kolei prowadzone przez aż 25 lat na kilkuset osobowej grupie badania Judith Wallerstein wykazały, że rozwód rodziców ma bardziej destrukcyjny wpływ na dzieci niż nawet śmierć rodzica. Czy mamy w związku z tym jakąś regulację prawną choćby utrudniającą rozwód rodzicom wychowującym nieletnie dzieci? Nie! Mamy za to warsztaty dla dzieci rozwodników, z których wychodzą recytując mantrę „to nie moja wina, rodzice mnie bardzo kochają, po prostu nie mogą być ze sobą” i idą płakać w poduszkę, bo wiedzą, że gdyby mama i tata ich naprawdę kochali to by się nie rozwiedli.
To wszystko jednak blednie wobec realnie istniejącej w Polsce sytuacji, w której kobieta jest zmuszana do przemocy wobec dziecka. Osobiście znam dwie kobiety, które przeżyły koszmar po zdiagnozowaniu u dziecka nieprawidłowości w okresie prenatalnym. Ich decyzja, że nie chcą mordować swoich dzieci sprowadziła na resztę ciąży codzienną walkę. Obie doświadczyły np. szykan ze strony lekarzy prowadzących ciąże i były zmuszane do rozpaczliwego poszukiwania lekarza, który zaopiekuje się idiotką wolącą donosić ciążę, która i tak prawdopodobnie zakończy się poronieniem, niż dać zamordować swoje dziecko póki małe i łatwiejsze do aborcji. A zatem dzięki uregulowaniom w polskim prawie dopuszczającym aborcję dziecka podejrzanego o ciężką chorobę – mamy de facto przymus zabicia takiego dziecka.
Te trzy sytuacje są ze sobą powiązane. Polski rodzic jest redukowany do roli urzędnika spełniającego powinność wobec Państwa. Nie ma władzy wymierzania kar cielesnych dzieciom, jednak Państwo jak najbardziej ma. Państwo wręcz może stosować przemoc prewencyjnie, np. wobec „biernego oporu” podejrzanego nieletniego . Rodzic poddawany jest też szantażowi w sytuacji, w której miałby dostarczyć Państwu obywatela, który jest obciążeniem. Niepełnosprawne, czy poważnie chore dziecko ma mniejszą niż zdrowe szansę by stać się przynoszącym Państwu dochód podatnikiem, jedynie drenuje Państwo z pieniędzy, wymagając opieki.
Po raz pierwszy w historii stanęliśmy w sytuacji, że możemy zmienić jedną rzecz – możemy ochronić mamy chorych dzieci przed szantażem i przymusem zabijania. Czy politycy, których wybraliśmy w wyborach skorzystają z tej szansy, czy okażą się niewolnikami systemu, ukierunkowanego na stopniowe redukowanie roli rodziców do roli urzędników wychowujących nowych podatników? A może zamiast tego nasi politycy będą produkować cytaty na memy piętnujące profesora Stawrowskiego?
Bogna Białecka, psycholog