Pomimo dowodów na rosyjskie włamanie do systemu wyborczego USA, prezydent Obama powiedział w poniedziałek, że nie chce, by ten incydent przeistoczył się w cyberwojnę „Dzikiego Zachodu” z Moskwą.
Barack Obama po ponad półtoragodzinnym spotkaniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem w Chinach, gdzie odbywał się szczyt państw G20 przyznał, iż rosyjscy hakerzy często atakują instytucje amerykańskie. – Mieliśmy w przeszłości i mamy teraz problemy z cyberintruzami z Rosji i z innych krajów – mówił lider USA. Amerykański przywódca zasugerował jednak, że nie chce odwetu.
Wesprzyj nas już teraz!
– Naszym celem nie jest pochopne powielanie cyklu eskalacji, jakiego byliśmy świadkami w przeszłości w przypadku różnych broni. Chodzi raczej o ustanowienie pewnych zasad, by każdy zachowywał się w cyberprzestrzeni odpowiedzialnie – tłumaczył Obama na konferencji prasowej. – Nie możemy doprowadzić do sytuacji, w której nagle Dziki Zachód, to jest kraje, które mają znaczne możliwości przeprowadzenia cyberataku, zaczną angażować się w niezdrową rywalizację lub konflikt przy użyciu tych środków – dodał.
Amerykańskie władze przyznały w zeszłym tygodniu, że systemy wyborcze w stanach Illinois i Arizona zostały zaatakowane przez hakerów. Winą za cyberatak obarczono Moskwę. Rosyjscy hakerzy obwiniani są także za włamanie się do serwera Krajowego Komitetu Patii Demokratycznej, który prowadzi kampanie wyborcze Demokratów.
Rosja zaprzecza jakoby przeprowadzała cyberataki w USA. Putin nazwał działania amerykańskich polityków, oskarżających Moskwę o cyberataki „próbą odwrócenia uwagi opinii publicznej”. – Na poziomie państwa, na pewno nie byliśmy w to zaangażowani – stwierdził rosyjski lider. Putin dodał jednak, że ujawnienie przechwyconych informacji z Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej przyniosło pewną korzyść. – Tak naprawdę nie ma znaczenia, kto włamał się do danych centrali kampanii pani Clinton. Ważna jest treść, która przedostała się do opinii publicznej – tłumaczył. Włamanie do serwera Demokratów ujawniło niecne kulisy kampanii wyborczej Clinton i niechęć wysokich urzędników partyjnych do głównego rywala Hilary Clinton – senatora Bernarda Sandersa.
Obama przyznał, że rozmawiał z prezydentem Putinem o atakach hakerskich, ale zastrzegł, że nie chce brać udziału w wyścigu zbrojeń w cyberprzestrzeni. Dodał, że w związku z nasileniem takich ataków z udziałem licznych krajów, naciska na partnerów zza granicy, by przyjąć nowe „normy aktywności online”. Ostrzegł, że Waszyngton ma możliwość siania spustoszenia w internecie, jeśli zajdzie taka potrzeba. – Wchodzimy w nową erę w dziedzinie, w której wiele krajów posiada znaczne możliwości. Ale szczerze powiedziawszy, nikt nie ma takich zdolności jak my i to zarówno ofensywnych, jak i defensywnych – przekonywał.
Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego chce pomóc lokalnym władzom w odpieraniu cyberataków, włączając stanowe systemy wyborcze do bazy „infrastruktury krytycznej”. FBI wydało alert „flash” w zeszłym miesiącu wzywając urzędników do unikania cyberintruzów i modernizacji systemów wyborczych.
Kandydatka Partii Demokratycznej na prezydenta, Hillary Clinton znacznie ostrzej zareagowała na domniemane ataki Rosji. Zapowiedziała, że w razie kolejnych działań hakerskich, Ameryka będzie gotowa na „poważne odpowiedzi polityczne, gospodarcze i wojskowe”. – Musimy reagować na zmieniające się zagrożenia z krajów takich jak Rosja, Chiny, Iran i Korea Północna – dodała.
Źródło: washingtontimes.com
AS