Redaktor Tomasz Lis nie ma szczęścia. Chciał zaatakować sympatyzujący z Prawem i Sprawiedliwością portal Niezależna.pl pokazując jak wątpliwe treści medium reklamuje. Niestety dziennikarz nie wiedział, że upublicznia na Twitterze reklamę dostosowaną do treści, jakie on sam wyszukiwał w sieci. System reklam Google w oparciu o jego aktywność w internecie uznał, że zainteresują go… randki z Ukrainkami.
„Ciekawa reklama na PIS-owskim portalu niezależna.pl” – napisał w piątek na Twitterze Tomasz Lis. Do tekstu dołączył rzut ekranu (screen, screenshot). Widać na nim młodą blondynkę i anglojęzyczny napis jednoznacznie wskazujący, iż jest to reklama portalu randkowego umożliwiającego poznanie wolnych Ukrainek i umawianie się z nimi.
Wesprzyj nas już teraz!
Tomasz Lis myślał, że tego typu treści reklamuje Niezależna. Mylił się. Użytkownikom Twittera pokazał reklamę dostosowaną do historii jego aktywności w sieci.
Wpadka dziennikarza nie umknęła uwadze internautów, którzy w ramach spontanicznej akcji #ReklamyLisa (#ReklamaLisa) publikują na Twitterze i Facebooku screeny własnych reklam spersonalizowanych, zawierających oferty dostawców internetu, restauratorów, księgarni i wielu innych podmiotów gospodarczych.
Sam zainteresowany gdy dowiedział się, że reklama jest tematowo dopasowana do stron przez niego odwiedzanych napisał: „Sorki. Nie odwiedzam”. Niezależna.pl donosi ponadto, że Tomasz Lis zablokował na Twitterze redaktora naczelnego serwisu, a sam portal dzięki wpadce publicysty zanotował wzrost liczby wyświetleń strony.
Na obronę lewicowo-liberalnego dziennikarza warto zauważyć, że reklamy spersonalizowane Google nie zawsze w pełni odpowiadają wyszukiwanym w przeszłości treściom. Autor niniejszego tekstu sprawdził jakie reklamy wyświetlają mu się w serwisie Niezależna.pl. Pierwszą propozycją była reklama emisji serialu z Louis de Funès. Autor niniejszego tekstu nigdy nie oglądał w sieci filmów z tym francuskim komikiem. Niedawno czytał jednak życiorys jest wyjątkowej postaci, prywatnie tradycjonalisty katolickiego i monarchisty. Być może w podobny sposób system reklam Google zadziałał u Tomasza Lisa. Aura pustej złośliwości zdemaskowanej przez amatorszczyznę pozostaje jednak wokół wpływowego salonowego publicysty.
Źródło: Twitter, FB, niezalezna.pl
MWł