Kiedy w 2012 roku terrorysta Mohammed Merah dokonał swojego makabrycznego rajdu, zabijając 7 osób, dla wielu młodych emigrantów stał się „bohaterem-męczennikiem”. Jego nazwisko malowano w klatkach schodowych blokowisk, słynny był incydent z odmową minuty ciszy w hołdzie jego ofiarom przez uczniów jednej ze szkół. Władze obawiają się tego typu legend.
Jeden z kandydatów Partii Republikańskiej w prawyborach prezydenckich Geoffrey Didier, wiceprzewodniczący tej partii w regionie stołecznym, proponuje nawet przeprowadzanie dla uczniów „testów radykalizacji”. Mieliby oni odpowiadać w obecności psychologów na pytania o stosunek do dżihadu, dokonać oceny zamachów, czy odpowiedzieć na podchwytliwe pytanie o koedukacyjność zajęć sportowych. Propozycja o tyle trudna do aplikacji, że odpowiedzi trzeba by było zapewne weryfikować na jakimś „wykrywaczu kłamstw”.
Wesprzyj nas już teraz!
Politycy francuscy zdali sobie jednak sprawę, że propaganda dżihadu dociera do coraz młodszych. W Melun zatrzymano np. 16-latka, który gromadził środki do konstrukcji materiału wybuchowego i prowadził radykalną islamską propagandę wśród rówieśników. Do komunikacji służył mu w internecie… rosyjski komunikator. Stworzona w 2013 roku aplikacja o nazwie „telegram” była też wykorzystywana przez jednego z zabójców ks. Jacquesa Hamela pod Rouen.
Propaganda Państwa Islamskiego kierowana do wyznawców islamu we Francji mówi wprost o rzuceniu tego kraju „na kolana” i co niebezpieczne, namawia do atakowania szkół. Ministerstwo edukacji i MSW podjęły w tym roku specjalne środki, by te placówki zabezpieczyć. Bezpieczeństwu mają być poświęcone specjalne zebrania dla rodziców, planuje się przeprowadzić trzy razy w roku szkolnym ćwiczenia i symulacje ataków terrorystycznych na szkoły (alarm bombowy i pojawienie się w budynku zamachowca), dodatkowo mają być zabezpieczone ogrodzenia szkół i wejścia do budynków.
Politycy mówią wprost, że islamska młodzież ulegająca radykalnym wpływom to „bomba z opóźnionym zapłonem”. Sporym problemem są też pochówki terrorystów. Władze miast, w których rodziny chcą chować zabitych przez siły specjalne radykałów bronią się przed tym na wszelkie sposoby. Tak się ostatnio działo w Saint-Dieu-du-Vosges (Lotaryngia), gdzie rodzina Abdela Malika Petitjeana chciała pochować zabójcę księdza Hamela. Mer odniósł się do pomysłu niechętnie, żądając m.in. „anonimowości” grobu. Decydujący głos w sprawie pochówku mają rodziny, ale merowie wyszukują przeszkody administracyjne i na wszelki sposób starają się uniknąć fenomenu „kultu męczennika” na swoim terenie. Takich miejsc jednak przybywa. Merah został pochowany koło Tuluzy (Algieria, której obywatelstwo zamachowiec także posiadał, nie zgodziła się na propozycję jego ojca, by pogrzeb odbył się na jej terytorium), groby „męczenników” są też w podparyskich miejscowościach jak Genevilliers i La Courneuve, w Reims, czy alzackim Wissenbergu. Zamachowcy są dla władzy utrapieniem nawet po śmierci. Obawy o „kult męczenników” pokazują, że recepcja ich poglądów wśród młodzieży islamskiej jest zjawiskiem realnym. Wyrokuje to źle na przyszłość i pokazuje, że obecne ataki mogą być jedynie uwerturą do działań jeszcze groźniejszych. Sytuacja wymaga rozwiązań radykalnych, a pomysły w rodzaju „testów radykalizacji” uczniów niczego tu nie rozwiążą.
Bogdan Dobosz