Socjalistyczny rząd Francji przedstawił kilka propozycji, które mają stępić radykalne ostrze islamu w tym kraju. Jest to właściwie powrót do idei poprzedniego prezydenta Nicolasa Sarkozyego – stworzenia „islamu francuskiego”.
W rządowych planach znalazła się m.in. propozycja uniwersyteckiej formacji islamskiego duchowieństwa, co ma pozwolić na lepsze poznanie języka i kultury Francji, a także tzw. „wartości republikańskich”. Za czasów Sarkozyego padła propozycja, by imamów szkolono na uczelniach… katolickich. Socjaliści wyznaczą 13 uniwersytetów państwowych. Z kolei Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego (CFCM) ma otrzymać prawo do certyfikowania imamów.
Wesprzyj nas już teraz!
Program reform przewiduje też powstanie rady teologicznej przy CFCM, która podjęłaby polemikę z tezami radykalnego islamu. Reformie ma zostać poddana też sama Rada, która stworzona w czasach poprzedniego prezydenta, okazała się ciałem mało reprezentatywnym dla islamu we Francji (jest on zróżnicowany doktrynalnie, ale też etnicznie).
Program walki z radykalnym islamem obejmuje jednak przede wszystkim pomysły wstrzymania zagranicznych źródeł finansowania meczetów oraz kontrolowania ich funduszy.
Nowe meczety budowane są głownie z pieniędzy płynących z krajów arabskich, które często wspierają bardziej radykalne odłamy islamu. O zakręceniu tego kurka finansowania mówi się od dawna. Sarkozy postulował przejęcie niektórych zadań finansowania np. budowy meczetów przez państwo. Utrudnia to jednak ustawa o rozdziale religii od państwa z 1905 roku. Robiono tu pewne wyjątki, udostępniając za symboliczne sumy np. tereny pod budowę meczetów i finansując oficjalnie nie same meczety, ale np. budowane przy nich „centra kultury”. Socjaliści idą w tym samym kierunku. Prezydent Francois Hollande oświadczył, że nie ma mowy o przejęciu finansowania meczetów przez państwa, bo nie pozwalają na to laickie zasady Republiki. Tworzy to dość ograniczone pole inicjowania „francuskiego islamu”.
Rząd w celu uporządkowania finansowania formacji imamów i budowy nowych meczetów zdecydowano się więc ożywić założoną jeszcze w 2005 roku Fundację dla Islamu. Od wielu lat jej działalność była praktycznie martwa. Teraz na jej czele ma stanąć wiekowy już socjalista Jean-Pierre Chevenement (koalicyjny Ruch Obywatelski, który prezentował „narodowe” stanowisko, m.in. w odróżnieniu od PS wzywając do głosowania przeciw traktatowi w Nicei.). Chevenement to b. MSW w rządzie Lionela Jospina. Kierowana przez niego Fundacja ma kontrolować pieniądze przeznaczane na islam. Prezydent Hollande wykluczając tu subwencje państwowe, ograniczył te źródła do środków prywatnych, które jednak mają pochodzić z Francji. Rozwiązanie takie raczej niczego nie uporządkuje.
W praktyce może to się tylko okazać zabiegiem czysto księgowym. Państwo ma bowiem możliwości pośredniego finansowania tego typu inicjatywy bez angażowania wprost środków budżetowych. Byłaby to taktyka palenia świecy laicyzmowi i darowania ogarka dla islamu.
Jest też druga możliwość. Katar, czy Arabia Saudyjska posiadają we Francji ogromną liczbę nieruchomości, firm i funduszy, więc dalej finansować meczety, ale już z środków rzekomo „francuskich”. Kto przeszkodzi np., by taki klub sportowy PSG (własność Emiratów) nie wsparł na sobie jakiegoś muzułmańskiego „stowarzyszenia kulturalnego”. W praktyce może się nic nie zmienić. Wszystko będzie zależało nie od zapisów prawnych, ale praktyki działań. Propozycje rządu wyglądają obiecująco, ale wydają się mocno spóźnione i zapewne bez szans realizacji. Zwłaszcza, że wobec zbliżających się wyborów można je traktować jako rodzaj „wyborczej kiełbasy” (tym jednak razem z dodatkiem wieprzowiny).
Bogdan Dobosz