W czwartek, niecały tydzień po zakończeniu szczytu NATO w Warszawie, Sekretarz Stanu USA John Kerry udał się z ważną wizytą do Moskwy. Szef amerykańskiej dyplomacji miał się spotkać m.in. z prezydentem Rosji Władimirem Putinem i ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem.
Jeszcze przed wizytą amerykańskie media donosiły, że rozmowy dotyczyć będą wojny domowej w Syrii, przyszłości prezydenta Baszszara al-Asada i trwającego kryzysu na Ukrainie.
Wesprzyj nas już teraz!
Ale „The Washington Post” poinformował także, że oczekuje się, iż Kerry zaproponuje Moskwie zwiększenie koordynacji współpracy wobec grup ekstremistycznych, w tym koordynację wspólnych nalotów. Oba kraje miałyby stworzyć wspólne centrum dowodzenia w Ammanie i podjąć współpracę wywiadowczą, mimo że Moskwa konsekwentnie nie stosuje się do porozumienia o zawieszeniu broni w Syrii i od lutego bombarduje pozycje tzw. umiarkowanych rebeliantów, wspieranych przez USA oraz ich sojuszników.
„Ogólnie rzecz biorąc, ta propozycja oznaczałaby dramatyczną zmianę polityki Stanów Zjednoczonych w Syrii, poprzez skierowanie większej siły militarnej przeciwko Jabhat al-Nusra, która w odróżnieniu od Państwa Islamskiego koncentruje się na walce z reżimem syryjskiego prezydenta Baszszara al-Asada” – komentuje Josh Rogin na łamach „The Washington Post”.
Dodaje on – o czym milczą media polskie – że plan ten stanowi również duże zmiany w polityce USA-Rosja. Prezydent Rosji Władimir Putin otrzyma coś, o co od dawna zabiegał: bliższe relacje wojskowe ze Stanami Zjednoczonymi i poluzowanie izolacji na arenie międzynarodowej.
W ubiegłym miesiącu wyciekła notatka Departamentu Stanu dot. polityki USA w Syrii, która sugeruje, że wśród amerykańskich polityków i decydentów panuje obecnie „powszechne przekonanie”, iż amerykańska interwencja w Syrii jest konieczna i odniesie sukces.
Po pięciu latach brutalnej wojny pomysł przeprowadzenia wielkiej interwencji zbrojnej w Syrii przemawia do liberalnych jastrzębi i neokonserwatystów – pisze Jonathan Stevenson z „The New York Times”. Komentator apeluje, by Waszyngton znowu nie uwikłał się w wojnę, która – jak w przypadku interwencji w Iraku w 2003 i później w Libii w 2011 – pogorszy sytuację bezpieczeństwa w regionie Bliskiego Wschodu.
Departament Stanu jak na razie odmawia wszelkich komentarzy.
Źródło: cfr.org
AS