Rodziny ofiar ludobójstwa Polaków na Wołyniu i Kresach Wschodnich potrafią wybaczyć oprawcom, ale zdrowe relacje między Polską a Ukrainą trzeba budować na prawdzie historycznej i pojednaniu. Tego nie będzie, póki w Kijowie ulice otrzymują za patrona Stepana Banderę, a zbrodniarzom budowane są pomniki.
– W mojej dalszej rodzinie były ofiary zbrodni Wołyńskiej i ja tym oprawcom wybaczyłam, pomimo że zapoznałam się z tym ogromnym nieszczęściem. Jednak czym innym jest przebaczenie, a czym innym pojednanie… To, że największa ulica Kijowa otrzymała nazwę Stepana Bandery i powstają pomniki zbrodniarzy, to na razie uniemożliwia pojednanie – podkreśliła w „Dziś wieczorem” na antenie TVP Info Ewa Siemaszko, autorka monografii „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”.
Wesprzyj nas już teraz!
W masakrach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków zamordowanych przez oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii i miejscową ludność ukraińską – mocno zindoktrynowaną lub przymuszoną groźbą śmierci. Organizatorem rzezi była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery, której podporządkowana była UPA. Mordy na Polakach miały miejsce w czterech województwach II Rzeczpospolitej. – To co się działo na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej było klasycznym ludobójstwem w rozumieniu konwencji o zapobieganiu zbrodni ludobójstwa z 1948 r. – mówiła Siemaszko.
„Rzeź wołyńska” miała wyjątkowo brutalny przebieg. – Ludzie modlili się, aby zginąć od kuli. Niektórzy, którzy mieli broń woleli się zastrzelić, aby nie być poddanymi okrucieństwu. Z moich studiów wynika, że ta machina zbrodni jakby degradowała wszelkie hamulce. Niszczyła empatię i uczucia ludzkie. Następowało takie zapamiętanie się w zbrodni – mówiła.
Źródło: tvp.info
MA