Według raportu Brytyjskiego Instytutu Filmowego płeć jest „najważniejszym czynnikiem” wpływającym na zainteresowanie poszczególnymi gatunkami filmowymi. Aż 83 proc. ankietowanych osób, lubiących filmowe romanse, to kobiety. Płeć piękna stanowi zdecydowaną większość również wśród miłośników komedii romantycznych (72 proc.), musicali (71 proc.) i filmów familijnych (64 proc.). Mężczyźni z kolei stanowią większość wśród widzów science-fiction, filmów sensacyjnych i przygodowych, fantasy oraz horrorów.
Oprócz faktu, iż jest to jeszcze jeden dowód na to, że „stereotypy” dotyczące płci – a więc kojarzenie męskości z agresją, skłonnością do ryzyka i współzawodnictwa, a kobiecości z macierzyństwem, ogniskiem rodzinnym, wrażliwością i delikatnością – wcale nie są stereotypami, warto o tym pamiętać, zastanawiając się, czy kobieta może paść ofiarą seksizmu na prestiżowym festiwalu filmowym.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem 1,4 tys. feministek z Francji bowiem szowinistyczni organizatorzy festiwalu w Cannes w roku 2012 dyskryminowali kobiety, ponieważ żaden ze stających w szranki filmów nie został wyreżyserowany przez przedstawicielkę płci pięknej.
W liście protestacyjnym – sygnowanym przez 1,4 tys. kobiet pracujących w przemyśle filmowym i opublikowanym w centrolewicowym „Le Monde” – mogliśmy przeczytać: „Wszystkie 22 filmy w oficjalnej selekcji zostały wyreżyserowane, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, przez 22 mężczyzn. To znak dla kobiet, że nie ma sensu robić filmów, bo po czerwonym dywanie w Cannes i tak mogą chodzić jedynie jako hostessy”.
Takie postawienie sprawy zadziwiło zarówno organizatorów, jak i filmowców, których dzieła zakwalifikowano do konkursu. Dyrektor artystyczny imprezy, Teodoryk Fremaux, starał się przekonywać zdruzgotane panie, że jury nie kieruje się płcią przy wyborze filmu do konkursu i że nie była ona w przeszłości – ani nie jest obecnie – żadną przesłanką podczas selekcji obrazów. Nigdy też, podkreślał, nie zdarzyło się, by film dostał się na festiwal tylko dlatego, że nakręciła go kobieta. Jednak powyższe wyjaśnienie nie wystarczyło. Także i w Polsce, gdzie reżyserka Magdalena Piekorz tak skomentowała całą sytuację: „Mam nadzieję, że to przypadek. Zawsze wydawało mi się, że reżyseria nie jest kwestią płci, ale pewnej wrażliwości. Jeśli jest to zamierzone działanie, to nie jest to dla naszej płci pozytywne i niezbyt rokuje na przyszłość”.
Spójrzmy więc na liczby. W Hollywood w 2011 r. zaledwie 5 proc. filmów zostało wyreżyserowanych przez kobiety. Jeśli zatem w Cannes do konkursu zakwalifikowano 22 obrazy, to statystycznie tylko jeden z nich (oczywiście przykładając miarę hollywoodzką, ale w Polsce i innych krajach Europy odsetek filmów zrealizowanych przez panie jest niemal identyczny) powinien być nakręcony przez kobietę. Co więcej, w 2011 r. na 20 filmów pokazywanych w głównym konkursie festiwalu Cannes aż 5 produkcji (czyli 25 proc.!) było wyreżyserowanych przez kobiety – a więc to mężczyźni mieli wówczas prawo do mówienia o seksizmie i nadreprezentacji filmów „kobiecych”.
Być może problem leży więc gdzieś indziej, np. w tym, że mężczyźni są po prostu lepszymi reżyserami niż kobiety. Podajmy kilka liczb:
– na liście 40 najwybitniejszych współczesnych reżyserów filmowych, opublikowanej przez – uwaga – postępowy brytyjski „The Guardian”, czyli angielską wersję „Gazety Wyborczej”, znajdują się… dwie kobiety;
– od 1929 do 2013 r. tylko jedna kobieta dostała Oscara za reżyserię;
– od 1946 do 2013 r. tylko jedna kobieta dostała nagrodę za reżyserię na festiwalu filmowym w Cannes;
– od 1956 do 2013 r. tylko jedna kobieta dostała nagrodę za reżyserię na festiwalu filmowym w Berlinie.
Oczywiście zawsze można powiedzieć, że krytycy na całym świecie – w większości mężczyźni – celowo nie przyznają nagród kobietom, by utwierdzić na świecie męską dominację, tradycyjny ład społeczny itd. Problem w tym, że dziesięciu dowolnie wybranym wybitnym reżyserom-mężczyznom – dajmy na to Scorsese, Felliniemu, Bergmanowi, Allenowi, Tarkowskiemu, Altmanowi, Hitchcockowi czy Kurosawie (a można takich dziesiątek ułożyć jeszcze wiele) – naprawdę nie sposób przeciwstawić jednej, równie mocnej „reprezentacji” kobiet.
Magdalena Żuraw