Męczennik narodowców, faszyzujący celebryta, a może po prostu pobożny i gorliwy kapłan? Opowieści o ks. Jacku Międlarze nigdy nie są pozbawione emocji. W jednych legendach kapłan wyrasta niemal na religijnego przywódcę faszyzującej młodzieży, w innych jest ukazywany jako zaangażowany i pobożny duszpasterz młodzieży. A jakie są fakty?
O „białej” i „czarnej” legendzie narosłej wokół ks. Jacka Międlara pisze „Polityka”. Tygodnik przypomniał dotychczasową publiczną działalność kapłana, próbując punktować go za brak pokory i politycznej poprawności oraz ustawiając go w roli problemu dla Kościoła. Tygodnik chętnie widziałby ks. Międlara w roli celebryty – młody, przystojny, odpowiednio uczesany, ubrany, a do tego „masakruje lewacki chłam”.
Wesprzyj nas już teraz!
Rzeczywistość jednak może rozczarować, bo ks. Jacek Międlar – jak się okazuje – poza wyjątkową gorliwością w głoszeniu Ewangelii nie zaskakuje. Jak podkreślił tygodnik, ks. Jacka w seminarium wyróżniało zamiłowanie do sportowego stylu życia. „Jeździł dużo na rowerze, był fanem wspinaczki wysokogórskiej, dbał o zdrową dietę”.
To może dałoby się „doczepić” do relacji rodzinnych? Jak zauważyła autorka materiału, kapłan w rodzinnym Rzeszowie bywa rzadko, gdyż ponoć nie po drodze mu z poglądami ojca. Sęk w tym, że jedynym dowodem na to są wpisy ze strony internetowej „Międlara seniora” o jego zamiłowaniach do… szybownictwa, żeglarstwa, narciarstwa. No tak, o pasji rowerowej ojca ani słowa!
Zaskakuje też narracja Krzysztofa Kwiatkowskiego, z portalu wDolnymŚląsku.pl, znajomego ks. Jacka, dotycząca „rewolucyjności” działań kapłana. – A ksiądz Jacek był w pewnym sensie rewolucjonistą. Wychodził z posługą poza świątynię, służył wiernym 24 godziny na dobę. Szczególnie młodzieży, z którą chodził na pizzę, spacery po niedzielnej mszy; razem jeździli rowerami. Kiedyś ktoś miał trudną sytuację, starał się pomóc. Wszędzie – w lokalu, siłowni czy podczas wypadu za miasto – głosił słowo Boże. I rozmawiał o Polsce – wspomina Kwiatkowski. Szok, nawet dla czytelników „Polityki”!
Tam, gdzie fakty nie dają rady, warto przywołać „czarną” legendę mówiącą o ważnej roli ks. Międlara w tworzeniu zrębów ONR na Dolnym Śląsku i popychaniu młodzieży w kierunku faszyzmu. Problem w tym, że jest też tzw. biała legenda mówiąca o napełnieniu konfesjonałów nacjonalistami i ich powrotach na łono Kościoła. „Przez niespełna pół roku jego posługi w parafii ochrzciło się 18 dorosłych” – czytamy. Tyle, że to już nie legenda, a fakty. To dzięki kapłanowi, młodzież kojarzona dotąd „m.in. z zadymami na wrocławskim Rynku wzięła udział w prowadzonej przez Międlara akcji pomocy dzieciom chorym na raka”.
Co ciekawe, Kwiatkowski przyznał, że ks. Międlar nigdy nie przejawiał ambicji przywódczych, a zawsze powtarzał, że „chce ewangelizować stygmatyzowane i wyśmiewane środowisko, w którym nie było wcześniej żadnego księdza”. – Ksiądz Jacek nie prowadził agitacji politycznej, mówił o narodzie. To, że – jak powtarzał – klęka tylko przed Bogiem, również budowało jego autorytet wśród narodowców, którzy są pokoleniem pozbawionym przywódców – mówił Kwiatkowski. Kapłan – jak wspominają sami narodowcy – mówił też o prawie do lęku, ale i do walki, ale mieczem prawdy i miłości.
Kwiatkowski wskazał również, że krytykowana przez przełożonych retoryka używana przez ks. Międlara, była dobrym narzędziem, by trafiać do narodowców i pomagało w ewangelizowaniu tej grupy. Spotkała się jednak z nakazem milczenia.
„Polityka” zastanawia się też jak rozwiązać „problem” ks. Międlara. Bo narodowcy bez kapłana, będą umacniali się w przekonaniu, że i instytucje kościelne trawi „lewacka gangrena”. Z księdzem w szeregach zaś będą przekonani, że „w ich sercach jest Ewangelia, jest Chrystus”. O tym – jak wytyka „Polityka” – kapłan „zapewniał uczestników pamiętnej demonstracji, kiedy palono we Wrocławiu kukłę Żyda”. Szkoda, że tygodnik zapomina, że za ten czyn odpowiada Piotr R., osoba niezwiązana ani z ONR, ani Młodzieżą Wszechpolską, organizatorami marszu i tym samym dopisuje kolejne wersy czarnej legendy o kapłanie.
Źródło: „Polityka”
MA