Dwa lata po rewolucji ukraińskiej sytuacja zwykłych obywateli nie tylko nie poprawiła się, ale Euromajdan nie otworzył nawet drogi do powołania uczciwego rządu gotowego na wprowadzenie ważnych zmian. W ciągu ostatnich 12 lat ani trzykrotne wybory prezydenckie, ani tym bardziej dwie rewolucje nie wyniosły do władzy liderów, którzy mieliby ochotę cokolwiek w kraju zmienić .
Amanda Paul, starszy analityk z think-tanku Centrum Polityki Europejskiej, w następstwie wydarzeń w Kijowie entuzjastycznie pisała w 2014 r.: „Ukraina zmieniła się na zawsze”. Podobnie głosiły zachodnie rządy. W oświadczeniu wydanym dwa dni po ucieczce Janukowycza – w lutym 2014 r. – rząd w Berlinie nazwał to wydarzenie „szansą dla demokracji”. Kanclerz Angela Merkel przekonywała, że Euromajdan to wstęp do „bardzo zachęcającego rozwoju”. Z kolei ówczesny minister spraw zagranicznych Polski, Radosław Sikorski, wyraził nadzieję, że Ukraina stworzy rząd, który rozpocznie realizację trudnych, lecz koniecznych reform, pozwalających uniknąć bankructwa.
Wesprzyj nas już teraz!
Jednak dwa lata po rewolucji nawet ci eksperci, którzy wiele sobie obiecywali po Euromajdanie, są rozczarowani bieżącą sytuacją na Ukrainie. Podobnie, sami Ukraińcy wydają się już nie mieć złudzeń co do poprawy sytuacji.
Niedawny sondaż Gallupa przeprowadzony w całym kraju wykazał, że tylko 17 procent Ukraińców aprobuje działania prezydenta Petro Poroszenki – większym poparciem cieszył się Janukowycz, zanim został odsunięty od władzy. Osiem procent popiera pracę rządu, na czele którego stoi jeden z liderów Euromajdanu, Arsenij Jaceniuk.
Ukraina, która wciąż walczy z separatystami na wschodzie kraju, jest jedynym państwem postsowieckim, w którym nie poprawia się poziom życia mieszkańców mierzony w PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca (2000 dol.) i uwzględniający siłę nabywczą rodzimej waluty. Do tej pory nie osiągnął on nawet poziomu sowieckiego. W 2014 r. realne płace spadły o 6,3 procent, w 2015 – o kolejne 19,3 procent. W tym roku – według przewidywań Economist Intelligence Unit – zarobki spadną o kolejne 3,5 procent.
Rządzący zamiast reformować kraj pochłonięci są międzyfrakcyjną walką i poszerzaniem swoich imperiów biznesowych. Amerykański think tank IREX w 2013 r. szacował, że zaledwie 100 osób spośród politycznych elit (0,00003 proc. całkowitej populacji Ukrainy) jest w posiadaniu 80-85 procent bogactwa kraju mierzonego w PKB. Sytuacja do 2015 r. nie zmieniła się bardzo. Oligarchowie – według szacunków „Newsweeka” – nadal kontrolują około 70 procent bogactwa Ukrainy.
Rozkradanie majątku narodowego odbywa się praktycznie cały czas. Jedynie na okres wyborów lub rewolucji rywalizujące klany tworzą obozy, prorosyjski lub prozachodni, by pozyskać poparcie wyborców. Po głosowaniu wszystko wraca na stare tory.
Przykład prezydentów Wiktora Juszczenki, a teraz Petro Poroszenki doskonale odzwierciedla tę rzeczywistość. Wybrany w następstwie pomarańczowej rewolucji (2003- 2004 r.) Juszczenko wzbudził nadzieje na budowę nowej Ukrainy, bardziej dostatniej i wolnej od korupcji. Ale te nadzieje okazały się nieuzasadnione. Korupcja za jego rządów rozkwitła niebywale. Ukraina od wielu lat zajmuje jedno z najwyższych miejsc na listach najbardziej skorumpowanych krajów.
Nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy niesłusznie mieli nadzieje, że po ustąpieniu Janukowycza będzie lepiej. Jeden z głównych reformatorów, minister gospodarki Aivaras Abromavičius, zrezygnował, poirytowany naciskami i działaniami sojusznika prezydenta Poroszenko, Igora Kononenko, który umieszczał swoich podopiecznych na kluczowych stanowiskach w agencjach rządowych i przedsiębiorstwach państwowych.
Sam Poroszenko, który obiecał sprzedać swoje cukiernicze imperium Roshen tuż po wygraniu wyborów, do tej pory z tej obietnicy się nie wywiązał. Co więcej, akcje spółki na początku tego roku niezwykle poszybowały w górę i zanotowały – w stosunku do roku ubiegłego – aż 789-procentowy wzrost zysku netto, w sytuacji, gdy PKB Ukrainy spadło o 6,8 procent, a ukraiński przemysł spożywczy odnotował wzrost jedynie o dwa procent. Poroszenko od ub. roku jest ósmym najbogatszym Ukraińcem na liście „Forbesa”, z majątkiem o wartości 750 milionów dolarów.
Poroszenko chroni swoich popleczników. Długo zwlekał z odwołaniem Wiktora Szokina, prokuratora oskarżonego o celowe opóźnianie dochodzeń korupcyjnych. Wezwał go do rezygnacji dopiero wtedy, gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy zawiesił kredyty, bez których obecny rząd ukraiński nie może przetrwać.
Na Ukrainie – według wielu komentatorów – nie ma znaczenia, jaka frakcja wygra: czy prorosyjska, czy prozachodnia. Tłumaczą oni, że w tej chwili kraj potrzebuje liderów gotowych do rezygnacji z własnych interesów, którzy pozbędą się swoich biznesów, by nie musieć rewanżować się za „przysługi” i podejmą głębokie reformy systemowe. Znalezienie kogoś takiego w tej chwili graniczy z cudem.
Źródło: foreignaafairs.com, AS.