Nie dość przypominania, że jesteśmy w stanie wojny kulturowej. To wojna na śmierć i życie, i nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady. Chodzi bowiem o zaprojektowaną w planach włoskiego komunisty Gramsciego śmierć naszej chrześcijańskiej cywilizacji, a który to plan jest konsekwentnie realizowany od pokoleń. Niegdyś przez jakobinów, później przez bolszewików a dzisiaj przez formacje tzw. marksistów kulturowych. Ci, którzy w Polsce, po ubiegłorocznej politycznej klęsce patronów tego ruchu oczekiwali zdecydowanej zmiany, mogą się srodze zawieść, bowiem wróg trzyma się mocno, a nawet swe działania wzmaga. Szczególnie w teatrze.
Zacznijmy od mini-przeglądu repertuaru scen, które – podobnie jak niektóre media – można by określać mianem polskojęzycznych, bo chyba inaczej już się nie da. Przykładowo, Teatr Dramatyczny w Białymstoku postanowił „uczcić” Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych tzw. czytaniem performatywnym, poświęconym 70. rocznicy pacyfikacji białoruskich wsi przez oddział… kpt. Romualda Rajsa, ps. „Bury”. Ot, klasyczna dekonstrukcja za publiczne pieniądze.
Wesprzyj nas już teraz!
Po drugiej stronie Polski legnicki Teatr im. Modrzejewskiej wznowił właśnie „III Furie”, czyli artystyczną deklarację odrzucenia wszystkiego, co buduje narodową tożsamość – jak to nazywają autorzy tego widowiska – „etosu cierpienia, ofiary i grobów, w którym świat umarłych decyduje o losie żywych”. Ot, tak rozumieją w Legnicy polskość.
W środku, czyli w stolicy również „dorzyna się” swojską obyczajowość z cywilizacją dworków w tle, a przy okazji morduje Juliusza Słowackiego. „Fantazy” wieszcza z Krzemieńca użyty tutaj został bezlitośnie przez zwiedzającego krajowe sceny Michała Zadarę do listy jego kolejnych „nowoczesnych” inscenizacji. Ot, tak właśnie w Teatrze Powszechnym lewica indoktrynuje widza żerując na polskiej klasyce. Swoją drogą, to to samo miejsce, w którym na tzw. walentynki wprowadzono bilet dedykowany parom homoseksualnym. Na stronie tej instytucji kultury wyjaśniono, że w ten sposób teatr „pragnie wyrazić szacunek dla praw mniejszości seksualnych w Polsce”.
„A w Krakowie na Brackiej pada deszcz…” – śpiewał Grzegorz Turnau. Gdyby to tylko o ten deszcz chodziło… A w Krakowie przy Placu Szczepańskim wciąż rządzi Jan Klata… A w Krakowie u Wierzynka organizują „czwartkowe obiady”. Niejacy Piotr Sieklucki i Tomasz Kireńczuk realizują tam projekt polegający na gadaniu i jadaniu z wybranymi przez siebie ludźmi teatru, i jeszcze to filmują. Najpierw nakarmili dyrektora Teatru Starego. Przy okazji opowiedział on, jak jest wielki i co myśli o nowej władzy. W lutym panowie gospodarze poszli jeszcze dalej, bo postanowili pokonsumować z mistrzem nad mistrzami, czyli z Krystianem Lupą. Pouczająca to uczta i gwarantująca dość ekstremalne doznania. Mamy przecież do czynienia z ubiegłorocznym laureatem „Supergwarancji” – nagrody specjalnej TVP Kultura za całokształt twórczości.
Niestety, o samej twórczości nie za wiele chcą słuchać prowadzący to spotkanie panowie, a i pan Krystian chce raczej mówić o państwie polskim po wyborach roku ubiegłego niż o swoich ewentualnych teatralnych dokonaniach. O państwie i o zamieszkujących go „jednostkach”, bo tak nazywa Polaków. Te jednostki, według Lupy, zieją nienawiścią, a ta nienawiść ma być prostą funkcją katolickiej religijności. To „Bóg Polaków prowadzi ich do walki” z wrogiem, którym jest „zachodnia zasada tolerancji” – tak opisuje reżyser rozgrywające się na naszych oczach cywilizacyjne i kulturowe starcie. Reżyser „Wycinki” (w 2014 r. u Mieszkowskiego we Wrocławiu) odczuwa również lęk przed biało-czerwoną flagą. Twierdzi, że jest ona teraz „symbolem demonicznym”, jakim niegdyś stała się flaga czerwona sowieckiej Rosji. I puentuje: „teraz wyjęliśmy z okienek rządowych te niebieskie, które jakoś łagodziły wymowę tego biało-czerwonego”. A więc pod taką flagą powstał nowy rząd, wybrany, jak z tego wynika, przez jednostki pełne nienawiści, „nienawiści fanatycznej”. A „nosicielami tej nienawiści są członkowie naszego rządu”. I tak „koło się zamyka” dla reżysera Lupy, choć jeszcze – czego by pewnie oczekiwał – nie zamknęły się za nim drzwi celi, pomimo, że wieszczy tutaj katastrofę i „czarno widzi przyszłość”.
Nie powinniśmy być zdziwieni tym, excuses-moi, bełkotem. Już w 1999 r. o wizji świata w spektaklach Lupy pisano, że tam „każdy człowiek jest wewnętrznie sprzeczny. Buduje zamki na piasku, bo to ma sens. Popada w szaleństwo, bo nie znajduje odpowiedzi na pytanie, jaki jest naprawdę”. Jak widać, nic się nie zmieniło, może tylko tyle, że to, co kiedyś było na scenie, to dzisiaj jest u Lupy w realu. Ale tego niespójnego gaworzenia starzejącego się człowieka nie można lekceważyć. Jest on wciąż „wyrocznią”, o czym świadczą wpatrzone w rozmówcę maślane oczy Kireńczuka i Siekluckiego. O czym też zaświadcza pokolenie współczesnych teatralnych hunwejbinów, które wyszło – niech będzie, że spod ręki profesora sztuk teatralnych Lupy – np. Zadara, Rychcik, Marciniak itp. Oni wszyscy, jak i ich nauczyciel, mówiąc po polsku, reprezentują jednak przede wszystkim „świadomość europejską”.
Na postawione tuż przed zupą pytanie o współczesne zadania teatru Krystian Lupa odpowiada jednoznacznie: „Musi być głosicielem postępu. To misja polityczna teatru”. Ot, i tak wygląda ta tolerancja oraz otwartość naszych kulturowych okupantów. Wszystko to możemy oglądać w lutym Roku Pańskiego 2016 w audycji filmowej, która jest jak najbardziej poważnym projektem finansowanym ze środków Gminy Miejskiej Kraków oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu „Teatr 2015 – Promesa 250-lecia teatru publicznego w Polsce”. Dodajmy, że kolejne filmy z tego cyklu (do oglądania na portalu e-teatr.pl), wyprodukowane przez Teatr Nowy i Soja Studio, sygnuje hasło wywoławcze – „Edukacja teatralna i promocja teatru”. I to by było… aż nadto.
Tomasz A. Żak