Z poważnymi kłopotami boryka się Deutsche Bank. Z kolei Albert Edwards, strateg Société Générale, otwarcie zapowiada nadejście kolejnego kryzysu. „Będzie tak źle jak w latach 2008-2009, a później będzie jeszcze gorzej” – podkreśla. Nie on jeden.
W roku 2015 Deutsche Bank zanotował 6,7 mld euro. Nie zalicza także stress testów, wskazujących na stopień przygotowania na ewentualny kryzys. Na spółkę nałożono kary, inwestorzy, którzy nabyli obligacje, czują się oszukani, a na dodatek bank jest oskarżany o pranie brudnych pieniędzy i łamanie sankcji międzynarodowych. A agencje S&P i Moody’s obniżyły jego wiarygodność kredytową.
Wesprzyj nas już teraz!
Albert Edwards, ekonomista przygotowujący strategię Société Générale, podkreśla, że nadejdzie kolejny kryzys, który mocno uderzy w Stany Zjednoczone i Unię Europejską. Edwards sugeruje, że we wschodzące rynki uderzy deflacja, na co banki centralne są nieprzygotowane. Na stan amerykańskiego biznesu negatywnie wpływa pozycja dolara, a ludzie nie ufają już elitom odpowiedzialnym za politykę gospodarczą. Jeśli globalna gospodarka popadnie znów w recesję, to dla strefy euro oznacza to spuszczenie kurtyny – podkreślił Edwards.
Nie on jeden przewiduje problemy. Ekonomista Królewskiego Banku Szkocji w liście do klientów sugeruje im, by… sprzedawali wszystko, co się da. Poza naprawdę wiarygodnymi obligacjami. Według niego, obecna sytuacja do złudzenia przypomina tę poprzedzającą upadek Lehman Brothers. Równocześnie inwestorzy wyraźnie obawiają się zwolnienia chińskiej gospodarki i spadku wartości yuana. Podobną sugestię, dotyczącą sprzedaży akcji, wystosowali analitycy JP Morgan.
„Zbliżamy się do momentu krytycznego dla każdego kryzysu, znanego jako mement Minsky’ego: kiedy nadmierna pewność siebie przerodzi się w strach? To z tego powodu rynki ulegają załamaniom, banki wycofują się z akcji kredytowej a gospodarki wpadają w recesję” – ocenia Ben Wright na łamach „The Guardian”. Równocześnie, na mapie globalnej gospodarki można odnaleźć wiele różnych punktów zapalnych: zadłużenie wschodzących rynków, ceny nieruchomości w Londynie, rządowe obligacje czy stan spółek energetycznych, zwłaszcza amerykańskich – podkreśla
Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy już obniżyły oczekiwania odnośnie tegorocznego wzrostu gospodarczego. A spadek cen paliwa oznacza mniejsze zyski dla eksporterów, zwłaszcza Arabii Saudyjskiej i Rosji, ale i Brazylii, Wenezueli i Kolumbii. Do tego dochodzą kłopoty strefy euro, zwłaszcza Finlandii, Grecji i Włoch – podkreśla ekonomista Olivier Vardakoulias.
Źródło: theguardian.com, telegraph.co.uk, niezalezna.pl, neweconomics.org
mat