Z profesorem Massimem de Leonardis rozmawia Emanuele Gagliardi
Przy okazji wizyty prezydenta Tassosa Papadopoulosa u papieża Benedykta XVI Republika Cypru ponownie potępiła akty profanacji i grabieży chrześcijańskich obiektów religijnych, do jakich dochodziło w północnej, okupowanej przez turecką armię, części wyspy. Sprawy związane z Cyprem, prawami człowieka i wolnością wyznaniową oddalają Turcję od perspektywy wejścia do Unii Europejskiej. Turcja to republika „laicka”, której konstytucja głosi równość obywateli bez względu na przekonania czy wyznanie. Muzułmanie stanowią tam ponad 99 proc. społeczeństwa, a dyskryminacji de facto sprzyjają ułomne przepisy. Nie przyczyniają się one bowiem do rozwiązania problemu praw mniejszości. Zgodnie z Traktatem Lozańskim (1923 r.) państwo uznaje za dozwolone wyznania społeczności prawosławnej greckiej, ormiańskiej i żydowskiej, choć czyni to z ograniczeniami dotyczącymi prawa własności, kształcenia i budowy obiektów sakralnych. Inne wyznania, między innymi religia katolicka, do dzisiaj oficjalnie nie istnieją.
Wesprzyj nas już teraz!
Czy tak funkcjonujące społeczeństwo może zintegrować się z innymi narodami europejskimi?
Pytamy o to Massima de Leonardis, profesora zwyczajnego historii stosunków międzynarodowych i dyrektora Wydziału Nauk Politycznych na Katolickim Uniwersytecie Sacro Cuore w Mediolanie.
Co sądzi Pan o szykanowaniu cypryjskich chrześcijan, na które skarżył się prezydent Papadopoulos?
– Od 1974 roku część Cypru (aktualnie członka UE) pozostaje pod okupacją turecką. Turcja zamyka swoje porty i lotniska przed cypryjskimi statkami i samolotami. Akty przemocy wobec chrześcijan kładą się dużym cieniem na „laickości” państwa tureckiego i przeczą tezie o odmienności tureckiego islamu, jako „europejskiego” i „umiarkowanego” wobec jego odmiany integrystycznej.
Czy w Turcji istnieje wolność wyznaniowa?
– W Konstantynopolu (czyli dzisiejszym Stambule) w 1914 roku muzułmanie stanowili 49 proc. mieszkańców; pod koniec lat 20. – już 65 proc., natomiast dzisiaj – aż 99,99 proc. Niemal całkowite zniknięcie chrześcijan i żydów odsłania prawdziwą naturę państwa tureckiego, dobrze opisaną przez ojca Cervellerę, dyrektora Asianews: Kemalistyczny i laicki rząd turecki (…) zawsze zajmował tolerancyjną postawę wobec islamu i o wiele bardziej nieprzejednaną wobec chrześcijan, którzy ciągle jeszcze ponoszą konsekwencje braku osobowości prawnej, zakazu działalności ewangelizacyjnej, niemożliwości kształcenia własnych dzieci. Chrześcijanie żyją jako dhimmi [obywatele drugiej kategorii] (…) Laickość [Turcji] (…) jest tylko pozorna, ponieważ neguje wolność wyznaniową (…) gwałci prawa chrześcijan i zarazem pobłaża muzułmanom. Los chrześcijan wcale nie uległ poprawie wraz z przejściem od Turcji kalifa-sułtana do Turcji republikańskiej.
Czy wejście Turcji do UE będzie sprzyjało dialogowi między chrześcijaństwem i islamem?
– Tylko wówczas, gdy UE uczyni z poszanowania wolności religijnej jeden z podstawowych punktów negocjacji. Tymczasem, uchwalając ich rozpoczęcie Parlament Europejski odrzucił poprawkę wzywającą Ankarę do jak najszybszego przyznania osobowości prawnej Kościołom chrześcijańskim oraz do likwidacji Dyrekcji do Spraw Religijnych, która jako organ tureckiego państwa sprawuje kontrolę nad praktykami religijnymi i przeciwdziała budowie nowych kościołów.
Według niedawnego sondażu German Marshall Fund, zaledwie 8 procent Turków zgadza się z tezą, że należy dążyć do wejścia Turcji do UE, ponieważ wzmocniłoby to pozycję umiarkowanego islamu jako modelu w świecie muzułmańskim. Wydaje się zresztą, iż nie ma żadnego dowodu, że dawno już wyzwoleni spod otomańskiego panowania Arabowie uznaliby stosunki panujące w Turcji za modelowe.
Zasadnicze pytanie brzmi: czy warto wprowadzać do UE wielkie państwo (w 2030 roku ludność Turcji stanowiłaby 17 proc. obywateli UE) za cenę dalszego osłabienia naszej chrześcijańskiej tożsamości? Wszystko w nadziei – czy uzasadnionej, czas z pewnością pokaże – że wesprze to Europę w rozgrywającej się na naszych oczach „wojnie cywilizacji”.
Powraca pytanie postawione przez Plinia Corrêę de Oliveira w odniesieniu do socjalizmu i komunizmu: czy Turcja okaże się barierą powstrzymującą islamski fundamentalizm, czy raczej przyczółkiem islamu w Europie?
Jakie mogą być polityczne, społeczne i ekonomiczne konsekwencje tureckiej obecności we Wspólnocie Europejskiej?
– Turcja nie jest w stanie kontrolować własnych granic: ludzie i towary swobodnie napływają do kraju bądź opuszczają go. Połowa gospodarki tureckiej funkcjonuje w szarej strefie, od dziesiątek lat państwo powstrzymuje się od zbierania podatków i od jakiejkolwiek formy kontroli nad wieloma obszarami wiejskimi. Prawa obywatelskie i polityczne są dość odległe od europejskich standardów. UE sprowadziłaby do siebie kolejne masy tureckich imigrantów i całą serię różnorodnych problemów.
Jakie stosunki powinny łączyć Turcję i Europę?
– W 1856 roku imperium otomańskie zostało dopuszczone do „uczestnictwa w korzyściach europejskiego prawa narodów i tzw. koncertu państw europejskich”. Jednak dzisiaj UE zarysowuje dla Starego Kontynentu inny układ relacji międzynarodowych. Z jednej strony przewiduje on koniec wojen, politykę równowagi, a także całkowitą suwerenność państw, z drugiej – wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, a także ścisłą integrację w wielu dziedzinach.
Aby należeć do UE, trzeba opowiadać się za znacznie więcej niż jednym doraźnym interesem dyplomatycznym wynikającym z polityki równowagi. Jednak Europa i Turcja nie posiadają wspólnego dziedzictwa cywilizacyjnego, co wielokrotnie potwierdzał (wówczas jeszcze) kardynał Ratzinger, na przykład w wywiadzie udzielonym „Le Figaro Magazine” z dnia 13 sierpnia 2004 r.: Europa jest kontynentem kulturalnym, a nie geograficznym. To kulturze zawdzięcza swoją tożsamość. Korzenie, które ukształtowały i pozwoliły na ukształtowanie tego kontynentu, są chrześcijańskie. (…) W tym sensie, historycznie rzecz biorąc, Turcja reprezentowała zawsze inny kontynent.
Turcja mogłaby należeć do takiej „lekkiej” wersji Unii: do strefy swobodnej wymiany handlowej lub co najwyżej do czegoś podobnego – niech ekonomiści ocenią wiążące się z tym szanse i zagrożenia. Turcja mogłaby się też cieszyć jedynie uprzywilejowanym statusem w ramach zainicjowanej w 2003 roku „europejskiej polityki sąsiedztwa”, w oparciu o zasadę wzajemności i obustronnego interesu. Natomiast wejście Turcji do Wspólnoty Europejskiej stwarza przeszkody niemożliwe do pokonania.
Zresztą przeprowadzony niedawno sondaż pokazuje, że 45 proc. Turków sprzeciwia się wejściu do UE, zaś według 70 procent, należy zawiesić negocjacje z UE, jeśli druga strona chce skłonić ich kraj do otwarcia się na Cypr.
Dlaczego Europa winna zwracać baczniejszą uwagę na swoje chrześcijańskie korzenie?
– W polityce międzynarodowej czynnik wyznaniowy bardzo zyskał na znaczeniu. Wszystkie wielkie religie wyraźnie akcentują swoją tożsamość. Być może dopiero teraz Kościół katolicki wychodzi z procesu samozniszczenia, który nastąpił po Soborze Watykańskim II. Właściwą odpowiedzią na islam jest tradycja, a nie laicyzm.
Nawet najbardziej zdeklarowani laicy zrozumieli, że interes narodowy i europejski wymaga wzmocnienia chrześcijańskiej tożsamości. Islamskie zagrożenie posiada bowiem dwa oblicza – reprezentowane przez terroryzm i przez wielkie wyzwanie tożsamościowe.
Powracam myślą do proroczych słów kardynała Biffiego: Nie możemy budować całkowicie otwartego domu. Najpierw wznosi się mury, dopiero potem otwiera się drzwi. Przed tą Europą nie ma przyszłości. Albo duch chrześcijański się obudzi, albo Europa będzie islamska, gdyż muzułmanie przybywają do nas ze swoją nieprzejednaną w kwestii zasad postawą i tylko po to, aby zmierzyć się z „zakazem zakazów”.
Cesarstwo rzymskie, średniowieczna Respublica Christiana, imperium habsburskie, a nawet Stany Zjednoczone mogły integrować ze sobą różne grupy etniczne i kultury. Odcięta od chrześcijańskich korzeni UE nie poradzi sobie z tym problemem.
Massimo de Leonardis – profesor zwyczajny historii stosunków i instytucji międzynarodowych oraz profesor historii traktatów i polityki międzynarodowej w Instytucie Nauk Politycznych; dyrektor Wydziału Nauk Politycznych; członek kolegium wykładowców Podyplomowej Szkoły Instytucjonalno-Politycznej z siedzibą przy Katolickim Uniwersytecie Sacro Cuore, rady naukowej i komitetu kierowniczego Centrum Studiów Politycznych nad Krajami Południa, Basenu Morza Śródziemnego i Okolic (CRiSSMA) utworzonego przy Katolickim Uniwersytecie Sacro Cuore, komitetu naukowego Nauk Politycznych i Społecznych tej uczelni.
Wykładał Historię traktatów w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu w Trieście (z siedzibą w Gorycji) oraz Historię stosunków międzynarodowych w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu w Genui. Jest koordynatorem nauk historycznych Master in International Affairs Instytutu Studiów nad Polityką Międzynarodową w Mediolanie, współpracuje z Instytutem Dyplomatycznym Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Jego kariera naukowa obejmuje wiele stanowisk i funkcji: w 1979 roku Wolfson Fellow w British Academy, w 1985 roku w ramach Stypendium NATO-CNR – Visiting Fellow w United Kingdom Program na University of Southern California, w latach 1993-94 – NATO Individual Research Fellow, w 1999 roku – Fellow na Salzburg Seminar, w latach 1999-2000 – dyrektor badań naukowych przy Wojskowym Ośrodku Studiów Strategicznych.
Tekst ukazał się w nr. 1 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”