Katolicki Król Hiszpanii Jan Karol własnoręcznym dobrowolnym podpisem sankcjonuje dzieciobójcze prawo socjalistycznego premiera Zapatero – czyż trzeba lepszego dowodu, że ów Burbon niewiele przejmuje się tradycją i zobowiązaniem stojącym za tytulaturą?
Ale przecież to nie jedyny dowód. W roku 2007 ten sam Jan Karol, któremu po Domu Habsburgów przypadł zaszczyt bycia Suwerenem Orderu Złotego Runa, jednego z najdostojniejszych, rycerskich odznaczeń chrześcijańskiego Zachodu, odznaczył nim króla… Arabii Saudyjskiej – władcę państwa, w którym na porządku dziennym trwa prześladowanie chrześcijan wszystkich denominacji. Stosowność tego aktu można porównać jedynie z przypięciem przez Edwarda Gierka na piersi sowieckiego genseka Leonida Breżniewa Krzyża Wielkiego Orderu Virtuti Militari.
Wesprzyj nas już teraz!
Przykład hiszpańskiego monarchy pokazujący niegodność spadkobiercy wielkich tradycji stanowi wyraźny dowód uzurpacji, dając przy tym (niechcący?) efekt ośmieszania. Przykład to tym bardziej bolesny, że dotyczy kraju mogącego ze wszech miar zasłużenie nosić miano antemurale Christianitatis.
Właściwie cała historia Hiszpanii (czy konkretniej: hiszpańskich królestw) jest zapisem walki, nieustępliwej, wielowiekowej, okupionej licznymi ofiarami o katolickie oblicze tego kraju. Wszystko tu kosztowało drogo i nic nie zostało dane raz na zawsze. Ale dzieje te pokazują coś jeszcze: to mianowicie, że katolickie oblicze krajów za Pirenejami tworzyli nie tylko wielcy pasterze Kościoła, uczeni tomiści z Salamanki, ale również wielcy królowie i rycerze – od Hermenegilda i Rekkareda, poprzez Pelayo, Cyda i Ferdynanda Kastylijskiego, po Izabelę Kastylijską i Ferdynanda Aragońskiego oraz Filipa II. Historia Hiszpanii to dzieje kolejnych rekonkwist. Nie tylko w średniowieczu – początek XIX stulecia przynosi ze sobą nie mniej ważną w postaci ludowego powstania przeciw „Nowoczesności i Postępowi” niesionym na bagnetach napoleońskiej armii.
Rekonkwista pierwsza: przeciw herezji
W roku 410 wydawało się, że cały świat drży w posadach. Barbarzyńscy Wizygoci pod wodzą Alaryka zdobyli i splądrowali jego stolicę – Rzym. Konie Germanów stąpały po Forum Romanum. Trzeba wszakże pamiętać o tle tego wydarzenia. Oto Wizygoci – podobnie jak ich liczni germańscy pobratymcy, najeżdżający chylące się ku upadkowi cesarstwo rzymskie (Ostrogoci, Wandalowie, Swewowie, Burgundowie) byli arianami. Rzym zaś był nie tylko stolicą świata, ale również Stolicą Świętą, siedzibą Głowy Kościoła.
Kilkadziesiąt lat po zdobyciu Rzymu Wizygoci byli już na Półwyspie Pirenejskim i w Septymanii (najbardziej na południowy zachód wysuniętej części Galii, sąsiadującej z Katalonią). Powstało wówczas królestwo wizygockie. Na przełomie V i VI wieku jego ariańscy władcy toczyli zacięte (i przegrane) walki z jedynym wówczas katolickim państwem na Zachodzie – królestwem Franków Chlodwiga. Z drugiej strony, pamiętajmy, że wizygoccy arianie zastali za Pirenejami ludność (ibero-rzymską) w większości katolicką. Ponadto musieli liczyć się z siłą katolickiego Bizancjum, które od czasów cesarza Justyniana Wielkiego weszło na szlak renovatio imperii romani (co w praktyce oznaczało w VI wieku obecność wojsk bizantyjskich w Betyce, czyli w południowo-wschodnim rejonie Półwyspu Iberyjskiego).
Najistotniejsza była jednak kondycja Kościoła w królestwie Wizygotów. Trwał on w prawdziwej wierze mimo prześladowań ze strony ariańskich władców i ariańskich „biskupów”. Taką politykę prowadził między innymi król Leowigild (569-586), zachęcany przede wszystkim przez drugą żonę, Goswintę – fanatyczną ariankę. Antykatolicką politykę usiłował przerwać syn Leowigilda, Hermenegild, nawrócony na katolicyzm za sprawą swej żony, frankijskiej księżniczki Ingundy, oraz św. Leandra, biskupa Sewilli.
Hermenegild wzniecił powstanie zakończone klęską w roku 584, w wyniku czego został pojmany i osadzony w więzieniu. W Wielką Sobotę 585 roku król wysłał do więzienia ariańskiego biskupa z poleceniem udzielenia Hermenegildowi komunii. Odmowa jej przyjęcia – zastrzegł władca – oznaczała karę śmierci. Książę odmówił przyjęcia heretyckiej komunii i zgodnie z królewską zapowiedzią został ścięty w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego. Kult księcia-męczennika bardzo szybko ogarnął całą Hiszpanię. Tysiąc lat później (w roku 1585) papież Sykstus IV wyznaczył 13 kwietnia dniem jego liturgicznego wspomnienia w Kościele hiszpańskim.
Ofiara katolickiego księcia Hermenegilda bardzo szybko przyniosła owoce. W roku 586 tron objął jego brat Rekkared, który w rok później przyjął katolicyzm. Utrata poparcia królewskiego dworu oznaczała śmierć arianizmu w Hiszpanii. Przez ponad sto dwadzieścia lat katolickie królestwo Wizygotów – chociaż nie było „Pierworodną Córą Kościoła” (prym w tej materii należał do następców Chlodwiga) – bezsprzecznie trwało w wierności Kościołowi rzymskiemu. Katolicyzm hiszpański tamtych czasów ucieleśniają nie tylko kolejni władcy rezydujący w Toledo, ale również ożywione życie duchowe i intelektualne. Dokumentują to słynne synody toledańskie, a symbolizują dwaj wielcy bracia – pasterze Sewilli – wspomniany już św. Leander oraz św. Izydor (Doktor Kościoła oraz autor słynnych Etymologii – jednej z pierwszych encyklopedii).
Wielka Rekonkwista: od Covadongi po Grenadę
W roku 711 przemoc i zdrada (ta ostatnia nie tylko wśród żydowskich poddanych, ale również pośród elity rządzącej) kładzie kres królestwu władców wizygockich. Rozpoczyna się okres trwającej niemal osiemset lat muzułmańskiej okupacji półwyspu. Wolne od arabskiej dominacji pozostają tylko enklawy na północy. W Asturii oporem przeciw agresorom dowodzi jeden z wizygockich możnych Don Pelayo (Pelagiusz). 7 września 722 roku dowodzone przezeń wojska chrześcijańskie odnoszą w wąwozie Covadonga świetne zwycięstwo nad wojskami muzułmańskimi – pierwsze chrześcijańskie zwycięstwo od roku 711. Rozpoczyna się rekonkwista, Pelayo zaś zostaje królem Asturii.
Co charakterystyczne, rekonkwista była od samego początku dziełem angażującym nie tylko rycerzy, ale i świętych. Początek jej wiąże się z odkryciem relikwii św. Jakuba Apostoła w Santiago de Compostela. Z okrzykiem Santiago, Spania! („Św. Jakub i Hiszpania!”) do boju ruszały pokolenia kastylijskich i aragońskich rycerzy. W wieku XVI i XVII towarzyszył on hiszpańskim tercios na polach bitew w Niderlandach, Niemczech i Italii.
Rekonkwista to także dzieło maryjne. Przed bitwą pod Covadonga, Pelayo w jednej z pobliskich jaskiń modlił się przed figurą Matki Bożej o powodzenie w starciu z Arabami. W czasie bitwy rozszalała się burza, która zaczęła siać spustoszenie wśród wojsk muzułmańskich. Chrześcijańscy rycerze opowiadali potem, że strzały w nich wymierzone wracały do Arabów kładąc ich pokotem. Kult Matki Bożej z Covadonga, obok kultu Santiago, stał się jednym z duchowych fundamentów rekonkwisty. Mógł z nim rywalizować jedynie kult Virgen de Almudena, patronki Madrytu. Po odbiciu miasta z rąk Arabów w roku 1083 król Kastylii Alfons VI nakazał odszukanie ukrytego w roku 712, tuż przed wejściem Arabów do miasta, cudownego posążka Matki Bożej. Podczas procesjonalnego obchodu murów wyzwolonego miasta, w pewnym momencie, mury rozstąpiły się, ukazując figurkę Matki Bożej Zamurowanej (Almudena).
W wieku XIII wojskami rekonkwisty dowodził panujący w latach 1230-1252 król Kastylii i Leonu, św. Ferdynand III (kuzyn króla Francji, św. Ludwika IX). Pod jego wodzą chrześcijanie odzyskali siedziby starożytnych biskupstw w Kordobie (1236) i Sewilli (1248). Święty władca zhołdował również emira Grenady. Znacznie później, bo w 1492 roku zdobycie tej andaluzyjskiej warowni zakończy, trwającą od bitwy w wąwozie Covadonga, rekonkwistę. Dzieło rozpoczęte przez Pelayo zostanie dokończone przez Izabelę Kastylijską i Ferdynanda Aragońskiego.
Dziesięć lat wcześniej (w roku 1482) władcy ci w liście do papieża Sykstusa IV wyjaśniali motywy rozpoczęcia wojny: Nasze pragnienie, by służyć Bogu i nasza gorliwość dla Jego świętej katolickiej wiary, skłania nas, by odłożyć na bok nasze interesy i zapomnieć o stałych wysiłkach i zagrożeniach, które stale rosną, gdy chodzi o tę sprawę. A chociaż Maurowie chętnie daliby nam o wiele więcej skarbów niż mamy, byle tylko osiągnąć pokój, my wykładamy nasze, mając jedynie nadzieję, że nasza święta katolicka wiara rozkrzewi się i chrześcijaństwo będzie wolne od stałego zagrożenia, które jest u jego wrót, jeśli ci niewierni z królestwa Grenady nie zostaną wyrzuceni z Hiszpanii.
Zwycięskie zakończenie ostatniej antymuzułmańskiej cruzady w Hiszpanii w roku 1492 przyniosło Izabeli i Ferdynandowi zaszczytne miano Królów Katolickich. Wystarczy sięgnąć po testament królowej Izabeli, by się przekonać, że był to katolicyzm nie tylko tytularny, ale głęboko przeżywany.
Forpoczta i znowu antemurale
Zdobycie Grenady dało początek budowie hiszpańskiego imperium, które apogeum swej potęgi osiągnie na przełomie XVI i XVII wieku. Budują je wielcy konkwistadorzy – Cortes, Pisarro, Albuqerque (wszyscy notabene będący członkami hiszpańskich zakonów rycerskich) oraz wielcy święci i ich duchowi synowie (dość wspomnieć w tym kontekście postaci św. Ignacego Loyoli czy św. Franciszka Ksawerego). Rozciąganiu władztwa politycznego w Nowym Świecie towarzyszy nieustanna ewangelizacja. W Złotym Wieku hiszpańskiego imperium krystalizuje się pojęcie hispanidad, czyli oblicza cywilizacyjnego Hiszpanii, spojonego katolicyzmem, językiem (wygrywa zdecydowanie kastylijski) i monarchią. Wielkiemu bowiem przedsięwzięciu budowania imperium patronowali wielcy królowie katoliccy: Karol I (cesarz Karol V) oraz jego syn Filip II.
W Europie niejednokrotnie prowadzili oni długoletnie wojny z katolickimi państwami (na przykład z Francją). W roku 1527 wojska Karola V złupiły papieski Rzym (dokonując głośnego sacco di Roma). Nie zmieniało to jednak podstawowego faktu, że potęga Hiszpanii Złotego Wieku była także fundamentem potęgi katolickiego Zachodu, zmuszonego stawić czoło kolejnej fazie zbrojnej ekspansji islamu. Nad Dniestrem powstrzymywała go Rzeczpospolita, na Morzu Śródziemnym flota hiszpańska (wystarczy wspomnieć hiszpańsko-wenecki triumf pod Lepanto w roku 1571).
W wieku XVIII Hiszpania coraz bardziej staje się przedmiotem, a nie podmiotem polityki międzynarodowej. Słabnie monarchia, w której od czasów tzw. hiszpańskiej wojny sukcesyjnej panują Burbonowie. Można powiedzieć, że w jakimś sensie historia się powtarza. Jak w VIII wieku, gdy osłabiona wewnętrznymi konfliktami monarchia Wizygotów upadła pod ciosami obcej inwazji i dalszy opór stawiali chrześcijanie bez króla, na początku XIX wieku słaba monarchia burbońska skapitulowała przed Napoleonem, a walkę przeciw najeźdźcy podjął katolicki lud.
Rozpoczęta 2 maja 1808 roku ludowym powstaniem w Madrycie hiszpańska wojna o niepodległość nie była li tylko wojną o polityczne wyzwolenie. Powstańcy szli do walki – jak głosiło ich zawołanie – por la Religion, por la Patria y por el Rey („Za Religię, Ojczyznę i Króla”). Jak pisał w roku 1813 Rafael de Velez w dziele pt. Preservatio contra irreligion, wrogowie Hiszpanów w toczącej się wojnie znani są w całej Europie pod mianem oświeconych, materialistów, ateistów, niedowiarków, libertynów, masonów, bezbożnych. Głoszone przez nich doktryny wymierzone w królów, władze i religię w pełni zasługują na takie określenia; ich dzieła pokazują ich jako fanatyków, wrogów wszystkich społeczeństw.
Jak więc za dawnych czasów rekonkwisty, również podczas Guerra de la Indipendencia Hiszpanie walczyli – na podobieństwo naszych konfederatów barskich – na Maryji ordynansach. Generał Marian Kukiel, wybitny polski historyk wojskowości, nazwał heroiczną obronę Saragossy od czerwca 1808 roku do lutego 1809 – nową obroną Jasnej Góry. Wojskowym dowódcą załogi broniącej miasta – także przed polskimi oddziałami Legii Nadwiślańskiej – był generał Jose Palafox. Jednak tytuł Generalissima zarezerwowano dla czczonej w całej Hiszpanii Nuestra Senora del Pilar z saragoskiej katedry.
Pod znakiem Czarnej Madonny
Zdobycie miasta przez oddziały francuskie oraz wojska polskie 21 lutego 1809 oznaczało nie tylko rzeź jeńców, ale również ogólne plądrowanie, w tym także kościołów na czele z bazyliką. Łupem zwycięzców padły wówczas dary wotywne, które przez pokolenia wierni składali u stóp Virgen del Pilar. Można powiedzieć, że wojna hiszpańska to jedna z najsmutniejszych kart w dziejach Polski. Pamiętamy ją przez pryzmat brawurowej szarży szwoleżerów gwardii w wąwozie Somosierra, traktujemy jako konieczny koszt opowiedzenia się za Napoleonem, który chciał zobaczyć czy Polacy godni są być narodem. Cena była wysoka. Nie chodziło przecież tylko o ekspedycję na San Domingo.
Wcześniej polskie legiony walczyły w Italii z sanfedystami (od Santa Fede – Wiara Święta), czyli chłopskim powstaniem występującym w obronie Państwa Kościelnego i Królestwa Neapolu przeciw francuskiej i zarazem „postępowej” agresji. A w roku 1808, w Hiszpanii tłumić musieli kolejne powstanie – również katolickie i ludowe. Jakże gorzko więc brzmiała odezwa obrońców „hiszpańskiej Jasnej Góry” (Saragossy) do polskich żołnierzy: Polacy! Porzućcie barwy wasze, karmazyn z białym, barwy honoru i niewinności. Wy sami wolności pozbawieni, nachodzicie obcy kraj, katolicki jak wasz, żeby go wolności pozbawić.
Wiele napisano o analogii między dziejami Polski i Hiszpanii – Joachim Lelewel polsko-hiszpańskim paralelom poświęcił nawet osobne dzieło. Wspomnieliśmy tu o podobieństwach z Jasną Górą. Ale podobieństwa idą jeszcze dalej. Także za Pirenejami była i jest Czarna Madonna – La Moreneta z sanktuarium w Montserrat. W czerwcu 1808 roku, pod znakami Czarnej Madonny z Montserrat Hiszpanie stoczyli pod Bruch swą pierwszą zwycięską bitwę z Francuzami. Covadonga, La Almudena, La Moreneta – Matka Boska Częstochowska, Berdyczowska, Ostrobramska. Podobieństwa zadziwiające, ale czy przypadkowe?
Grzegorz Kucharczyk
Tekst ukazał się w nr. 14 dwumiesięcznika „Polonia Christiania”