Okupacja niemiecka w Polsce w latach 1939-1945 jest już stosunkowo dobrze opisana oraz utrwalona w literaturze i filmach. Niezależnie od bardzo licznych przekłamań i świadomych zafałszowań, jej obraz jest ogólnie znany i spopularyzowany. Zupełnie inaczej rzecz się ma odnośnie pierwszej okupacji sowieckiej (1939-1941), którą pomijano w PRL całkowitym milczeniem z przyczyn ideologiczno-politycznych (wszak Sowieci weszli do Polski, aby „wyzwolić Zachodnią Ukrainę i Białoruś”), wskutek czego jest praktycznie zapomniana, a dotyczące jej badania historyczne do dziś pozostają w powijakach.
Pierwsza okupacja sowiecka to historia niezwykle dramatyczna, mimo że obejmuje niespełna dwa lata. Istniała wóczas polska partyzantka, działały szeroko rozgałęzione i prężne struktury konspiracyjne organizacji niepodległościowych, które usiłowały przeciwstawiać się sowieckiemu terrorowi, likwidować zdrajców i szczególnie niebezpiecznych kolaborantów. Istniały też zalążki Polskiego Państwa Podziemnego, które stanowiło odczuwalny znak sprzeciwu wobec komunistycznej, sowieckiej uzurpacji.
Wesprzyj nas już teraz!
Dochodziło też tam do spektakularnych wydarzeń, o jakich w tym czasie na terenie Generalnego Gubernatorstwa czy też na ziemiach wcielonych wprost do III Rzeszy Niemieckiej nie mogło być mowy. Na skalę całej II wojny światowej, czy też choćby obu okupacji ziem polskich, były to oczywiście epizody niewiele znaczące, nie wolno jednak zapominać o owych bunatach, strajkach czy innych formach rozpaczliwej samoobrony, gdyż były one bez wyjątku aktami niezwykłej odwagi. Wynikając z postawy sprzeciwu wobec zła, zakłamania i nasilających się represji, nieplanowane i bez profesjonalnego przygotowywania, stanowiły one raczej odruch romantycznego patriotyzmu i kończyły się tragicznie.
Czortkowski zryw
Jednym z takich wydarzeń było „powstanie w Czortkowie”, powiatowym miasteczku na Podolu, położonym nad malowniczym Seretem, dopływem Dniestru, zaledwie 40 km od Zaleszczyk nad rumuńską granicą.
Od początku okupacji sowieckiej w Czortkowie trwały nieustanne represje i prześladowania ludności polskiej. W miejscowym więzieniu, obliczonym na 275 miejsc, już wkrótce przebywało 1200 osób. W takiej atmosferze doszło do zbrojnego wystąpienia miejscowej młodzieży. Datę (noc z 21 na 22 stycznia 1940 roku) wybrano nieprzypadkowo – miało to być nawiązanie do kolejnej rocznicy wybuchu Powstania Styczniowego.
Nieformalnym przywódcą tej inicjatywy – całkowicie oddolnej i spontanicznej – był Heweliusz Malawski, kapral rezerwy Wojska Polskiego. To w jego mieszkaniu odbywały się konspiracyjne zebrania i ustalano szczegóły akcji. W kierownictwie miejscowej konspiracji znaleźli się również dwaj nieznani oficerowie WP. Głównym celem powstania miało być rozbrojenie miejscowego garnizonu sowieckiego, a następnie – po opanowaniu pociągu – przedostanie się nim aż do Rumunii, gdzie według powszechnych wyobrażeń stacjonowały polskie jednostki wojskowe, które uszły tam we wrześniu 1939 roku.
Akcja nie miała żadnych szans powodzenia, miała się bowiem odbyć w terenie przygranicznym, nasyconym wojskiem, „pogranicznikami” oraz jednostkami NKWD. Ponadto sowieckie władze okupacyjne właśnie przygotowywały się do pierwszych masowych deportacji ludności polskiej, sporządzając listy i organizując zaplecze logistyczne – gromadząc wojsko, konwojentów, oddziały milicji.
Bunt został szybko i brutalnie stłumiony. Z miejsca aresztowano 98 osób, z których w pierwszej fazie śledztwa 27 osób przyznało się do winy. Aresztowania nadal trwały. Sowieckie władze bezpieczeństwa ujęły łącznie około 600 osób, podejrzanych o udział w powstaniu lub pomoc udzieloną powstańcom, jak więc widać, represje objęły znacznie szersze kręgi niż tylko samych uczestników.
Do Tarnopola zjechała specjalna brygada funkcjonariuszy śledczych NKWD, albowiem sprawa (ze względu na swą propagandową wymowę) miała reperkusje w Moskwie, o czym świadczą dokumenty z podpisami Ławrentija Berii i generałów NKWD Iwana Sierowa i Wsiewołoda Mierkułowa.
Aż 35 osób skazano na karę śmierci (wyroki wykonano), inni otrzymali kary długoletniego więzienia i katorgi w bezkresnych przestrzeniach Sybiru. Zaledwie nielicznym osobom udało się uniknąć represji, które zresztą trwały aż do panicznej ucieczki Sowietów przed triumfującymi wojskami niemieckimi w czerwcu 1941 roku. Na początku czerwca w czortowskim więzieniu przebywało jeszcze 1300 osób, z których większość stanowili podejrzani o udział w buncie.
Znak oporu
Czortkowskiego powstania nie można oceniać wyłącznie z militarnego punktu widzenia. Nie mogło się ono udać z powodu olbrzymiej dysproporcji sił. Również na płaszczyźnie politycznej nie przyniosło ono żadnych korzyści – przeciwnie, wzmogło jeszcze sowieckie represje i przyczyniło się do wzrostu liczby krwawych ofiar po stronie polskiej. Nie zostało też szerzej nagłośnione, albowiem wieści z terenu okupacji sowieckiej dochodziły do innych części okupowanej Polski z opóźnieniem, w dodatku z reguły mocno zniekształcone. Miało ono jednak ogromną wymowę moralną – oto już na początku sowieckiej okupacji doszło do buntu na dosyć dużą skalę, co – biorąc pod uwagę inne formy oporu ludności, a także istniejącą gdzieniegdzie polską partyzantkę (szczególnie na puszczańskich terenach Kresów Północno-Wschodnich) – świadczyło o silnym poczuciu patriotyzmu kresowej ludności i jej przywiązaniu do polskiej państwowości.
Powstanie czortkowskie to nie tylko część naszej przeszłości, ale też jakże wyraźny ślad trwającej setki lat przynależności kresowych ziem do Polski.
Fotografie pochodzą z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.
Leszek Żebrowski
Teskt ukazał sie w nr. 12 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”