14 marca 2012

Bohater z krwi i kości

Czy Zawisza był człowiekiem z krwi i kości? Czy tylko platońską ideją, bytującą pod postacią mitu? Przeciętny Polak nie wie o nim prawie nic. Nasza wiedza ogranicza się głównie do przysłowia Polegaj jak na Zawiszy i do kojarzenia rycerza z bitwą pod Grunwaldem.

 

Osoby, które zadadzą sobie trud i wezmą do ręki, dajmy na to, popularną książkę dla młodzieży pióra Anny Klubówny albo publikację znanego badacza i pisarza, Stefana M. Kuczyńskiego, będą mogły zachłysnąć się cukierkowo-papierowym bohaterem, który przyrzekł bezinteresownie służyć ojczystej sprawie, będąc przykładem nieubiegania się o łaskę i nagrody od królów, w którego życiorysie trudno znaleźć jakąkolwiek skazę i który w przeciwieństwie do ówczesnych ciągłych zatargów wiódł żywot nieskalany sądowym pieniactwem. Przydomek „Czarny” zaś zrozumiemy poetycko, na przykład, jako efekt upodobania naszego rycerza do koloru czarnego, choć może po prostu był brunetem (aczkolwiek o pewność w tej materii trudno).

Wesprzyj nas już teraz!

Dopiero kilka lat temu Beata Możejko, Sobiesław Szybkowski i Błażej Śliwiński opublikowali pracę, która zgłębia żywot Zawiszy w prawdziwszej perspektywie. Ale wcale go nie odbrązawia: raczej ukazuje jako bohatera z krwi i kości. Pójdę tropem tych autorów, a zarazem tropem materialnych pamiątek po wielkim rycerzu i jego rodzinie.

 

Rzeczywistość Legendy, czyli Kamienna Barbara

Zacznijmy od tarnowskiej katedry. W nawach i prezbiterium stoją tu sarmackie nagrobki Tarnowskich i Ostrogskich. Marmurowe figury mężów zakutych w stal śpią snem wiecznym lub galopują na bojowych rumakach. Ale najstarszy z tych nagrobków poświęcony został nie rycerzowi, lecz… kobiecie. Mimo że pochodzi z początku wieku XVI, kiedy polskim paniom takich nagrobków nie wystawiano często. A tu mamy na dodatek rzeźbę prawdziwie filigranową, dowód wielkiej miłości syna dla matki. Wyryty napis brzmiał:

 

Barbara de Roznow nepta ex filio Zawissi Nigri militis in orbe christiano nominatissimi coniux Joanis a Tarnow vixit annos 70.

[Barbara z Rożnowa, wnuczka z syna Zawiszy Czarnego, rycerza w chrześcijańskim świecie przesławnego, małżonka Jana z Tarnowa, żyła lat 70]

A więc to wnuczka Zawiszy! Ciekawe, że akurat ten fakt zapragnął utrwalić syn Barbary, fundator nagrobka, hetman Jan Amor Tarnowski. Ważna to konstatacja, jako że właśnie na pogrzebie Jana Amora Tarnowskiego zabrzmiały w mowie pogrzebowej słowa:

 

Matką jego była Barbara Zawisze Czarnego córa [potomkini – przyp. J. K.], który tak wielkim a dzielnym hetmanem (…) był, iż (…) gdy kto w rozpaczy ma ostatnią nadzieję w kim, tak mówi: na nim ci jako na Zawiszy!

 

Na nim ci jako na Zawiszy! To najstarszy zapis przysłowia, zapamiętanego – a może i utworzonego? – w środowisku dzieci i wnuków rycerza z Garbowa. Prawdopodobnie dopiero hetman Jan – pogromca Turków, z których ręki zginął sam Zawisza – tak rozpropagował owo powiedzenie, iż trwale wryło się w narodową pamięć.

Na jakiej jednak podstawie hetman wzniósł gmach legendy pradziada? Zapewne na tej samej, która zapisała się w Rocznikach Długosza. Długosz pisze o Zawiszy tak ciepło i serdecznie, jakby opiewał idola swej młodości (gdy Zawisza ginął, nasz kronikarz miał lat kilkanaście):

 

Była w nim słodycz języka, gładkość i wdzięk tak, że swą uprzejmością przyciągał do siebie nie tylko ludzi odważnych i dobrze urodzonych, ale także barbarzyńców. Wyróżniał się najtrudniejszym rodzajem męstwa, tym przede wszystkim, że był wytrwały w walce, a poza tym dzięki rozwadze i umiarkowaniu był najlepszym rycerzem (zarówno tu, jak i w dalszych cytatach podaję przekłady Julii Mrukówny – przyp. J. K.).

 

Długosz wymienia rozmaite czyny Zawiszy – na przykład zwycięstwo turniejowe nad Janem z Aragonii, na zamku w Perpignan, w obecności aragońskiego króla Ferdynanda oraz króla Węgier Zygmunta. Tak – właśnie wielką sprawnością bojową i sukcesami w turniejach Zawisza zasłynął na świecie. Ale przecież w tamtych czasach znano wiele innych rycerskich sław z Polski rodem. Czy Zawisza rzeczywiście był najlepszy?

Nasz rycerz zdobył coś, czego nie zyskał nikt inny: sławną śmierć z rąk pogan. W roku 1428 armia cesarza Zygmunta została osaczona pod Gołubcem (na wschód od Belgradu) przez przeważające siły tureckie. Jedynym ratunkiem była ucieczka na drugi brzeg Dunaju. Niestety – nie wszystkie oddziały mogły się przeprawić. Wtedy –

 

…król Zygmunt troszcząc się o [Zawiszę] … posyła łódź, nakazując [Zawiszy] aby wsiadłszy w nią uniknął grożącego niebezpieczeństwa. Ale Zawisza jako nader gorliwy strażnik honoru rycerskiego, uważając za rzecz niegodną opuszczanie swoich towarzyszy, których już zobaczył w szponach śmierci, wybrał niebezpieczne pozostanie z nimi…

 

I tak Zawisza pozostał z towarzyszami walki. Oni jednak szczęśliwie dostali się do niewoli, z której dzięki pomocy króla Zygmunta zostali wykupieni. Zawisza zaś zginął w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Najbardziej dramatycznie opisał jego śmierć – niemal „na gorąco” – wybitny poeta polsko-łaciński Adam Świnka:

 

… Gdy z tarczą i oszczepem

uderzał na wroga,

Zadudniły po hełmie niezliczone ciosy

I grad pocisków chłosnął po łuszczastej zbroi.

Giniesz więc, w pełnej zbroi

upadasz na ziemię,

Oddając ducha twego

wraz z krwią purpurową.

Biada! Bezsilne ciało i nie pogrzebane

Kości twe rzucił srogi los na pastwę zwierza

I ptactwa! Głowę twoją odciętą od ciała

Skalaną kurzem niosą

do Teukrów [Turków – przyp. J. K.] cesarza…

Wolał krew mężnie przelać niż życie ocalić…

(przekład Karola Mecherzyńskiego)

 

Słusznie zwykł mawiać i raz po raz powtarzać cesarz Zygmunt, że zgon wielu królów nie będzie tak sławny, jak sławna i szeroko znana stała się śmierć Zawiszy Czarnego. Legenda się przyjęła. Polska – pisze dalej Długosz – opłakiwała rycerza Zawiszę jako swoją niezwykłą chlubę i ozdobę, a jego żona Barbara kiedy po śmierci męża raz włożyła żałobę, nigdy jej nie zdjęła. Ten rys wspomnień osobistych przejęła widać wnuczka Barbary, również Barbara, matka hetmana Tarnowskiego – i kiedy u reszty świata pamięć o jej dziadku już zgasła, ona przekazała ją walecznemu synowi, aby rozgorzała na nowo…

 

Rzeczywistość Polityki, czyli Świątynia Sławy i Honoru

Zajrzyjmy do kościoła w Gosławicach (obecnie w granicach Konina). Owa wzniesiona staraniem biskupa poznańskiego Andrzeja Łaskarza niezwykła budowla na planie ośmioboku, o sklepieniu wspartym na jednym filarze, to jedyna w swoim rodzaju „świątynia sławy” Królestwa Polskiego, jego władców i obywateli. Wewnątrz widnieje na ścianach dwadzieścia kilka herbów: króla, królowej, prymasa i biskupów oraz wielu rycerzy. Jak sądzą niektórzy, są to herby dyplomatów, członków delegacji polskiej na sobór w Konstancji. Kościół zaś stanowi pomnik polskiej myśli politycznej epoki Grunwaldu. Tu właśnie na honorowym miejscu, niedaleko herbu prymasa, widnieje Sulima – herb Zawiszy Czarnego.

 

Był on bowiem właśnie zręcznym dyplomatą. To jego pośrednictwu zawdzięczamy powodzenie wielu politycznych inicjatyw Jagiełły. To on w interesie Polski podejmował czyny graniczące niemal z międzynarodowym skandalem, dzięki którym jednak Królestwo Polskie uniknęło politycznej porażki. Między innymi wraz z grupą rycerzy publicznie, w pełnym uzbrojeniu, wyłamał drzwi w papieskim pałacu, aby złożyć odwołanie od niesprawiedliwego wyroku tyczącego honoru swego monarchy. Wybaczono mu to, a papież ze wstydem rozpatrzył sprawę pozytywnie.

Nic zatem dziwnego, że po śmierci Zawiszy Zygmunt Luksemburski donosił wielkiemu księciu Witoldowi, iż zginął nie tylko najzręczniejszy i najobrotniejszy towarzysz i wódz, ale i wielki dyplomata, o czym całemu światu wiadomo.

 

Rzeczywistość finansowa, czyli Kamienny Jan

Przenieśmy się do fary w wielkopolskim Kole. W północnej ścianie świątyni tkwi piaskowcowa płyta z rytowanym wizerunkiem rycerza w pełnej zbroi. Rysunek jest dość udatny, acz sumaryczny, po części zatarty stopami wiernych, bo płyta znajdowała się pierwotnie w posadzce kruchty. Czytamy, część napisu ledwo odgadując:

…hic iacet magnificus dominus… generosus… capitaneus colnensis…

Imienia brak, ale ukazany na tarczy herb Sulima upewnia, że chodzi tu o Jana z Garbowa, czyli syna Zawiszy Czarnego i Barbary, zarazem ojca Barbary z Rożnowa, który poległ w roku 1454 w bitwie pod Chojnicami. Był on starostą kolskim (…capitaneus colnensis…), czyli dysponentem sporych dóbr, oddanych mu w zarząd przez króla.

Dotykamy tu właściwego wymiaru Zawiszowej kariery. Wymiaru materialnego. Bo Zawisza był z rodu niebogaty, pochodził z niewielkiej wsi w powiecie sandomierskim, którą dzielił ze swoimi braćmi. I bardzo chciał zdobyć majątek! Nie jest też prawdą, jakoby się w ogóle nie „pieniaczył” – brał udział w majątkowych kłótniach, wiemy o tym ze źródeł. Ale przede wszystkim od zarania młodości postawił na karierę turniejową. Biednemu rycerzowi tylko ona mogła wszak zapewnić szybkie wydźwignięcie do wyższego stanu. Zawiszy – podobnie zresztą jak jego bratu Janowi Farurejowi – powiodło się w tej karierze nadzwyczajnie. Już w końcu XIV stulecia stał się znany i sławny za granicami Królestwa Polskiego, jako – jakby to ująć? – taki średniowieczny polski Małysz. Ile miał wtedy lat: dwadzieścia? Czy nieco więcej? Dokładnie nie wiadomo.

Międzynarodowa kariera turniejowego championa miała wiele wspólnego z obecną karierą sportową. Zasadzała się na podziwie publiczności i brzęczących nagrodach mecenasów ówczesnego sportu, czyli królów i książąt. Łączyła jednak w sobie, prócz prawdziwego sportu – zalety bojowe, niesłychanie przydatne dla „sponsorów”, no i dla Ojczyzny, podczas wojny.

Zawisza trafił ze swoimi zdolnościami w dziesiątkę. Wstąpiwszy na służbę króla węgierskiego Zygmunta Luksemburczyka (który potem otrzymał tytuł cesarski), zyskał w nim stałego mecenasa i przepustkę do światowej popularności. Ale średniowieczna political correctness i swoiście pojęty PR zasadzały się także na wierności cnotom rycerskim oraz władcom ojczyzny, niezależnie od kosmopolitycznych mecenasów. Nie da się zaprzeczyć, że tak pojęte cnoty Zawisza umiał pielęgnować. Wobec konfliktu Jagiełły z Krzyżakami pożegnał się z popierającym Zakon Zygmuntem, zrezygnował z lukratywnych stanowisk na Węgrzech i wrócił do Ojczyzny. Aczkolwiek wypełniwszy obowiązek, znów pojawił się na Zygmuntowym dworze. Nawiasem mówiąc, z Zygmuntem łączyła go prawdziwa przyjaźń.

Tego wszystkiego Zawisza nie czynił jednak bezinteresownie. Czy może należałoby rzec inaczej: było oczywiste, że jego „bezinteresowność” winna była zostać równie „bezinteresownie” doceniona i nagrodzona. I nagrodzono ją. Tylko że ginąc stosunkowo wcześnie, w przeciwieństwie do innych, Zawisza nie skończył jako wojewoda czy kasztelan. Został „tylko” starostą spiskim i kruszwickim. Swoim dzieciom zapewnił jednak stanowiska kościelne i spory majątek ziemski, z pięknym zamkiem w Rożnowie. To dlatego jego wnuczka Barbara stała się atrakcyjną partią dla kawalera z możnego rodu Tarnowskich. Nagrobna płyta jej ojca, starosty kolskiego Jana z Garbowa stanowi jedyny dziś materialny dowód na to, że turniejowe – i szerzej, „rycerskie” – talenty Zawiszy zostały w pełni docenione. Na taką płytę nagrobną niewielu mogło sobie pozwolić. Syn Zawiszy – mógł.

Wszystkie te zabiegi o karierę, o majątek, o rodzinę – nie umniejszają wcale chwały Zawiszy. Przeciwnie: uwiarygodniają go w naszych oczach jako człowieka, który był cnotom rycerskim wierny, a skądinąd roztropny i zapobiegliwy. Nie ma powodu, by nie przyznawać się do niego jako patrona walk i cnót rycerskich. I trzeba prosić za Adamem Świnką:

 

…By Bóg Wszechmocny, czystej Syn Dziewicy, przyjął

Ducha jego, za swoją oddanego chwałę,

Tam, kędy światłość wieczna

i żywot jest wieczny.

 

Jacek Kowalski

 

Artykuł ukazał się w nr. 17 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie