Niedawno opublikowana książka Pawła Śpiewaka pt. „Żydokomuna. Interpretacje historyczne” doczekała się już omówienia przez Wojciecha Muszyńskiego na tym portalu. Istotnie, nie sposób pozbyć się wrażenia, że pozycja autorstwa warszawskiego socjologa traktuje tyleż o zjawisku „żydokomuny” (a więc sympatiach części Żydów dla ideologii i ustroju komunistycznego oraz ich nadreprezentantywności w tychże), co o zjawisku antysemityzmu. Zwłaszcza polskiego antysemityzmu. To on był, według autora, klamrą spajającą dzieje II Rzeczypospolitej.
Zawsze wydawało mi się, że historia Drugiej Niepodległości rozpoczęła się 11 listopada 1918 roku, a zakończyła 17 września 1939 roku. Jednak dzięki „interpretacjom historycznym” Pawła Śpiewaka mogłem dowiedzieć się, że „II Rzeczpospolita zaczęła się od pogromu we Lwowie w 1918 roku” (s. 23), a stronę dalej przeczytać, iż „II Rzeczpospolita kończyła się pogromami w Przytyku, Białymstoku, Mińsku Mazowieckim i w winnych polskich miasteczkach”.
Wesprzyj nas już teraz!
A więc, historia Polski w tym ujęciu jest wszystkim tym, co działo się między pogromami. Podobny wzorzec „interpretacji historycznej” Śpiewak zdaje się stosować w odniesieniu do wojny Polski z Rosją bolszewicką w latach 1919-1920. Na początku książki zostały zamieszczone reprodukcje polskich plakatów propagandowych z czasów wojny z Rosją bolszewicką w 1920 roku. Mają służyć ona jako wizualny dowód na prezentowaną przez autora tezę o ujawniającym się wówczas chorobliwym polskim antysemityzmie, jakimś irracjonalnym strachu przed „Żydem – komunistą”.
W tym kontekście jako kolejny dowód owego obsesyjnego strachu, któremu ulegali wówczas najwyżsi przedstawiciele polskiej elity władzy, Paweł Śpiewak przytacza cytat z wypowiedzi Wincentego Witosa w Sejmie z maja 1919 roku, w którym przywódca „Piasta” prezentował pogląd o prowokowaniu przez samych Żydów antysemickich rozruchów. Autor błędnie określił Witosa jako premiera rządu. Premierem był wówczas Ignacy Jan Paderewski.
A propos. Miesiąc wcześniej (kwiecień 1919 r.), krótko po wyzwoleniu Wilna przez Wojsko Polskie spod okupacji bolszewickiej, premier Paderewski otrzymał list od dowodzącego operacją wileńską Józefa Piłsudskiego. Naczelnik Państwa zawarł w nim m. in. swoje spostrzeżenia o nastrojach mieszkańców Wilna po wkroczeniu do miasta polskich oddziałów. Pisał: Tak ciepłego i tak wzruszającego przyjęcia, jakiego doznałem sam i całe wojsko, nie oczekiwałem […] Wszystkie te fakty ku wielkiej mojej radości zawiązały pomiędzy wojskiem a ludnością serdeczny i długotrwały związek. Znacznie gorzej było z Żydami, którzy przy panowaniu bolszewickim byli warstwą rządzącą. Z wielkim trudem wstrzymałem pogrom, który wisiał po prostu w powietrzu z powodu tego, że ludność żydowska strzelała z okien i dachów i rzucała stamtąd ręczne granaty.
Te słowa nie pisał żaden „katoendek”. Co jak co, ale trudno Józefowi Piłsudskiemu zarzucić chorobliwy antysemityzm. A jednak z przytoczonych słów widać wyraźnie, że również Naczelnik Państwa całkiem poważnie odnosił się do zjawiska „żydokomuny” (Żydzi jako „warstwa rządząca” w opanowanym przez bolszewików Wilnie).
Powróćmy jeszcze do podnoszonego przez Pawła Śpiewaka wykorzystywania przez polską propagandę wojenną w 1920 roku figury Żyda – bolszewika (w tym kontekście najczęściej odwoływano się do podobizn Lwa Trockiego z celowo przerysowanymi cechami semickimi). Dzięki bardzo dobrze udokumentowanej pracy Aleksandry Julii Leinwand o antypolskiej propagandzie bolszewickiej w 1920 roku („Czerwonym młotem w orła białego”, Warszawa 2008) wiemy jednak, że do motywów nienawiści rasowej niejednokrotnie sięgała właśnie wojenna propaganda bolszewicka, kierowana wówczas przez… Trockiego.
W jednej z propagandowych ulotek bolszewickich z czerwca 1920 roku, adresowanych do polskich żołnierzy czytamy więc, że Polska – zazwyczaj określana jako „ostatni pies Ententy” – otrzyma pomoc wojskową od Francji w postaci „czarnych murzyńskich wojsk”, jak nazywano kontyngenty kolonialne. A dalej czytamy (pisownia oryginalna): w walce tej stajesz, żołnierzu polski, w jednym szeregu z dzikimi murzynami, podobnymi do ludzi tylko z ciała, bo dusze ich jeszcze nie zbudziły się do życia ludzkiego. Czyż rumieńcem wstydu nie okrywa Cię te hańbiące towarzystwo, w którym umierać będziesz musiał?
Pomijając intrygującą kwestię uśpionych „murzyńskich dusz”, trapiącą wyznawców materializmu dialektycznego, warto zwrócić uwagę, że do podobnej, rasistowskiej z gruntu retoryki odwoływała się również polskojęzyczna prasa komunistyczna publikowana w 1920 roku w Rosji bolszewickiej. Autorzy artykułów to niemal wyłącznie działacze KPP. W czerwcu 1920 roku w jednym z takich tytułów prasowych („Głos Komunisty”) można było przeczytać: Ostatnia deska ratunku – to chyba wojska murzyńskie, które Francja obiecuje przysłać na pomoc Piłsudskiemu. Czarno-żółte diabły z Afryki będą walczyć o niepodległość Polski! […] Niechaj więc murzyn robi swoje. Czerwona Armia wnet sobie z nimi poradzi. Ale niech żołnierz polski nie ima się murzyńskiego rzemiosła. Niechaj bagnet swój skieruje przeciw tym, co nawet murzynów gotowi są sprowadzić, aby się utrzymać przy władzy.
A więc Polacy to nie tylko antysemici, ale również sługusy „czarno-żółtych diabłów z Afryki”. Oto kolejne pole do „interpretacji historycznych”.
Grzegorz Kucharczyk