Oczywiście, na wszelki wypadek napiszę (bo nie wiadomo, co kto z mojej notki wyczyta): palenie czarownic na stosach nie wydaje się godne pochwały. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, zarówno tortury sądowe jak i zadawanie śmierci w połączeniu z męczarniami to barbarzyństwo.
W dodatku nie ma wątpliwości, że wyroki wydawane w procesach o czary były niejednokrotnie nie tylko drakońskie, ale i po prostu niesprawiedliwe. Czasem na dodatek głupie albo wręcz zbrodnicze – gdy czaiła się za nimi „zbrodnia sądowa”, czyli gdy oskarżyciel był zwykłym oszczercą, mającym na celu morderstwo, i gdy proces przebiegał stronniczo. Tak działo się dlatego, że pod jednym przynajmniej względem procesy o czary przypominały dzisiejsze procesy o molestowanie seksualne: dowody bywały zastępowane poszlakami lub nawet zwykłymi pomówieniami.
Wesprzyj nas już teraz!
Ale tytuł notki „pije” do czego innego.
Otóż procesy o czary bywają dziś podawane za przykład (katolickiej, sarmackiej i tak dalej) nietolerancji. Tak dalece, że spalone czarownice (niech będzie: „czarownice”) stały się ostatnio w niektórych gminach nieomal symbolami tolerancji… i uciśnionej cnoty… i sporządzono dla niech spiżowe pomniki! [zob. projekt takiego odlanego już, a nie ustawionego pomnika: http://nortus.pinger.pl/m/7118285/w-czeladzi-stoi-pomnik-czarownicy?from=rss]
A przecież można by powiedzieć na odwrót: że palenie czarownic na stosach było właśnie wyrazem tolerancji oraz ekumenizmu. Dlaczego? Otóż…
Stos wyrazem ekumenizmu
…poglądy na temat czarownic i czarowania łączyły – wbrew wszelkim pozorom – katolików i protestantów w całej Europie. Wszystkie wyznania były co do konieczności tępienia czarownic absolutnie zgodne! Ich prześladowanie miało charakter jak najbardziej ekumeniczny i tym samym umacniało jedność chrześcijan (swoją drogą, protestanci mają tu większe bodaj zasługi, bo udało im się spalić więcej czarownic niż katolikom – uczciwie to przyznaję).
Stos wyrazem tolerancji
A teraz owa tolerancja. No, może trochę przesadziłem: powinienem był napisać, że palenie na stosie NIE BYŁO WYRAZEM NIETOLERANCJI. A dlaczego napisałem o tolerancji? Otóż dlatego, że w przypadku procesów o czary mamy do czynienia z dużą zbieżnością poglądów (no, większości) „czarownic” i tych, którzy je sądzili. Oni bowiem nie sądzili za poglądy! Podsądne i sędziowie swoje poglądy wzajemnie akceptowali!
Czarostwa istnienie
Obie strony (podsądne i sędziowie) zgadzały się bowiem co do tego, że praktyki magiczne są możliwe i bywają praktykowane. Ludzie powszechnie wierzyli wówczas, że czary istnieją – i sami nieraz wykonywali czynności magiczne.
Czarostwa cele
Nasuwa się pytanie, czy osoby, które podejmowały czynności magiczne, uważały niekiedy, że podejmują je w celach kryminalnych? By sprowadzić na kogoś nieszczęście? Odpowiedź brzmi: tak, oczywiście.
I ostatnie pytanie, nieuniknione. Jeśli tak, to czy tolerancja, jakiej domagamy się względem „czarownic” – ma oznaczać RÓWNIEŻ akceptację owych kryminalnych zamiarów?
Chyba nie – czy dobrze myślę?
Kto prowadził procesy
A teraz uwaga. Karol Górski pisał: „na próżno władze państwowe starały się o bezstronność w tych procesach”. Uwaga: „państwowe”. Bo Kościół niewiele tu miał do powiedzenia. Sądów duchownych ta sprawa raczej nie obchodziła. Czarownice skazywał zwykle sąd małego miasteczka…
Dlaczego takie okrucieństwo wobec kobiet?
…na przykład takiego Wiśnicza. Jak czytamy, w Wiśniczu stosowano wobec czarownic („czarownic”) trzykrotne rozciąganie członków powrozem i podobnie trzykrotne przypalanie. Nie przez antyfeminizm, lecz dlatego, że „czarowanie” kwalifikowano jako przestępstwo kryminalne, a w takim przypadku aż w głąb XVIII wieku cała Europa stosowała wobec oskarżonych tortury. Rzecz straszna, okrutna, lecz niestety – w ówczesnym sądownictwie powszechna i długo akceptowana. I stąd takie – jak owa pochodząca z Wiśnicza – mrożące krew w żyłach relacje:
[…] przyznała, że z namowy innych osób nie jako człowiek, ale duchem uczyniwszy się za sugestyją i namową diabelską, latała po powietrzu, czego i na torturach przyznała raz, a potym wszystkiego negowała. […] Przeto jej śmierć ścięta naznaczona wprzód, a potym aby była spaloną na granicach.
Skąd dzisiejsze opinie?
A teraz zapytajmy, skąd pochodzi częsta dziś opinia o niesprawiedliwości i nietolerancji wobec czarownic? Myślę, iż stąd, że wielu z nas sądzi dziś, iż czarów – podobnie jak złych duchów oraz opętania – nie ma. Jeśli przyjmiemy ten punkt widzenia, będziemy musieli przyznać, że w przypadku procesów o czary skazywano bądź uniewinniano, i to zawsze (zawsze, podkreślam!) osoby niewinne (a wówczas tym bardziej nie skazywano ich „za poglądy”).
Ale z drugiej strony – bardzo wiele osób bawi się dziś w magię, zaś granica pomiędzy zabawą a czynnością wykonywaną serio bywa aż nazbyt łatwa do przekroczenia. Niektórzy ją przekraczają. Wiem bowiem, iż dziś, tu i teraz żyją ludzie, którzy chcą posługiwać się i posługują (w swoim mniemaniu? czy jednak rzeczywiście?) magią, także po to, aby szkodzić swoim bliźnim. Wiem i o takich, którzy się podobnych czarów obawiają.
Wszystko to każe nieco przewietrzyć nasz sposób myślenia o procesach czarownic. Przede wszystkim zaś każe zastanowić się, czy właściwym jest stawianie pomników spalonym „czarownicom”?
Procesy i procesy, zarzuty i zarzuty
Dodajmy też, że w dawnych czasach wiele oskarżeń o czary kończyło się uniewinnieniem oskarżonych, albo nawet osądzeniem tego, który oskarżał. To, rzecz jasna, nie usprawiedliwia wyroków niesłusznych. Ale jednak warte jest zapamiętania.
I tak w Księdze Burmistrzowskiej mego podpoznańskiego Kórnika czytamy, że w roku 1667:
[…] Jan Płocienniczak upiwszy się, powadził się z bratem pani Szymonowéj, to jest Szymonem, ktory [Jan] miał mowić na tąż Panią Szymonową że „óna miała zadać diabła swoiey komornicy”, niemaiąc żadnego lica [świadka] i dokumentu na to, tylko z popędliwości języka swego […] za tą winą ma dać parą złotych na świecę do Nayświętszej Panny albo ią sam kupić […]
I na koniec…
…małe podsumowanie. Sposoby, jakich zażywano przeciwko czarownicom („czarownicom”) były okrutne – tak jak w ogóle ówczesny wymiar sprawiedliwości był okrutny. Jeśli wydawano niesprawiedliwy wyrok – możemy mówić o straszliwej tragedii. Tak. Nawet o zbrodni sądowej.
Ale… czy na pewno, czy ZAWSZE wyrok i proces, podczas którego dowodzono czarownicom win MUSIAŁ być niesłuszny jeśli chodzi o kwalifikację czynu?
Tu nie miałbym pewności. I żeby było jasne. Nie mam owej pewności nie dlatego, że popieram palenie czarownic. Nie popieram. Ale nie popieram też – zdecydowanie nie popieram – działalności czarownic prawdziwych. Przede wszystkim nam współczesnych, bo o nich właśnie mogę mówić z pewnością znacznie większą niż o nieszczęsnych kobietach, sądzonych w stuleciach XVII czy XVIII.
Jacek Kowalski