20 grudnia 2012

Zapowiada się paskudny rok

W polskiej gospodarce zapowiada się paskudny rok – ocenia tegoroczne oraz nadchodzące wydarzenia prof. Krzysztof Rybiński, ekonomista, rektor Akademii Finansów i Biznesu „Vistula”, w przeszłości wiceprezes Narodowego Banku Polskiego, autor m.in. opiniotwórczego bloga ekonomicznego rybinski.eu, w rozmowie z Tomaszem Tokarskim, dla portalu PCh24.pl.

 

Prognozując poprzedni, 2011 rok, określił go Pan „rokiem saperów”. Na jakie miny najechaliśmy w tym roku?

Wesprzyj nas już teraz!

 

Tych min było całkiem sporo, niektóre udało się rozbroić, inne mają zapalniki czasowe, na których pozostało już niewiele czasu do eksplozji. Na przykład wydawało się, że rozbrojono minę grecką, a tymczasem był też drugi zapalnik, tykający w postaci szybko rosnącego długu, który może wkrótce przekroczyć 200 procent PKB. W podobnej sytuacji jest Hiszpania. Gdyby nie działalność Europejskiego Banku Centralnego – już dzisiaj oba te kraje, a być może także Portugalia i Włochy, byłyby bankrutami. Niestety nie udało się uniknąć miny w postaci recesji w Polsce. Dane pokazują, że ta recesja zbliża się do nas szybkimi krokami.

 

W jaki sposób i na jaką skalę rząd ograniczał w tym czasie zakres wolności gospodarczej Polaków?

 

Polska jest formalnie lokowana wśród krajów o umiarkowanej wolności gospodarczej, mamy jednak jeden z najbardziej przeregulowanych rynków produktów. W rankingu „Doing Business” Banku Światowego awansowaliśmy co prawda o 7 pozycji, ale to oznacza jedynie powrót na miejsce, które zajmowaliśmy sześć lat temu. Mamy wysokie podatki w relacji do PKB, jak na kraj o naszym poziomie rozwoju, a skala opresji podatkowej rośnie. Pojawiają się pomysły nowych podatków (od deszczu) drastycznie rosną opłaty (utylizacja śmieci, użytkowanie wieczyste). To wspólna działalność rządu i samorządów, które z przerażeniem patrzą, jak znikają im dochody podatkowe w związku z recesją. Ale to droga donikąd, bo podniesienie podatków tylko przedłuży recesję, doświadczyły tego kraje południa Europy.

 

Czego możemy spodziewać się pod tym względem w przyszłym roku?

 

Obserwujemy szereg działań, które deregulują gospodarkę, na przykład te realizowane przez Ministerstwa Sprawiedliwości i Gospodarki. Ale to kropla w morzu potrzeb, a w tym obszarze potrzebna jest rewolucja. Niestety nie należy oczekiwać poprawy w przyszłym roku, bo w czasach recesji zawsze rośnie opresja podatkowa. Brakuje wpływów podatkowych i urzędy skarbowe zaczynają bezlitośnie dociskać firmy. Będzie też półtora miliarda złotych nowych dochodów z mandajniaków (mandatów wystawianych przez tajniaków),  wlepianych przez nieznakowane mandatowozy, które będą solić mandaty bez zatrzymywania.

 

Obserwując zmiany wielkości bezrobocia w tym roku, można zaufać rządowym prognozom na 2013?

 

Żadnym prognozom nie można ufać w takich czasach, a rządowym w szczególności, bo te są zawsze zbyt optymistyczne. Bezrobocie szybko wzrośnie w 2013 roku i może przekroczyć 15 procent, a wśród młodych ludzi 20 procent. Zaworem bezpieczeństwa będzie członkostwo Polski w Unii Europejskiej. Gdyby nie wyjazd 2 milionów ludzi na euraksy lub funtaksy (dawniej saksy) bezrobocie już dzisiaj wynosiłoby ponad 20 procent,

 

Przyszłoroczny budżet coraz bardziej mija się z rzeczywistością. Jakie są tego przyczyny i rozmiary? Rząd planuje kolejny raz zmienić sposób liczenia długu publicznego … .

 

Przyszłoroczny budżet jest fikcyjny i Minister Finansów dobrze o tym wie. W Sejmie odbył się teatr budżetowy, podobnie jak ten w grudniu 2008 roku. Wtedy też ekonomiści mówili, że minister finansów opowiada duby smalone, no i poł roku później trzeba było budżet nowelizować. Teraz będzie tak samo. Z powodu recesji wpływy podatkowe będą około 20 mld złotych mniejsze i trzeba będzie albo ciąć wydatki, albo podnieść deficyt. Ale to nie jest takie proste, bo dług publiczny jest już bardzo wysoki i według unijnej metodologii sięga 57 procent PKB. Kuglowanie liczbami też nie pomoże, bo to, co minister Rostowski schowa pod dywan, Unia i tak wyciągnie i policzy. W jakimś stopniu trzeba więc będzie w noweli budżetu obciąć wydatki. Ucierpią oczywiście inwestycje, jak zwykle, co może przedłużyć recesję. Paskudny rok się zapowiada.

 

Czy płacąc składki na Zakład Ubezpieczeń Społecznych oszczędzamy na emerytury? Jak będzie wyglądało finansowanie ZUS-u i Otwartych Funduszy Emerytalnych w nadchodzących latach?

 

Cienko, oj cienko. Co prawda w najbliższych latach nie będzie jeszcze najgorzej, bo prawdziwe uderzenie szykuje się w okolicach roku 2020, gdy na emeryturę będą przechodziły liczne roczniki wyżu powojennego. Jednak z powodu recesji w przyszłym roku spadnie zatrudnienie i spadną wpływy ze składek ZUS. Mogą nawet pojawić się problemy z terminową wypłatą świadczeń, chociaż pewno ZUS pożyczy sobie brakujące pieniądze w bankach. Za dekadę ZUS będzie już jednak bankrutem.

 

Narodowy Fundusz Zdrowia to kolejny worek bez dna …

 

W NFZ będzie jeszcze większy dramat. Polacy się starzeją, więc wydatki na leczenie muszą rosnąć, i to szybko – czy tego chcemy, czy nie. Jednocześnie spadną wpływy ze składki zdrowotnej, bo spadnie zatrudnienie. Coraz więcej Polaków pocałuje więc szpitalną klamkę, albo szpitale znów się zadłużą. Tylko tym razem skala problemu będzie większa, niż dotychczas.

 

W jednym z niedawnych wpisów na swoim blogu stwierdził Pan: „mój rodzinny kraj zamienia się w opresyjne, nieprzyjazne draństwo”. Dlaczego?

 

Ponieważ administracja nie realizuje „służby publicznej”, tylko staje się aparatem represji wobec obywatela. Coraz więcej zakazów i kar, coraz bardziej absurdalne zachowanie urzędników, którzy potrafią ścigać pismami poleconymi i zajmować rachunek bankowy, bo nie zapłacono podatku za parę złotych. Szczytem draństwa była historia moich znajomych, którzy postawili płot w domku szeregowym, w linii z sąsiadami, ale zapomnieli wystąpić o zgodę. Po latach już zgody nie trzeba było, bo zmieniły się przepisy, wystarczyło zawiadomienie. Więc zawiadomili urząd i okazało się, że ponieważ fakt rozpoczęcia budowy płotu miał miejsce w poprzednim stanie prawnym – dostali nakaz rozbiórki. Po rocznej wymianie pism poleconych musieli płot rozebrać i zbudować od nowa, taki sam. Stracili 8 tysięcy złotych. Nie wiem, jakimi słowami opisać zachowanie tego urzędnika. Mój znajomy był świadkiem, jak uczył nowego, młodego urzędnika na tym studium przypadku, mówiąc: „patrz jak trzeba radzić sobie z tymi ….”. Takie zachowania trzeba wypalać żelazem, a tymczasem urzędnik pewno dostał nagrodę za wyrobienie normy kar.

 

Dlaczego Unia Europejska, w ślad za nią Polska, jest tak horrendalnie przeregulowana? Wiemy, kto na tym traci – zwykli ludzie. Kto zyskuje?

 

Bo rządzą w niej rządzą eurokraci, czyli biurokraci, którym wydaje się, że wiedzą najlepiej. Oni nam określają krzywiznę banana i długość ogórka. Oni wiedzą, co dla nas dobre, jaki papierosy wolno nam palić, a jakich nie wolno, ile procent kakao musi być w czekoladzie. Wiele regulacji wynika jednak z lobbingu firm unijnych, a w Brukseli jest kilka tysięcy firm lobbingowych. Te wzorce działania są potem powielane w poszczególnych krajach. Po części to też nasza wina, bo dyrektywy unijne wdrażamy w bardzo restrykcyjny sposób. W ten sposób nasi urzędnicy powiększają swoją władzę i gwarantują sobie miejsca pracy, bo przecież ktoś musi wdrażać przepisy, monitorować ich wykonanie, solić kary.

 

UE otrzymała pokojową nagrodę Nobla, Günter Verheugen stwierdził wręcz, że dla Unii nie ma alternatywy. Jaki jest Pański scenariusz polityczny i gospodarczy dla Europy oraz dla strefy euro? Stworzył Pan fundusz, grający na pogłębianie się kryzysu.

 

Zawsze jest alternatywa, pytanie tylko, czy jest lepsza, czy gorsza, Moim zdaniem scenariusze przyszłości bez Unii Europejskiej są dla Europy gorsze. Ale już o euro nie da się tego samego powiedzieć. Nam jest potrzebny wspólny rynek, prawdziwy, bez barier, dla towarów, usług i ludzi, ale już niekoniecznie wszędzie musi być wspólna waluta, bo to nie wszystkim służy. Fundusz, a raczej produkt finansowy o nazwie „Eurogeddon” na razie przynosi straty, bo pomimo wejścia w recesję, co powinno doprowadzić do spadków na giełdach, rynki finansowe są ręcznie sterowane, a giełdy „rosną” na wydrukowanych pieniądzach. Zawsze jednak, gdy rynki oderwą się od fundamentów, po pewnym czasie bańka pęka i tak niestety będzie również tym razem. W stosownym momencie „Eurogeddon” przyniesie duże zyski.

 

Jakie strategie inwestycyjne doradziłby Pan na nadchodzące, niespokojne czasy Polakom, którzy, w obawie przed najgorszym, pragną oszczędzać?

 

Nie doradzam w tych sprawach, ale proszę pamiętać, że w tej dekadzie od zwrotu z kapitału ważniejszy jest zwrot kapitału. I tak trzeba inwestować.

Rozmawiał Tomasz Tokarski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij