Świat wymarzony przez Marksa miał być światem powszechnej równości, wspólnoty żon, bez żadnych praw własności. Świat Millera i Palikota ma być z kolei światem, w którym Pismo Święte zostanie umieszczone w dziele ksiąg zakazanych, jako pozycja w której na każdej stronie roi się od sformułowań podpadających pod „mowę nienawiści”.
Zgromadzenie z okazji 90. rocznicy zabicia Gabriela Narutowicza miało być zupełnie inne, niż to, zorganizowane 13 grudnia pod auspicjami PiS. Mainstream huczał w najlepsze o obywatelskiej manifestacji, która ma stanowić swoiste przebudzenie i rozwiać spowijające Warszawę miazmaty faszyzmu. Przeciwko „mowie nienawiści”, przez którą zginąć miał Narutowicz, wystąpili między innymi Leszek Miller i Janusz Palikot. Podczas gdy ten pierwszy zdzierał gardło, pomstując na „mowę nienawiści” wobec zgromadzonej przy warszawskiej Zachęcie grupy trzystu osób, w Katowicach odbywały się uroczystości upamiętniające pacyfikację kopalni „Wujek”. 16 grudnia 1981 roku oddziały ZOMO, za zgodą Kiszczaka, otwarły ogień do okupujących kopalnię górników. Zginęło 9 osób, a 21 zostało rannych. Gdzie był wtedy Miller? Tuczył się w najlepsze na kolejnych partyjnych stanowiskach. Dzisiaj jest „człowiekiem lewicy”, którego guzik obchodzą zabici przez jego dawnych mocodawców górnicy.
Wesprzyj nas już teraz!
Palikot z kolei, który również przed Zachętą miał swoje pięć minut, zapewne niechętnie pamięta o tym, że jeszcze całkiem niedawno chciał wypatroszyć i zastrzelić Jarosława Kaczyńskiego. Podczas niedzielnego wiecu miał zresztą uznać te słowa za błąd. Ciekawe, czy za błąd Palikot uważa też popieranie ekscesów Dominika Tarasa, herszta barbarzyńców z Krakowskiego Przedmieścia ‘2010. „Niech pan sobie wyszuka odpowiednich ludzi spośród łobuzów przebywających w naszych obozach koncentracyjnych i wśród zawodowych przestępców” – miał powiedzieć w 1944 roku Himmler do przestępcy w szeregach SS Oskara Dirlewangera, który zebrał bandę największej hołoty, by mordować powstańców warszawskich. Czy Palikot podobne słowa skierował do Tarasa? Może tak, a może nie, jedno jest pewne: ludzie modlący się pod krzyżem byli bezkarnie atakowani przez grupy ostatnich chamów i wyjątkowo perfidnych prostaków, których głównym zadaniem było bluźnierstwo i prowokacja.
Nie inaczej było przed kilkoma dniami, gdy dwóch błaznów z partii Palikota bluźniło w świetle kamer Matce Bożej Jasnogórskiej, nazywając jej wizerunek „bohomazem”. Czy publicyści i politycy, którzy gotowi są bronić Polski przed zalewem faszyzmu zająknęli się choćby jednym słowem o tym, niebywałym wręcz, akcie pogardy dla Kościoła? Nic z tego. Za to Palikot w najlepsze występuje w roli hetmana w wojnie z tymi, którzy – jak określiła to niegdyś dziennikarka TVN-u – „wznoszą hasła wzywające do nienawiści, takie jak: Bóg, Honor i Ojczyzna”.
Wystarczą nazwiska Millera i Palikota by uświadomić sobie, ile warta jest cała kampania na rzecz walki z „mową nienawiści” i o co w niej chodzi. Rzecz w tym, by uciszyć tych, którzy mają czelność odwoływać się do Dekalogu i Ewangelii i którzy bez wahania mówią o tym, że kochają swoją Ojczyznę, hołdując jej tradycjom. Jak świat wymarzony przez Marksa miał być światem powszechnej równości, wspólnoty żon, bez żadnych praw własności, tak świat Millera i Palikota ma być światem, w którym Pismo Święte zostanie umieszczone w dziale ksiąg zakazanych, jako pozycja w której na każdej stronie roi się od sformułować podpadających pod „mowę nienawiści”. Nie trzeba już chyba dopowiadać, gdzie w takim świecie swoje miejsce będą mieli katolicy. Pytanie, czy potulnie przyjmą rolę wyznaczoną im przez lumpensalon.
Krzysztof Gędłek