Na kilka dni fragment placu przed Galerią Krakowską stał się Marokiem. Mimo mordu, którego dokonali muzułmanie na brytyjskim żołnierzu, krakowianie nie mieli oporów przed tym, by z sympatią przechadzać się wśród islamskich straganów.
W dniach 15-25 maja rozłożyła się na placu przed Galerią Krakowską i Dworcem Głównym w Krakowie „Karawana rzemiosła marokańskiego”. W namiotach przyozdobionych u szczytu półksiężycem, można było nabyć torebki, biżuterię, lustra, naczynia, poduszki. Nic groźnego – mogą niektórzy stwierdzić – przecież nie ma żadnego zagrożenia w tym, że ktoś kupi marokański produkt. Czy jednak przypadkiem pod płaszczykiem sprzedaży zwyczajnych towarów nie mamy do czynienia z promowaniem kultury, która nie dość, że jest naszej cywilizacji zupełnie obca, to na dodatek za cel stawia sobie zniszczenie naszej religii i tradycyjnej tożsamości Europy?
Wesprzyj nas już teraz!
Niepokoi fakt zupełnego zignorowania tego zagrożenia ze strony osób odwiedzających kiermasz. Jedna z kobiet, która chwilę wcześniej przy jednym ze straganów dała sobie wytatuować na ręce półksiężyc z gwiazdą, w rozmowie ze mną zupełnie zbagatelizowała i wyśmiała to, że nosi na ręce symbol innej wiary, choć sama – jak powiedziała – jest katoliczką. Stwierdziła, że przecież to „nic groźnego”.
Znane są przypadki dziewczyn, które zauroczone przystojnymi Arabami, otumanione drogimi prezentami otrzymywanymi od nich, a nawet często tylko ich „innością”, wiążą się z nimi, a po kilku miesiącach czy latach bardzo tego żałują. Są przez nich poniżane, traktowane jak przedmiot. Niejednokrotnie opuszczają z nimi Polskę i w krajach arabskich spotyka je jeszcze gorsze traktowanie, ponieważ w tej kulturze kobieta stanowi element dobytku mężczyzny.
Nie miałbym nic przeciwko sprzedaży wyrobów rzemieślniczych z krajów Ameryki Południowej albo Północnej, nawet nie protestowałbym wobec targów chińskich czy japońskich (dopóki nie propagowałyby buddyzmu czy konfucjonizmu). Nie mówię nawet o produktach rosyjskich, hiszpańskich bądź węgierskich. Sam takie targi chętnie bym odwiedził. Jak jednak, ze spokojnym sumieniem, można wspierać swoją obecnością i finansami kulturę, która chce zbrojnie zapanować nad światem, a jako nadrzędne prawo uczynić szariat, tak bardzo obcy naszej wierze i moralności?
Zastanówmy się, czy możliwe byłyby polskie targi w Arabii Saudyjskiej, gdzie na straganach widniałyby krzyże, a sprzedawane byłyby ręcznie malowane obrazy Matki Bożej? W imię czego my – Europejczycy – mamy udostępniać muzułmanom nasze place, targi i sklepy, nie mogąc oczekiwać tego samego od drugiej strony w Kairze czy w Teheranie?
Polskę, pomimo naszego zaangażowania militarnego w Iraku czy Afganistanie, omijają ataki terrorystyczne. Paradoksalnie zasługę w tym ma fakt, że jesteśmy państwem stosunkowo biednym. Arabom i Turkom bardziej opłaca się wyjechać do bogatej Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemiec, dlatego stanowią tam większą liczbę. Jak długo jednak Europejczycy, którzy nie traktują islamu jako zagrożenia, będą trwać w błogiej sielance?
Zapytani przeze mnie przechodnie nie widzieli w tym problemu, nawet wobec niedawnego morderstwa dokonanego w Londynie. Czy cywilizacji łacińskiej niedługo nie będzie komu bronić?
Tekst i fot. Kajetan Rajski
{galeria}