Cichociemni zamęczeni przez komunistów to najpiękniejsi z pięknych pod względem ideowym żołnierze Polski Niepodległej, wychowani w II Rzeczypospolitej. W żaden sposób nie można o nich zapomnieć… – mówi portalowi PCh24.pl historyk dr Krzysztof A. Tochman.
Temat Cichociemnych stał się bardziej znany poprzez emitowany w Telewizji Polskiej serial „Czas honoru”. Ilu żołnierzy należało do tej formacji?
Wesprzyj nas już teraz!
– Istotnie, „Czas honoru” w pewien sposób spopularyzował dzieje cichociemnych –spadochroniarzy Polskiego Państwa Podziemnego, ale przedstawione w nim wydarzenia, fakty z czasów II wojny światowej nie zawsze miały cokolwiek wspólnego z rzeczywistą historią, którą znamy z dokumentów, relacji i literatury przedmiotu.
Jednak przedstawiona w serialu powojenna rzeczywistość kraju po tzw. wyzwoleniu – Polski lubelskiej, została ukazana nader realistycznie. Wówczas dotychczasowego okupanta niemieckiego zastąpił sowiecki wraz z polskim jurgieltnikiem, a konfidenta niemieckiego z Gestapo – sowiecki z NKWD, nierzadko w jednej osobie. Prominentnymi działaczami Polski komunistycznej, wielkorządcami były osoby z nadania rosyjskiego, nierzadko nie mające wiele wspólnego z polskością, aczkolwiek posługujące się niekiedy pięknymi, szlacheckimi nazwiskami, oczywiście przybranymi. Podstawowymi instrumentami rządzenia komunistów był terror i prowokacja.
Ogółem zakwalifikowanych na przeszkolenie zostało blisko 2,5 tysiąca kandydatów na skoczków, kursy ukończyło ponad sześciuset. Ostatecznie do kraju zrzuconych zostało 316 spadochroniarzy AK, w tym jedna kobieta, kpt./gen. bryg. w st. spocz. prof. Elżbieta Zawacka „Zo”, żołnierz bez skazy oraz 28 kurierów politycznych do Delegatury Rządu, w ramach poszczególnych ekip spadochronowych. Od lutego 1941 r. do grudnia 1944 r. zrzucono najwięcej specjalistów w zakresie dywersji i sabotażu, przeznaczonych m.in. do walki bieżącej (Związek Odwetu, Kedyw, Oddziały Partyzanckie), następnie 50 z łączności oraz wyszkolonych w wywiadzie. Ponadto oficerowie sztabowi, specjaliści w zakresie lotnictwa, instruktorzy broni pancernej i trzech oficerów dla potrzeb konspiracyjnej legalizacji.
Różnie potoczyły się ich powojenne losy. Kilkoro zginęło w kazamatach ubeckich. Może Pan wymienić nam ich imiona i nazwiska?
– Według moich obliczeń, dziesięciu. Męczeńską śmierć tylko w granicach Polski pojałtańskiej ponieśli: mjr Andrzej Czaykowski „Garda” (1953 r.), mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” (1949), ppor. Stefan Górski „Brzeg” (1948), mjr Bolesław Kontrym „Żmudzin” (1953), kpt. Aleksander Kułakowski „Rywal” (1944), kpt. Michał Nowakowski „Harpun” (1961), ppor. Czesław Rossiński „Jemioła” (1945), kpt. Mieczysław Szczepański (1945), mjr. Witold Uklański „Herold” (1954), kpt. Stanisław Winter „Stanley” (1945).
Trzech cichociemnych zginęło w walce z Sowietami w sierpniu 1944 r. pod Surkontami (ppłk Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, kpt. Franciszek Cieplik „Hatrak” – rannego zamordował bagnetem rosyjski żołdak – i rtm. Jan Skrochowski „Ostroga”).
Ostatni Komendant Główny AK, gen. bryg. Leopoldzie Okulickim ps. „Niedźwiadek”, w marcu 1945 r., pod pozorem rozmów z Rosjanami zwabiony został w zasadzkę i porwany, ostatecznie zaś trafił na Łubiankę. Skazany w słynnym procesie „szesnastu”, 24 grudnia 1946 r. został zamordowany w więzieniu sowieckim.
Z kolei kpt. Michał Wilczewski ps. „Uszka”, w trakcie aresztowania przez NKWD we Lwowie w lutym 1945 r. popełnił samobójstwo, a z łagru sowieckiego nie powrócił ppor. Adam Krasiński ps. „Szczur”, zamordowany w 1945 r. Byli to najpiękniejsi z pięknych pod względem ideowym żołnierze Polski Niepodległej, wychowani w II Rzeczpospolitej. W żaden sposób nie można o Nich zapomnieć…
Wspomniał Pan o mjr. Hieronimie Kazimierzu Dekutowskim, ps. „Zapora”. Skakał do Polski w nocy 16/17 września 1943 r. Gdzie otrzymał przydział?
– Po aklimatyzacji w Warszawie Dekutowski w stopniu podporucznika przydzielony został do Kedywu Okręgu AK Lublin, Inspektorat Rejonowy Zamość. Przybył do Zwierzyńca i początkowo był oficerem w oddziale partyzanckim ppor. Tadeusza Kuncewicza ps. „Podkowa”, operującym w lasach zwierzynieckich. W listopadzie 1943 r. objął dowództwo wydzielonego z oddziału „Podkowy”, plutonu ok. 35 partyzantów. Miejscem jego postoju był obszerny bunkier w lesie na tzw. Łyścu (Topóleckie Doły), koło Hoszni Ordynackiej. M.in. na początku grudnia 1943 r. brał udział w akcji na zasiedloną przez Niemców wieś Źrebce, w likwidacji konfidentów niemieckich oraz polskich band rabunkowych. Już w tym czasie dał się poznać jako doskonały dywersant i dowódca wyjątkowo dbały o swoich podkomendnych.
Na początku 1944 r. wyjechał do Lublina, gdzie został mianowany trzecim dowódcą Oddziału Dyspozycyjnego Kedywu i komendantem Kedywu w Inspektoracie Rejonowym AK Lublin-Puławy. Z wielkim zaangażowaniem przystąpił do odtwarzania i organizowania oddziału dyspozycyjnego Oddziałów Partyzanckich I baonu 8 pp Leg. AK, tj. późniejszej 1 kompanii 8 pp Leg. Sformował go z istniejących już patroli dywersyjnych: „Wampira” (Mieczysław Szymanowski), „Maksa” (Stanisław Rolla), „Kordiana” (January Rusch), „Grzechotnika” (Mieczysław Cieszkowski), „Ducha” (Aleksander Sochalski), „Babinicza” (Stanisław Piecyk), „Szmerlinga” (Mieczysław Lorentz) i „Żbika” (Stanisław Jasiński). Swoim zastępcą wyznaczył ppor. Stanisława Wnuka ps. „Opal”.
Po zakończeniu II wojny światowej „Zapora” pozostał w konspiracji. Wraz ze swym oddziałem działał na Lubelszczyźnie. Jak przebiegała ich działalność zbrojna?
– Po wkroczeniu Sowietów na Lubelszczyznę w lipcu 1944 r. nastąpiło rozwiązanie 8. pp Legionów AK w ramach którego walczył „Zapora” ze swoją kompanią. Już w sierpniu 1944 r. ponownie „Zapora” zmobilizował swój oddział na pomoc walczącej Warszawie, jednak nie udało mu się przekroczyć Wisły. Później ukrywał się. Wskutek represji okupanta i rodzimego aparatu bezpieczeństwa, w styczniu 1945 r. wznowił działalność polegającą głównie na samoobronie, w sile około 40 żołnierzy AK. Na przełomie kwietnia i maja 1945 r. nawiązał współpracę z NSZ, m.in. podporządkował mu się oddział Bolesława Świątka „Jerzego”, a następnie kompania dezerterów ludowego WP pod dowództwem ppor. Romana Sochala „Juranda” i pluton ppor. Stanisława Łukasika „Rysia”, z którym współpracował za czasów okupacji niemieckiej. W maju zreorganizował swoje Zgrupowanie i podzielił na cztery kompanie.
M.in. jego pododdziały zdobyły posterunek MO w Urzędowie oraz wykonały kilka akcji na terenie Zamojszczyzny. W czerwcu 1945 r. jego zgrupowanie osiągnęło stan ok. 150 żołnierzy. Pod koniec lipca ujawnił część podległych żołnierzy, a w sierpniu, wobec ciężkiej sytuacji militarnej, zaprzestał walki i ponownie rozwiązał zgrupowanie, zachowując szczątkową strukturę organizacyjną. Na czele kilkunastu żołnierzy wyruszył po raz pierwszy na Zachód, z zamiarem przedostania się do alianckiej strefy okupacyjnej Niemiec. Ostatecznie rozbici w Czechosłowacji, zmuszeni zostali do ewakuacji na teren Lubelszczyzny.
Ale później odtworzył swój oddział…
– Tak, pod koniec 1945 r. ponownie odtworzył zgrupowanie, które plutonami działało na obszarze od Puław i Lublina przez Zamość i Zwierzyniec do Mielca, Tarnobrzega, a nawet częściowo i Jasła. Pod koniec lipca 1946 r. na czele części swojego zgrupowania wykonał rajd na teren woj. rzeszowskiego, gdzie plutony „Misia”, „Renka” i „Jadzinka” zlikwidowały komendanta posterunku MO w Grębowie oraz stoczyli zwycięskie walki koło miejscowości Świtaki, Ostrowy Tuszowskie i Cmolasie, rozbijając m.in. pododdział sowieckich wojsk pancernych. W sierpniu nawiązał kontakt z oddziałami Wojciecha Lisa i Aleksandra Rusina. W okolicach Mielca Zaporczycy wsparci przez żołnierzy Lisa i Rusina przeprowadzili kilka akcji, m. in. rozbili posterunek MO w Tuszowie Narodowym, Czudcu i opanowali stację kolejową w Tuszowie Narodowym i pociąg osobowy, gdzie przeprowadzili rewizję.
Pod koniec października 1946 r. pluton pod dowództwem „Jadzinka” przeszedł na Zamojszczyznę, gdzie dokonał szeregu akcji zaopatrzeniowych i zbrojnych przeciwko siłom reżimowym i ich instytucjom.
Po sfałszowanych wyborach przez komunistów 19 stycznia 1947 r. i ogłoszonej w lutym „amnestii”, zapadła decyzja Sztabu Zgrupowania o konieczności podjęcia rozmów w zamian m. in. za zwolnienie z więzień komunistycznych działaczy WiN, w tym m.in. kpt. Franciszka Abraszewskiego ps. „Boruta”, byłego inspektora lubelskiego WiN. Po kolejnych rozmowach z resortem bezpieczeństwa, m.in. w Bełżycach, ostatecznie w marcu ujawniła się część kadry zaporczyków.
Sam „Zapora” ujawnił się w czerwcu 1947 r. we wsi Siewalka, gdzie podpisał blankiet deklaracji ujawnieniowej. Jednak nie był on przepustką do wolności…
Został aresztowany 16 września 1947 r. podczas próby wydostania do zachodniej Europy. Jak duża była skala rozpracowania majora Dekutowskiego przez Urząd Bezpieczeństwa?
– W różnym czasie rozpracowaniem Hieronima Dekutowskiego, jak ustalił dr Leszek Pietrzak, zajmowało się kilkudziesięciu informatorów, głównie z pionu Urzędu Bezpieczeństwa i zapewne sowieckich służb specjalnych. Jednak wśród najważniejszych konfidentów były przynajmniej trzy osoby – dwie z kierownictwa lubelskiego WiN oraz jego przyjaciel i zastępca – kpt. Stanisław Wnuk, TW UB/SB o ps. „Dziadek”, „Iskra” vel „Żmudzki”. Tak więc łączniczka Komendy Okręgu Lubelskiego WiN Helena Moor, czyli TW UB/SB o ps. „Lena”, a przede wszystkim były komendant Inspektoratu Lubelskiego WiN kpt. Franciszek Abraszewski – TW „Maciejewski” vel „Kwiatkowski”, który wyprawę na Zachód organizował… Potwierdzają to liczne relacje żołnierzy zgrupowania.
Dużo do powiedzenia w sprawie ucieczki miałby również ostatni przed ujawnieniem inspektor lubelski Władysław Siła-Nowicki „Stefan”, który wyprawił się i uciekał razem z „Zaporą” i jako jedyny zachował życie. Niestety, z sobie wiadomych tylko względów milczał jak przysłowiowy „grób”. Do tej pory nie wiadomo, jak „wpadł” z grupą swoich współpracowników „Zapora”, kiedy dokładnie to nastąpiło, gdzie i w jakich okolicznościach. Jedno jest pewne. Nad ujęciem mjr. Hieronima Dekutowskiego pracowała od dłuższego czasu specjalna grupa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zapewne nawet z pominięciem lokalnych struktur UB.
Czy znany jest przebieg śledztwa i procesu „Zapory”?
– Częściowo, z zachowanych akt sądowych (procesowych), oczywiście nie ma w nich mowy o stosowanych torturach fizycznych i psychicznych, jakie zastosowano wobec niego i jego grupy, najpierw w katowni PUBP w Będzinie, gdzie już ponad miesiąc znęcał się nad nim Jerzy Kędziora, a następnie w słynnym więzieniu śledczym na Mokotowie przy ul. Rakowieckiej Eugeniusz Chimczak oraz Ludwik Borowski. Te sprawy „administracyjne” są najlepiej udokumentowane. Komuniści mścili się w sposób straszliwy, a do sfingowanego procesu, w myśl cywilizowanego prawa, w ogóle nie powinno dojść, gdyż „Zapora” ujawnił się i w myśl ustawy amnestyjnej wszystkie jego czyny powinny ulec zapomnieniu. A stało się przecież inaczej…
15 listopada 1948 r. skład orzekający, pod przewodnictwem sędziego Józefa Badeckiego skazał go na siedmiokrotną karę śmierci. Wyrok wykonano 7 marca 1949 r. w Warszawie. Czy znane jest miejsce pochówku ciała mjr. Hieronima Dekutowskiego?
– Mjr Józef Badecki był katem zza biurka i dyspozycyjnym sędzią. Wsławił się wydaniem kilkudziesięciu wyroków śmierci na polskich patriotów, które w większości zostały wykonane. M.in. był przeciwny ułaskawieniu Witolda Pileckiego.
Prawdopodobnie szczątki mjr. Dekutowskiego i jego podkomendnych zostały ostatnio odkryte na powązkowskiej „Łączce” w jamie grobowej, gdzie potajemnie grzebano zwłoki pomordowanych przez bezpiekę w katowni na Rakowieckiej. Jesteśmy bardzo blisko identyfikacji.
Czy ktokolwiek z oprawców: śledczych, prokuratorów, sędziów, którzy brali udział w śledztwie i procesie przeciwko „Zaporze”, poniósł jakąkolwiek odpowiedzialność karną?
– Niestety nie… W 1996 r. w procesie słynnego płk. MBP Adama Umera vel Humera na karę 7,5 roku więzienia skazany został Eugeniusz Chimczak; nie siedział jednak ani jednego dnia w wiezieniu ze względu „na stan zdrowia”, jak podała prasa. Jednak chyba nie był aż tak chory, gdyż zmarł… rok temu. Kędziorę skazano dopiero w 2012 r. na 3 lata więzienia.
Przed sądem majora Dekutowskiego skarżył prokurator kpt. Piotr Malik, a wyrok śmierci w imieniu WSR wydał sędzia mjr Piotr Badecki. Egzekucję na majorze zarządził wiceprokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr. Stanisław Cypryszewski; przy egzekucji miał być obecny naczelnik więzienia mokotowskiego kpt. Alojzy Grabicki, a strzelał kat, sierż. Piotr Śmietański. Badecki, Cypryszewski i Śmietański zmarli jeszcze w czasach PRL, a Grabicki dożył 1990 r. Nikt go jednak nie niepokoił.
Również sędziów z reżimowego Najwyższego Sądu Wojskowego, którzy nie uwzględnili apelacji skazanych, tj. ppłk. Józefa Dziowgo, ppłk. Alfreda Janowskiego oraz ppłk. Józef Wareckiego, a właściwie Warenhaupta, nie spotkały żadne przykrości, a wolnej Polski dożył Dziowgo.
Jak z tego widać sądy tzw. III RP okazały się bezwolne, szczególnie i nad wyraz pobłażliwe dla komunistycznych zbrodniarzy i zwyrodnialców oraz ich tajnych współpracowników.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Kajetan Rajski