Jeśli zastanowić się nad szeroko komentowanym w mediach udziałem Agnieszki Radwańskiej w „rozbieranej” sesji zdjęciowej, na usta ciśnie się tylko jedno pytanie – „dlaczego”? Co skłoniło młodą i zdolną tenisistkę, by zaprezentować swoje nagie ciało całemu światu? To pytanie ma wymiar jeszcze bardziej dramatyczny, kiedy zadamy je w kontekście wcześniejszych deklaracji tenisistki o tym, że „nie wstydzi się Jezusa”.
Myślę, że wielu z katolików odczuwa coś na kształt głębokiego rozczarowania postawą panny Radwańskiej. Niejeden z nas, otwarte przyznanie się do wiary uczynione przez tenisistkę przyjmował z radością. Kto wie ilu ludzi pociągniętych przykładem Radwańskiej, również zadeklarowało, że „nie wstydzi się Jezusa”? Nie można wykluczyć, że osoby, którym na co dzień nie starczało odwagi by śmiało mówić o swej wierze, pobudzone przykładem celebrytki odblokowały się i rozbiły skorupę nieśmiałości, czy po prostu tchórzostwa.
Wesprzyj nas już teraz!
A może dla kogoś wyznanie tenisistki stanowiło bodziec do głębszej refleksji i konstatacji, że sukces wcale nie musi przewracać w głowie i można zachować swoje przekonania także pozostając na świeczniku? Ileż z tych osób odczuwa teraz zażenowanie lub po prostu rozczarowanie!
Podejmując swą głupią i niemoralną decyzję, tenisistka musiała przecież pamiętać o swych składanych przed kamerą deklaracjach. Jak w jej umyśle sesja tego typu dała się pogodzić z wiarą, doprawdy trudno dociec. Po wysypie komentarzy typu: jestem katolikiem i nie widzę nic w tym złego, nie trudno dostrzec, że swoista schizofrenia nie jest wyłącznie jej udziałem.
Dziwi i smuci uleganie tak prymitywnemu zjawisku, jakim jest moda na rozbierane sesje. Przeciwstawienie się mu poprzez odmowę udziału w takim wulgarnym i głupim przedstawieniu, wydawałoby się czymś oczywistym dla każdego przyzwoitego człowieka, bez względu na jego światopogląd. Bez względu na to, czy jest katolikiem, czy nie.
Oczywiście, że nie jest to możliwe w przypadku zgody na uczestnictwo w całym tym cyrku showbiznesu, który na każdym kroku kwestionuje poczucie przyzwoitości i odrzuca wstyd, jako uczucie obciążające niepotrzebnie psychikę. Wówczas wszystko można sobie wytłumaczyć i pogodzić w sobie różne sprzeczne deklaracje i czyny.
Bo przecież nie jest tak, że po wyznaniu „nie wstydzę się Jezusa” człowieka opuszczają wszelkie pokusy, bynajmniej. Nie dzieje się tak nawet w przypadku Sakramentu Pokuty. Nawet przeciwnie – Zły nie odpuszcza sobie „pacjenta” i jeszcze bardziej chce wciągnąć go w otchłań.
Dlatego, choć pewnie niejednemu cisną się na usta mocne słowa, warto wyrazić współczucie pannie Radwańskiej, że uległa tak prymitywnemu pędowi. Czy zrobiła to wyłącznie dla pieniędzy, czy by poczuć się piękniejszą i jeszcze bardziej podziwianą, nie ma znaczenia. Jeśli, co też możliwe, chciała zrobić na złość ojcu, który już wcześniej sprzeciwiał się tej sesji, byłoby to zachowanie rozkapryszonego dziecka, które na złość starszym wsadzi palce do kontaktu. To wszystko nie ma znaczenia.
Liczy się przede wszystkim to, że jej postępek dał asumpt wrogom Kościoła do ataku. Będą oni teraz przewrotnie powtarzać: patrzcie, wszyscy jesteście tacy, jak ona – co innego mówicie, co innego czynicie. Wstydź się, panno Agnieszko!
Łukasz Karpiel