Dwadzieścia lat temu, we wrześniu 1993 roku wyjechali z Polski ostatni rosyjscy żołnierze – kilkudziesięcioosobowa grupa nadzorująca likwidację pozostałości po „Północnej Grupie Armii Czerwonej”, która stacjonowała w Polsce od zakończenia drugiej wojny światowej. W historyczną rocznicę 17 września nastąpiło oficjalne pożegnanie Rosjan w Belwederze z udziałem prezydenta RP Lecha Wałęsy. Dzień po wyjściu wojsk rosyjskich, 19 września 1993 roku w pełni wolne i demokratyczne wybory do sejmu II kadencji wygrali polityczni i ideowi spadkobiercy komunistów z SLD.
Być może wspomniana sekwencja wydarzeń przyczyniła się do tego, że epokowe wydarzenie, jakim było ostateczne wyjście z Polski wojsk rosyjskich zostało zepchnięte na jakieś dalsze tło. Także dzisiaj data ta nie funkcjonuje w zbiorowej pamięci Polaków (czy też „Fajno-Polaków” przypominających z czekoladowym ptakiem w ręku, że „dość już upamiętniania polskich klęsk – trzeba świętować nasze sukcesy”). A przecież to właśnie opuszczenie Polski przez armię rosyjską było zwieńczeniem procesu odzyskiwania niepodległości, rozpoczętego „nieodpowiedzialnym” (bo nie szanującym w kontekście listy krajowej „paktów” zawartych przy Okrągłym Stole) głosowaniem Polaków 4 czerwca 1989 roku, poprzez pierwsze wolne wybory w 1991 roku i wyłoniony przez ten pierwszy sejm rząd Jana Olszewskiego.
Wesprzyj nas już teraz!
Jakkolwiek czynnikiem decydującym o wyjściu wojsk rosyjskich z Polski był koniec „zimnej wojny” w postaci rozpadu Sowietów w sierpniu 1991 roku, a wcześniej „jesienią ludów” i faktycznym zjednoczeniem Niemiec na przełomie 1989 i 1990 roku, to należy także pamiętać o udziale w tym sukcesie „dywizji papieskich”. Przełomowa pielgrzymka Jana Pawła II do Ojczyzny w 1979 roku obudziła tak wiele polskich sumień, że był możliwy przełom Sierpnia 1980 roku i szesnaście miesięcy „Solidarności”.
Wyjście wojsk rosyjskich z Polski to epokowe wydarzenie, nie tylko dlatego, że wieńczyło proces wydarzeń, które miał miejsce w Europie Środkowej od 1979 roku. To epokowe wydarzenie w o wiele dłuższej perspektywie historycznej. Przecież wojska rosyjskie przebywały na ziemiach polskich od początku XVIII wieku. Tylko z krótkimi przerwami – na Sejm Czteroletni (1788 – 1792), Księstwo Warszawskie (1807 – 1812, choć ziemie zagarnięte od pierwszego do trzeciego zaboru były ciągle pod rosyjska okupacją), okres pierwszej wojny światowej (niemiecka ofensywa z 1915 roku wypchnęła Rosjan za linię Dźwiny) i Dwudziestolecie międzywojenne. Z perspektywy Rosji anomalią raczej było niestacjonowanie wojsk rosyjskich w Polsce, niż ich absencja nad Wisłą.
Po 1945 roku Polska znalazła się po raz pierwszy w swoich dziejach w sytuacji graniczenia z Rosją nie tylko od wschodu, ale i od zachodu – NRD nie było przecież niczym innym jak wielkim garnizonem sowieckim. Obecność „Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej” w Polsce miała zabezpieczać połączenie z sowieckimi garnizonami nad Łabą i Sprewą. Ale była również ultima ratio rządzących Polską z nadania Kremla (i przyzwolenia naszych zachodnich „aliantów”) komunistów – od Bieruta do Jaruzelskiego. Nękające Polaków pytanie w 1981 roku – „wejdą czy nie wejdą”- było źle postawione. Oni już tutaj byli. Właściwie pytanie powinno brzmieć – co zrobią?
Do 1956 roku obecność na obszarze Polski garnizonów sowieckich nie była regulowana żadnymi – nawet utrzymanymi „w duchu współpracy i porozumienia” – umowami bilateralnymi między Moskwą a Warszawą. Pierwsze tego typu umowy zawarto po Październiku. Warto zresztą pamiętać, że wśród postulatów zgłaszanych przez robotników w Poznaniu w czerwcu 1956 roku znalazło się również żądanie wycofanie oddziałów sowieckich z Polski (co bezpieka skrzętnie odnotowała w swoich poufnych raportach o „poznańskiej kontrrewolucji”). Do końca istnienia PRL suwerenność Warszawy nad sowieckimi garnizonami w Polsce była właściwie iluzoryczna.
Jak wspomniano, uroczystości oficjalnego pożegnania Rosjan we wrześniu 1993 roku odbyła się z udziałem prezydenta Wałęsy, który oprócz zasługi jednoosobowego „obalenia komuny” mógł teraz dołączyć zasługę „wyprowadzenia wojsk rosyjskich z Polski”. Nie widziałem jeszcze filmu Andrzeja Wajdy, więc nie wiem – tylko przypuszczam. Ale warto w tym kontekście przypomnieć zachowanie tego samego prezydenta wiosną 1992 roku, gdy pojechał do Moskwy podpisywać traktat polsko-rosyjski o dobrym sąsiedztwie. Dopiero podjęta w ostatniej chwili interwencja premiera Olszewskiego zapobiegła dołączeniu do traktatu niebezpiecznej klauzuli o możliwości tworzenia na terenie dawnych baz rosyjskich „spółek polsko-rosyjskich” (w domyśle ze znaczącym udziałem takich „firm” jak GRU czy FSB). Klauzulę ostatecznie usunięto, ale prezydent Wałęsa po powrocie z Moskwy oświadczył, że „jego możliwości współpracy z tym rządem wyczerpały się”. Późniejsza „noc teczek” była już tylko pretekstem.
Jeżeli miarą niepodległości jest nieobecność na terytorium państwa niechcianych obcych wojsk, to właśnie obchodzimy dwudziestą rocznicę Trzeciej Niepodległości. Teraz trzeba tylko dbać o to, byśmy doczekali kolejnych dwudziestu lat bez Rosjan nad Wisłą. Jeśli to się uda, to chyba będziemy mieli niepodległość naprawdę.
Grzegorz Kucharczyk