Musieliśmy w końcu zabrać publicznie głos i zrobić to w taki sposób, żeby być słyszalni. Przede wszystkim liczymy na to, że opinia publiczna w Polsce znajdzie sposoby walki z „kulturą śmierci” – mówi dla PCh24.pl Stanisław Markowski, fotograf, dokumentalista, wykładowca w Krakowskiej Szkole Teatralnej, organizator protestu w Narodowym Teatrze Starym w Krakowie.
Dlaczego doszło do protestu podczas spektaklu „Do Damaszku” w reżyserii Jana Klaty w Narodowym Teatrze Starym w Krakowie?
Wesprzyj nas już teraz!
W związku z tym, co się dzieje w sferze polityki kulturalnej w Polsce, cierpliwość normalnego człowieka została wyczerpana. Telewizja, teatr, tak zwane galerie sztuki współczesnej, to miejsca, gdzie toczy się walka z naszymi wartościami kulturowymi, historycznymi, narodowymi i wreszcie religijnymi. Czynione jest to przede wszystkim w celu zdyskredytowania tradycyjnego światopoglądu, ale też w celu rozgłosu i propagowania własnej osoby. Jeśli ktoś nie ma rzeczywistego talentu, to sfera publiczna go nie zauważy, chyba że – tak jak to miało miejsce teraz – doprowadzi do skandalu.
A co było takiego oburzającego konkretnie w tym spektaklu?
Przede wszystkim jest to spektakl obrazoburczy, który uderza w te sfery, dla których August Strinberg stworzył tę sztukę, czyli rozważania o granicy miłosierdzia Bożego, o nawróceniu i życiu po śmierci. Tutaj natomiast było wiele patologii, psychodelicznej i satanistycznej muzyki. Na granicy kiczu i perwersji znalazła się gra Krzysztofa Globisza i Doroty Segdy, skądinąd dobrych aktorów, znanych z wielu świetnych spektakli i filmów. Segda grała między innymi siostrę Faustynę Kowalską… Globisz w roli psa odgryza sobie rękę i ją wypluwa, albo wykonuje ruchy frykcyjne mające udawać kopulację z czaszkami czy z sarkofagiem, w którym leży trup. Z kolei Dorota Segda na scenie obrzydliwie gra kopulację ze swoim scenicznym bratem. Przecież tego nie ma w oryginalnym Strinbergu! Jak można wymyśleć tego typu rzeczy i wystawiać je na scenie? Zniesmaczenie budziły również wulgaryzmy. Żeby to odpowiednio ocenić i zaprotestować, trzeba było zobaczyć ów spektakl. Już wcześniej go obejrzałem, część z moich współtowarzyszy również. Doszliśmy do wniosku, że miara się przebrała, że to nie jest tak naprawdę „narodowy” teatr. Wspomnę, że kilkanaście milionów złotych z naszych podatków przekazywanych jest na dofinansowanie tego teatru, między innymi tego typu spektakli. Dodam, że sztuka ta jest wyjątkowo nudna, kiczowata i napuszona. Pod tym względem jest to jakaś chałtura. Na deskach tego teatru powinny być odgrywane sztuki, które wzbogacają widzów o coś, a nie służą jedynie skandalowi. Tymczasem zmierza to do rynsztoku.
Skąd Pan się dowiedział o tej sztuce?
Co nieco się o niej mówiło, między innymi pojawiły się artykuły na ten temat w Tygodniku Katolickim „Niedziela” czy „Naszym Dzienniku”. Impulsem decydującym był fakt, że telewizja krakowska wyemitowała fragmenty tego spektaklu.
Jaki przebieg miał protest?
Mniej więcej po pół godzinie, kiedy już nawet niektóre osoby nie wytrzymywały i nie wiedziały, czy wyjść, czy też się rozpłakać z bezsilności, krzyknąłem: „Dosyć, dosyć, dosyć tego, co się tu dzieje”. Dołączyły do mnie inne osoby, było ich około 50, które krzyczały: „Hańba”, „Tak nie można”, „To już nie jest Teatr Narodowy”. Aktorzy musieli przerwać grę, przestali być słyszalni. Pozostali wyszli zza kulis, a wraz z nimi wyszedł reżyser Jan Klata, który krzyczał do nas: „Wynoście się!”, wskazując palcem na drzwi. Wypowiedzieliśmy jednak publicznie wszystkie swoje zastrzeżenia i totalną krytykę tego, co się dzieje w tym Teatrze wobec publiczności i wszystkich aktorów.
W jakim celu przeprowadził Pan ten protest?
Musieliśmy w końcu zabrać publicznie głos i zrobić to w taki sposób, żeby być słyszalni. Być może zawstydzimy także aktorów takim naszym wystąpieniem, ale przede wszystkim liczymy na to, że opinia publiczna w Polsce znajdzie takie lub podobne sposoby walki z „kulturą śmierci”. Zachęcam widzów w teatrach całej Polski, którzy są świadkami podobnych sytuacji, do ostrego reagowania. Naszym celem jest to, by dyrektor Jan Klata i dyrektor literacki Sebastian Majewski zostali zwolnieni. Będziemy również domagać się odwołania ministra Zdrojewskiego. Musimy odpowiedzieć na tę wypowiedzianą nam wojnę kulturową taką formą walki obronnej, w której przywrócimy świat wartości w kulturze, sztuce i nauce polskiej. Jak widzimy, wojna może się odbywać nie tylko na polu bitwy. Może dotyczyć to również naszego codziennego życia w obronie tych wartości, dla których inni przelewali swoją krew.
Dziękuję za rozmowę!
Rozmawiał Kajetan Rajski