21 lutego 2014

Manila jak Warszawa

(Manila, 23 lutego 1945 r. Fot. The Art Archive/Forum)

Zbrodnie popełnione na ludności Manili rywalizują ze sławną rzezią nankińską o miano największej masakry popełnionej przez wojska japońskie.

 

W marcu 1945 roku generał Douglas MacArthur przemierzał ulice zrujnowanej Manili, stolicy Filipin, właśnie wyzwolonej spod okupacji japońskiej. Generał widząc ogrom zniszczeń wykrzyknął wstrząśnięty: Manila to Warszawa Azji!

Wesprzyj nas już teraz!

 

Inwazja Od 1942 roku Filipiny znajdowały się pod okupacją japońską. Dwa lata później Amerykanie zaczęli planować usunięcie z archipelagu wojsk cesarza Hirohito. Niewiele brakowało, żeby Manila, licząca wówczas 800 tysięcy mieszkańców, uniknęła zagłady. W dowództwie amerykańskim długo trwały spory co do wyboru kierunku działań. Część sztabowców sprzeciwiała się pomysłowi inwazji na Filipiny; opowiadali się za prowadzeniem ofensywy przez środkowy Pacyfik. Ich opory przełamał generał Douglas MacArthur, osobiście związany z Filipinami (spędził na nich szereg lat życia), który przekonał prezydenta Roosevelta, że zajęcie tego kraju da lepsza pozycję wyjściową dla planowanej inwazji na wyspy japońskie, a przy tym utwierdzi mocarstwową pozycję Stanów Zjednoczonych w regionie.

 

Kiedy Amerykanie wylądowali na Luzonie i innych wyspach filipińskich, tamtejszy głównodowodzący sił japońskich, generał Tomoyuki Yamashita (słynny „Tygrys Malajów”) wydał rozkaz unikania walnych bitew z Amerykanami (w których ci mogli wykorzystać swą miażdżącą przewagę w sile ognia), na rzecz uwikłania sił inwazyjnych w przewlekłe walki w trudno dostępnych terenach górskich i dżunglach. Dlatego też nakazał ewakuację garnizonu Manili w góry. Tymczasem dowodzenie w Manili objął kontradmirał Sanji Iwabuchi. Jak przystało na wyższego dowódcę cesarskiej floty, lekceważąco traktował rozkazy Yamashity z wojsk lądowych i nie zamierzał ich respektować. Wycofanie się z zajętych pozycji uważał za hańbę. Niektórzy szeptali przy tym, że duszą kontradmirała targały nieliche kompleksy. W 1942 roku dowodził on pancernikiem „Kirishima”, zatopionym przez Amerykanów w batalii morskiej pod Guadalcanal i teraz ponoć chciał zmyć z siebie hańbę tamtej porażki. Mało efektowna „wojna szarpana” w górach, choć w tych warunkach skuteczniejsza, nie mogła przynieść takiego splendoru jak wielka (jak ją nazwał Iwabuchi) „epicka bitwa”. Kontradmirał pozostał więc wraz z 17 000 żołnierzy w Manili, przekształcając miasto w twierdzę. 3 lutego 1945 roku nadciągnęli Amerykanie. Rozpoczęła się bitwa o stolicę Filipin.

 

Szturm

Już w pierwszych godzinach ataku Amerykanie odnieśli znaczne sukcesy, m.in. wyzwalając obóz internowanych umiejscowiony na terenie Uniwersytetu Świętego Tomasza, skąd uwolnili 4000 przetrzymywanych tam obywateli państw alianckich. Potem wszakże uwikłali się w ciężkie walki uliczne. Ze względów humanitarnych żołnierze amerykańscy otrzymali początkowo rozkazy ograniczające do minimum możliwość użycia broni ciężkiej. Kiedy jednak natrafili na opór wroga, ograniczenia poszły w kąt. Ciężka artyleria ostrzeliwała cele w dzielnicach mieszkalnych huraganowym ogniem, siejąc spustoszenie zarówno wśród nieprzyjaciół, jak i przypadkowych cywilów. Tylko na manilską starówkę Intramuros, pełną zabytkowych budowli, nazywaną z obwodu obfitości świątyń „małym Watykanem”, amerykańscy kanonierzy w ciągu zaledwie godziny potrafili wystrzelić pociski o wadze 185 ton! Nad miastem krążyły samoloty myśliwskie, raz po raz atakując ogniem z broni pokładowej ludzi pojawiających się na ulicach, nie rozróżniając przy tym przemieszczających się oddziałów wroga od kolumn uchodźców. Zniszczenia i straty wśród mieszkańców były ogromne.

 

Rzeź

Już w dniu 31 stycznia, tuż przed rozpoczęciem oblężenia, Japończycy przystąpili do likwidacji części filipińskich więźniów politycznych. Proceder ten nasilił się po wybuchu walk. Np. w jednym tylko dniu 7 lutego w Forcie Santiago ścięto mieczami 130 więźniów. Gdy już wybuchły walki, wkrótce w mieście rozszalał się całkowicie irracjonalny terror. Żołnierze japońscy zaczęli atakować ludność, dopuszczając się przy tym przerażających okrucieństw. Podkładali ogień pod domy, wrzucali granaty ręczne do piwnic i schronów zatłoczonych cywilami. Aresztowanych Filipińczyków segregowali na chybił-trafił, a potem dokonywali masowych rozstrzeliwań bądź zabójstw przy użyciu broni białej. Często wypędzali mieszkańców z domów, zamykali ich w jakimś większym pomieszczeniu, które następnie podpalali. Mordów dokonywano w sposób chaotyczny, wbrew jakiejkolwiek logice. Zabijano bez różnicy płci i wieku, nie patrząc na poglądy polityczne ofiar ani na ich stosunek do Japończyków (wśród zabitych znalazł się nawet jeden z wiceministrów kolaboracyjnego rządu). Zmasakrowano rannych, chorych oraz personel medyczny w szpitalu San Juan de Dios, w Krajowym Szpitalu Psychiatrycznym, w ambulatorium Filipińskiego Czerwonego Krzyża.

 

Gdzieniegdzie zabijano tylko mężczyzn, w innych miejscach nie oszczędzano nikogo. Gwałcono, a następnie mordowano kobiety, a nawet kilkuletnie dziewczynki. Odnotowano przypadki obnoszenia dzieci nadzianych na ostrza bagnetów (co najmniej trzy potwierdzone zdarzenia). Ofiary bywały poddawane perwersyjnym torturom i potwornie okaleczane. Przed ogarniętymi amokiem mordercami nie chronił paszport państw neutralnych. W tych dniach w Manili zamordowano aż 250 obywateli hiszpańskich. Zaatakowane zostały placówki dyplomatyczne – spłonął konsulat hiszpański, zabici zostali konsulowie Wenezueli i Francji (Vichy). Zginęła grupa Żydów – uciekinierów z Niemiec. Co najbardziej zdumiewające, ofiarą furii oprawców padło nawet 28 obywateli sprzymierzonej z Japonią III Rzeszy (!). Kiedy ośmiuset Filipińczyków próbowało znaleźć schronienie za murami manilskiego Klubu Niemieckiego, Japończycy wdarli się do wnętrza, i wymordowali niemal wszystkich (ocalały zaledwie trzy osoby), również pięciu próbujących powstrzymać rzeź gospodarzy.

 

Męczeństwo Kościoła

Ogromna większość mieszkańców Manili była katolikami. Siłą rzeczy to wyznawcy Kościoła ginęli przede wszystkim z rąk oprawców. Wśród zabitych znalazły się również dziesiątki kapłanów i zakonnic. M.in. w zbiorowej egzekucji w Intramuros Japończycy rozstrzelali 33 zakonników hiszpańskich (augustianów, franciszkanów, kapucynów i reformatów). W kompleksie sportowym Rizal zamordowali 32 siostry zakonne oraz księdza. Z klasztoru lazarystów wywleczono wszystkich zakonników (w tym dziesięciu misjonarzy hiszpańskich), a następnie zadźgano ich bagnetami. W dzielnicy Malate zamordowano czterech misjonarzy kolumbanów z Irlandii. Do kaplicy w katolickiej Szkole Świętego Pawła spędzono setki cywilów. Tutaj zostali obrzuceni granatami, do uciekających strzelały karabiny maszynowe, rannych dobijano bagnetami. Zdaniem różnych autorów zginęło tu od 370 do 425 osób. W prowadzonej przez braci szkolnych (Zgromadzenie Braci Szkół Chrześcijańskich, lasalianie) słynnej De La Salle College, cieszącej się opinią najlepszej szkoły na Filipinach znalazło schronienie kilkudziesięciu uchodźców.

 

W poniedziałek 12 lutego do szkoły wkroczyła grupa żołnierzy japońskich. Po zabiciu dorosłych zgładzono również dzieci, nie oszczędzając nawet dwu- i trzylatków. Odbyło się upiorne polowanie na ukrywającego się w budynku sześcioletniego chłopca (w końcu odnaleziono go w konfesjonale i zarąbano samurajskim mieczem). W masakrze zginęło 41 osób, w tym 16 braci lasalian (Czechów, Niemców, Irlandczyków i Wegrów). Jak zaświadczył cudem ocalały ksiądz Francis J. Cosgrave FSC (przeżył on wśród stosu trupów mimo trzech ran zadanych bagnetem), podczas kaźni męczennicy odmawiali zbiorową modlitwę do Boga w intencji wybaczenia oprawcom.

 

Niech Bóg mi wybaczy…

Bój o Manilę zakończył się 3 marca 1945 roku, po wybiciu niemal całego garnizonu japońskiego. Liczbę uśmierconych mieszkańców oszacowano na około 100 tysięcy. Tak „okrągła” liczba nie wzbudza zaufania, oddaje raczej przybliżony rząd wielkości, niż dokładne wyliczenie. Nie jest przy tym jasne, ile osób zostało zamordowanych z premedytacją przez Japończyków, ile zaś padło ofiarą działań wojennych, szczególnie ostrzału miasta przez artylerię amerykańską. Tym niemniej z całą pewnością można powiedzieć, że w dokonanych z premedytacją rzeziach zginęły dziesiątki tysięcy Filipińczyków. Jak stwierdził francuski badacz Jean-Louis Margolin (jeden ze współautorów słynnej „Czarnej Księgi Komunizmu”), zbrodnie popełnione na ludności stolicy Filipin rywalizują ze sławną rzezią nankińską o miano największej masakry popełnionej przez wojska japońskie (wprawdzie autorzy chińscy utrzymują, że w Nankinie zajętym w 1937 roku przez Japończyków wymordowano od 200 do 400 tysięcy osób, jednak Margolin, po wnikliwej analizie danych znacznie redukuje te wielkości, szacując je na od 50 do 90 tysięcy zgładzonych jeńców i cywilów). Trzeba dodać, że podobne zdarzenia, choć nie o takiej skali rozgrywały się i w innych częściach Filipin.

 

Ogółem kraj ten przypłacił najazd japoński śmiercią około miliona swych obywateli – zabitych w walkach, zmarłych z głodu i zamordowanych w egzekucjach. Zbrodnie popełniane na ludności cywilnej budziły sprzeciw nawet niektórych żołnierzy japońskich. W lutym 1945 roku, w tym samym czasie, gdy ulice Manili spływały krwią, pewien młody oficer japoński, służący o oddziale antypartyzanckim, używanym do pacyfikacji ludności cywilnej, zanotował w swym diariuszu z niekłamaną rozpaczą: „Codziennie polujemy na partyzantów i tubylców. Ja sam zabiłem ich ponad stu. Jakże byłem niewinny, kiedy opuszczałem ojczyznę… Teraz jestem zatwardziałym grzesznikiem. Mój miecz zawsze ocieka krwią. To wszystko dla mojej ojczyzny – ale przecież to okrutne! Oby Bóg mi wybaczył. Oby przebaczyła mi matka…”

 

Znak zwycięstwa

Kiedy ustały walki w Manili, kiedy owa niedawna „perła Orientu” zamieniła się w kupę dymiących gruzów, grupa żołnierzy amerykańskich wkroczyli do manilskiego klasztoru św. Augustyna. Budynek szczęśliwie ocalał podczas walk. Mimo to przybysze zastali tam porażający widok. Pomieszczenia konwentu zamienione były w prowizoryczne sale szpitalne, zatłoczone łóżkami, na których wili się w męczarniach ranni. Pewna młoda Filipinka wyła z bólu, a jednak na widok Amerykanów uniosła dłoń z palcami ułożonymi w znak V – symbol  zwycięstwa. Korespondent wojenny Henry Keys zbliżył się do niej. Zobaczył, że dziewczyna ma odrąbane obie stopy. Jednak nie to wstrząsnęło nim najbardziej. Oto zaraz obok, na sąsiednim łóżku spoczywał ciężko ranny żołnierz japoński. Filipińskie siostry zakonne opiekowały się nim od wielu dni, tak samo jak pozostałymi ofiarami.

 

Andrzej Solak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij