Przyjęcie własnej śmierci jako woli Bożej, zgoda na nią ze względu na Pana Boga może być darem wynagrodzenia Panu Bogu za grzechy nasze czy innych ludzi — mówi o. Marek Grzelczak, dominikanin, w rozmowie z Dominiką Krupińską.
Co to jest dobra śmierć?
Wesprzyj nas już teraz!
Nikt nie przegapi ani nie przeoczy własnej śmierci. Każdy przeżywa własną śmierć świadomie i jest pokusa, że nie zawsze dobrowolnie. Zabiegamy o Bożą pomoc, żeby umierać w łasce Bożej, umierać pojednanym z Bogiem i Jego Kościołem, umierać w zgodzie z wolą Bożą. Wiemy, że Pan Jezus dobrowolnie wziął na siebie karę za nasze grzechy. Jego męka i śmierć są wynagrodzeniem za grzechy każdego człowieka i wszyscy ludzie są zaproszeni do udziału w odkupieniu. Pierwszym, który skorzystał z tego zaproszenia, był Dobry Łotr. Przyznał się do swoich grzechów i uznał swą śmierć za sprawiedliwą karę, a jednocześnie wyznał, że Chrystus Pan umiera niewinnie i usłyszał obietnicę: jeszcze dziś będziesz ze mną w raju.
Zachęcam do modlitwy o tę szczególną łaskę skruchy i pokuty oraz zgody z wolą Bożą na moment własnej śmierci. Pan Jezus swoją krzyżową śmiercią nada zbawczy sens naszemu umieraniu. Nasza śmierć nabierze znaczenia wynagradzającego za nasze i cudze grzechy.
Szczególną okolicznością może być powód, dla którego umieramy. Gdy nieprzyjaciele wiary będą nam zadawać śmierć z nienawiści do wiary, Kościoła, sakramentów, to wówczas obok wymiaru wynagradzającego za grzechy nasza śmierć stanie świadectwem — będzie śmiercią męczeńską. A śmierć męczeńska wprowadza do nieba.
Czy człowiek może chcieć męczeństwa?
W czasach starożytnych niechętnie przyjmowano pomysł, by człowiek dobrowolnie oddawał się w ręce władzy świeckiej, przyznając się do wiary chrześcijańskiej i tym samym prowokując prześladowanie czy śmierć męczeńską. Wielu bowiem było takich, którzy w gorliwości przyznali się do swojej wiary, a w chwili próby byli niezdolni przy niej wytrwać. Stąd nie wolno było dobrowolnie oddawać się w ręce władzy świeckiej. To Pan Bóg sobie wybiera, to Pan Bóg daje powołanie. Czy można chcieć męczeństwa? Jeżeli ktoś chce, może prosić. Wiemy, że wielu świętych pragnęło męczeństwa, ale nie za wszelką cenę — nie wbrew woli Bożej. A wolą Bożą było na przykład, żeby umierali jako wyznawcy. Tak się właśnie stało na przykład ze świętym Dominikiem, założycielem naszego Zakonu.
Świętą Teresą od Dzieciątka Jezus…
Czy świętym Antonim Padewskim. Wielu było takich świętych. Natomiast dobrą myślą byłoby pragnienie szczególnej łaski na moment własnej śmierci. Czyli łaski dobrej śmierci. Zresztą każdy, kto odmawia Pozdrowienie Anielskie, w tej modlitwie tę intencję zawiera, bo przecież prosimy o łaskę na teraz i w godzinę śmierci naszej. Jest to szczególna łaska, bardzo ważna, jedyna i niepowtarzalna, bo przecież dana na godzinę śmierci. Daje ją Pan Bóg, ale dobrze jest ją sobie wymodlić. Zawiera się w tej łasce możliwość pojednania z Bogiem, spowiedzi świętej, sakramentu chorych, komunii świętej — wiatyku. Ale niech towarzyszy nam też myśl, że przyjęcie własnej śmierci jako woli Bożej, zgoda na nią ze względu na Pana Boga może być darem ekspiacji, wynagrodzenia Panu Bogu, przeproszenia Go za nasze grzechy czy za grzechy innych. Czyli przyjęcie własnej śmierci jako akt pokutny. Jeżeli to zrozumiemy, jeżeli w ciągu naszego życia będzie nam się przypominać myśl, żeby prosić Pana Boga o łaskę skruchy i pokuty na godzinę śmierci, to już będzie dużo. Będzie to bardzo właściwe, bardzo pożyteczne, bo skrucha i pokuta w chwili śmierci, zgoda na wolę Bożą w tym momencie, będą zasługującymi na niebo. A jeżeli Pan Bóg będzie miał życzenie, żeby skruszonemu i pokutującemu człowiekowi dać możliwość umierania za wiarę, być zabijanym z nienawiści do wiary, do Kościoła, do sakramentów, do Boga, to już niech będzie swobodną decyzją dobrego Boga naszego.
Czy nie należy się zawczasu przygotowywać do swojej śmierci, aby, gdy przyjdzie, zachować się zgodnie z Bożą wolą? Kiedyś kładziono na takie przygotowanie duży nacisk.
Pan Bóg obdarza różnymi powołaniami i wierzymy, że jeszcze przed założeniem świata tak, jak każdego człowieka przewidział, tak dla każdego przewidział konkretne powołanie. Jeżeli człowiek będzie niezdolny sprostać zobowiązaniem, które z tym powołaniem się wiążą, to powołanie nie będzie mogło być spełnione, choć jest prawdziwe, źródłem jego jest Boża miłość, Boża myśl i dar dla człowieka. Wyobraźmy sobie, że ktoś jest powołany do męczeństwa. Pan Bóg przewidział, że ma on dać świadectwo aż do śmierci. Jeżeli ów człowiek nie wyrzeka się szatana, grzechu i wszystkiego, co do grzechu prowadzi, jeżeli ujmuje sobie z rzeczy dobrych i niepotrzebnych, a nawet nie ma odwagi, żeby zdobyć się na to, by ująć sobie z rzeczy dobrych i koniecznych, to w sytuacji męczeństwa, śmierci za wiarę, za Kościół, za papieża, za sakramenty, za kościół i tabernakulum nie będzie zdolny do tego, by wyrzec się wszystkiego, co Bogiem nie jest, i żeby dać świadectwo wiary. Pan Bóg chce dać mu łaskę, ale łaska buduje na naturze, a ta natura jest niezdolna, żeby udźwignąć tę łaskę. Może się więc okazać, że to tak wielkie i szlachetne powołanie nie zostanie przez tego człowieka spełnione.
Może zatem powinniśmy powrócić do podręczników dobrej śmierci? W dawnych wiekach istniały książki pobożnościowe, ułatwiające rozważanie momentu przyszłej śmierci i ćwiczenie się w umieraniu, właśnie po to, żeby w owej chwili wszystkiego się wyrzec i podjąć ten właściwy wybór. Proponowano nawet praktyczne ćwiczenia, np. jak mówić szatanowi „Precz”, bo umierający może mieć zaćmioną świadomość i powiedzieć coś nieodpowiedniego. Istniały też specjalne modlitwy o dobrą śmierć, przeznaczone do odmawiania co miesiąc, co tydzień…
Po to chodzimy do szkoły i odrabiamy prace domowe, żeby nauczyć się na bieżąco dawać odpowiedzi na pytania tak, żeby w czasie matury być zdolnym odpowiedzieć dojrzale, odpowiedzialnie, wiążąco, na pytania, które na maturze się pojawią. Więc przez ileś lat ćwiczymy się w tym, żeby umiejętność dawania odpowiedzi na te pytania w tych dziedzinach posiąść. Pan Jezus codziennie pyta każdego człowieka: „Czy miłujesz mnie?” I człowiek daje odpowiedź. Codziennie, wiele razy dziennie. Wydaje się, że dzisiaj większość ludzi daje odpowiedź negatywną. Jak to robią? Pan Jezus prosto to określił: „Kto mnie miłuje, będzie zachowywał moje przykazania”. Więc po zachowywaniu Bożych przykazań widać, jak Pan Jezus jest miłowany. Jeżeli człowiek przez całe życie, codziennie, ćwiczy się w dawaniu odpowiedzi Panu Jezusowi na pytanie o miłość i ciągle, nie zachowując Bożych przykazań, odpowiada, że nie kocha Pana Jezusa, to jaką da odpowiedź w chwili śmierci? Tę wypracowaną, wyćwiczoną przez całe życie. Tak że słuszna była obawa ludzi owego czasu, żeby ćwiczyć się teraz, póki jest czas, w dawaniu Panu Jezusowi odpowiedzi miłości, a jednocześnie w stawianiu odporu nieprzyjacielowi naszego zbawienia. Istniała wtedy chyba bardziej powszechna i przyjęta przez większość świadomość, że życie człowieka to jest wojna na śmierć i życie. Na śmierć, która jest potępieniem, albo na życie, które jest zbawieniem wiecznym.
W związku z tym, że wydaje się, iż wielu ludzi — setki, tysiące, miliony — żyją bez Boga, czyli bezbożnie, umyśliłem sobie, żeby modlić się za dzisiaj umierających i prosić Pana Jezusa, skoro On był bardzo dobrym nauczycielem i mistrzem, żeby jak dobry belfer raczył zadać człowiekowi pytanie pomocnicze: „Czy wyrzekasz się grzechu, zła, niegodziwości, nieczystości, kłamstwa, kradzieży, a wybierasz Mnie, jedynego Pana i Zbawiciela?” I proszę Pana Jezusa, żeby ten człowiek miał łaskę odwagi wyrzec się to dziesięciu lat życia, które przeżył w grzechu, to trzech dni, w których oddawał się jakiejś niegodziwości, to paru godzin, w których był podłym człowiekiem. Żeby miał odwagę wyciąć ze swojego życia te chwile, które były sprzeciwem względem woli Bożej, i tą pokiereszowaną resztką życia wybrał Pana Jezusa jako jedynego Zbawiciela. Na tę intencję staram się codziennie odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego – „za dzisiaj umierających”.
Rozmawiała Dominika Krupińska