Za sprawą rozmaitych wypowiedzi kardynałów Kaspera i Marxa dotyczących „nowej, realistycznej teologii małżeństwa” (czyt. odrzucenia szóstego przykazania Dekalogu) termin „niemiecki kardynał” będzie niedługo równoznaczny z tym samym, co kryje się za pojęciem „Ducha soboru” – czyli totalnej destrukcji tradycyjnego nauczania Kościoła, w tym przypadku w odniesieniu do rodziny i małżeństwa.
Jeśli do takiego utożsamienia nie dojdzie, będzie w tym zasługa wierzących (na serio) niemieckich kardynałów. Są tacy. Co prawda, tak się składa, że żyją albo w Rzymie (kardynałowie Brandmüller i Cordes), a jeśli w Niemczech – to są już na tzw. emeryturze (kardynał Joachim Meissner z Kolonii).
Wesprzyj nas już teraz!
Odrzucić „chrześcijaństwo w wersji light”
Jeden z nich, kardynał Walter Brandmüller w wywiadzie dla tygodnika „Panorama” zapytany o mało jednoznaczne stanowisko (nazwijmy to delikatnie) niemieckich biskupów w sprawie tzw. homomałżeństw, zauważył, że „siłom, które panują nad tzw. opinią publiczną udało się sformułować prawa „politycznej poprawności”, za których naruszenie grozi medialna egzekucja. Z drugiej strony mamy do czynienia ze spiralą milczenia, do której dopasowuje się większość, która milcząco przygląda się takiej egzekucji. To, że takie zachowanie nie przystoi chrześcijaninowi, gdy w grę wchodzą fundamentalne kwestie dotyczące nauki wiary i moralności w Ewangelii Chrystusowej, jest jasne. W końcu po co otrzymaliśmy sakrament bierzmowania? Czyż biskupi podczas swoich święceń nie składali przysięgi, że będą wiernie głosić Ewangelię oraz że będą strzec czystego i pełnego depozytu wiary, przekazywanego zawsze i wszędzie w Kościele?”.
W tym samym wywiadzie kardynał Brandmüller odniósł się również do sytuacji Kościoła w Niemczech jako „Kościoła dobrobytu” (Wohlstandkirche), jednak nie dobrobytu duchowego, a raczej dobrobytu finansowo-instytucjonalnego: „Na cóż mi „katolickie” przedszkole, gdy tam zamiast o Jezusie Chrystusie mowa jest o Dziadku Mrozie albo o zającach wielkanocnych? Na co mi „katolicki szpital”, którego nie nawiedza żaden katolicki kapłan, żadna siostra nie modli się wraz z chorym, a są wykonywane w nim operacje, które stoją w sprzeczności z chrześcijańską nauką moralną? W rzeczywistości byłoby lepiej, a nawet byłoby koniecznością, aby Kościół oddzielił się od takiego balastu, gdy nie jest możliwe, by napełnić puste naczynia chrześcijańskim duchem. […] Kościoły pustoszeją, a kasy napełniają się. Utrzymuje się natomiast tylko drogi aparat [administracyjny], który jest potrzebny samemu sobie i który swoim zgrzytaniem zagłusza głos Ewangelii. Tutaj właśnie potrzebne jest oddzielenie się od świata [Entweltlichung], to znaczy potrzebne jest myślenie, które nie kieruje się zasadami ziemsko-ekonomicznymi, ale prawdą wiary. Powinniśmy w końcu zamiast nauczania „chrześcijaństwa w wersji light”, zebrać się na odwagę i popierać program, który jest w kontraście do obecnego, społecznego mainstreamu i ukazywać treść Dziesięciu Przykazań oraz etyki Nowego Testamentu”.
Nie dla „rebelii przeciw nauczaniu Jezusa i przeciw Magisterium”
Taki sam ton brzmiał w czasie wypowiedzi kardynała Roberta Saraha, prefekta Kongregacji Kultu Bożego podczas jego wizyty (20 maja 2015) w rzymskim Pontyfikalnym Instytucie Jana Pawła II Studiów nad Małżeństwem i Rodziną. Kardynał z Czarnego Lądu raz jeszcze zadeklarował w kontekście zbliżającej się październikowej sesji Synodu biskupów o rodzinie, że „Kościół afrykański zdecydowanie sprzeciwi się każdej rebelii przeciw nauczaniu Jezusa i przeciw Magisterium”.
Kardynał z Gwinei, który niejednokrotnie dawał publicznie wyraz swojemu sprzeciwowi wobec zgłaszanych przez niemieckich biskupów postulatów oddzielenia „praktyki duszpasterskiej” od doktryny w kontekście dopuszczania osób rozwiedzionych do Komunii świętej, podczas rzymskiego wykładu odniósł się do wprowadzonej od ok. dwudziestu lat takiej właśnie praktyki w niemieckim Kościele: „Jeśli jakieś kraje już to robią, obrażają w ten sposób Chrystusa, to jest bowiem bezczeszczenie Jego Ciała i są one winne, ponieważ czynią to świadomie”.
Kardynał Sarah zwrócił ponadto uwagę na to, że mówiąc w Kościele tak dużo o potrzebie niesienia pomocy potrzebującym, nie można tracić z oczu tych, którzy tej pomocy potrzebują najbardziej czyli chrześcijan prześladowanych w różnych częściach świata: „Łatwo jest iść na peryferie…. Ale z kim idziemy? Jeśli nie przynosimy Chrystusa, niczego nie przynosimy! Sądzę, że czymś wymagającym najwięcej odwagi jest pozostawanie chrześcijaninem. Tak jak to czynią teraz chrześcijanie, którzy umierają w Pakistanie, na Bliskim Wschodzie, w Afryce”.
O jednoznaczność sensu słów
Afrykański purpurat podczas swojego wystąpienia w rzymskim Instytucie św. Jana Pawła II zwrócił uwagę na jeszcze jedną, najistotniejszą chyba kwestię, kwestię właściwego znaczenia nadawanego słowom: „Sądzę, że musimy ważyć słowa, których używamy, ponieważ ludzie słyszeli biskupów i papieża i mają nadzieję, że nastąpi całkowita zmiana”.
Proces wypaczania właściwego znaczenia związanego ze słowami szczególnie mocno dotyka obecnie słowa „miłosierdzie”. Kardynał Sarah zauważył, że „nie jesteśmy precyzyjni w używaniu chrześcijańskiego słowa „miłosierdzie”. A bez jego wyjaśnienia, oszukujemy ludzi […] Pan jest gotowy przebaczyć, ale jeśli powrócimy [do Niego] i jeśli żałujemy za nasze grzechy. Chrystus był miłosierny, ale potwierdził, że zerwanie małżeństwa jest cudzołóstwem. Nie możemy interpretować tych słów w inny sposób. To jest grzech a grzesznik bez pokuty nie może otrzymać Ciała Chrystusa”.
Trudno nie odnieść wrażenia, że kardynał z Czarnego Lądu ten problem związany z odrywaniem słów od przypisanego im znaczenia, w jakiś sposób wiąże, ze stylem („słuchającym Magisterium”, jak mówi kardynał Kasper) obecnego pontyfikatu. Zauważał przecież, że „nawet jeśli dzisiaj w słowach Ojca Świętego słyszymy nowy kierunek, to ludzie nie wierzą nam [biskupom], ponieważ wierzą, że nastąpi zmiana, rewolucja. Jednak nie jest to prawdą, ponieważ doktryna należy tylko do Chrystusa i do Kościoła”.
Grzegorz Kucharczyk