Chińczycy walczą z dysydentami na coraz szerszą skalę. Oprócz działań podejmowanych w granicach własnego państwa, chińscy komuniści zwalczają także dysydentów przebywających na terenie innych państw. Wśród porwanych są między innymi obywatel brytyjski i obywatele szwedzcy. Obserwatorzy zwracają uwagę na słabość reakcji państw Zachodu, stosującego podwójne standardy i przedkładających interesy ekonomiczne nad obronę praw człowieka.
Uprowadzony przez chińskie władze obywatel Wielkiej Brytanii – właściciel sprzedającej wymierzone w komunistyczne władze publikacje księgarni, Lee Boporwany – został porwany z mieszkania w Hong Kongu.
Wesprzyj nas już teraz!
W sobotę chińska policja przerwała milczenie w sprawie zniknięcia księgarza. W specjalnym oświadczeniu ogłosiła, że przebywa on w Chinach na własne życzenie. Lee spotkał się z żoną w ubiegłym tygodniu w hotelu – podaje International Business Times. Żona księgarza twierdzi, że jest on w dobrej formie. Przekazał jej, że pomaga chińskiej policji w prowadzonym śledztwie. Jednak dobrowolność przebywania Lee w Chinach budzi wątpliwości. Tajemnicze zniknięcie Lee wywołało protesty w Hong Kongu.
Ofiarą działań Chin padło także 4 innych księgarzy związanych, podobnie jak Lee, z firmą księgarnią Causeway Books. Jeden z nich to Gui Minhai. Ten naturalizowany Szwed w połowie października 2015 r. zniknął ze swojego wakacyjnego lokum w Tajlandii. Mężczyzna w połowie stycznia wygłosił swoje oświadczenie w chińskiej telewizji. Stwierdził, że powrócił do Chin dobrowolnie, nękany tęsknotą za ojczyzną i poczuciem winy. To ostatnie dotyczyć miało śmiertelnego potrącenia kobiety na pasach w 2003 r. podaje The Guardian. Także to wyznanie wywołało sceptycyzm obrońców praw człowieka.
W październiku zaginęło także 3 partnerów biznesowych Lee i Minhaia – Lui Por, Cheung Ji-ping i Lam Wing-kei. Ponadto 3 stycznia Szwed Peter Dahlin zginął podczas drogi na lotnisko w Pekinie. Obrońcę praw człowieka uwolniono dopiero 25 stycznia.
Wspomniane przypadki spotkały się z krytyką przedstawicieli państw zachodnich. Amerykański Departament Stanu wyraził swoje „zatroskanie” dotyczące „pozaprawnych” środków użytych przy przemieszczeniu ludzi do Chin. Z kolei niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyraziło „bardzo poważne” zatroskanie dotyczące działań ChRL wobec obywateli szwedzkich i brytyjskich. Skrytykowano fakt odmowy Szwecji i Wielkiej Brytanii dostępu do własnych obywateli lub też opóźnianie zgody na ten dostęp.
Reakcja Zachodu, zdaniem niektórych komentatorów była jednak nieproporcjonalnie mała do wagi problemu. Zwrócił na to uwagę między innymi Nicholas Bequelin szef Amnesty International na wschodnią Azję. Jego zdaniem słabość międzynarodowej reakcji nie pozostanie bez konsekwencji. Podkreślił, że ChRL dostrzega hipokryzję Zachodu w kwestii praw człowieka.
Według Anson Chan, znanej malarki i wieloletniej urzędniczki Hong Kongu Wielka Brytania zrobiła w sprawie Lee stanowczo zbyt mało. Przyczyną tej sytuacji jest w jej opinii chęć prowadzenia przez Brytyjczyków wspólnych interesów z Chinami. W ich imię Wielka Brytania poświęca Hong Kong. Urzędniczka mająca za sobą karierę zarówno w brytyjskim jak i autonomicznym Hong Kongu krytykuje też prowadzoną przez Pekin politykę zastraszania. – Jeśli jutro powiesz coś, co się komuś nie spodoba, to czy też zostaniesz wywieziony do kontynentalnych Chin ? – pyta retorycznie kobieta cytowana przez Washington Post.
Źródła: washingtonpost.com / theguardian.com / ibtimes.com
mjend