Naczelna Prokuratura Wojskowa podtrzymała dotychczasowe mniemania rządu PO-PSL na temat katastrofy smoleńskiej. Wyłączną przyczyną tragedii zdaniem śledczych jest niekompetencja polskiej załogi i obsługi lotnika po rosyjskiej stronie.
Grupa śledczych z Naczelnej Prokuratury Wojskowej przeanalizowała materiały na temat katastrofy smoleńskiej przygotowane przez 24 biegłych. Opinia biegłych, podzielona na dwa tomy i licząca w sumie prawie 500 kart, próbuje odpowiedzieć na 81 jeden pytań o przyczyny tragedii w roku 2010.
Wesprzyj nas już teraz!
Zespół biegłych, a za nim NPW, podtrzymała stanowisko, iż za katastrofę odpowiadają cztery przyczyny:
Pierwsza – błąd po stronie załogi samolotu Tu-154M, która za bardzo zniżyła maszynę przed lądowaniem.
Druga – brak odpowiedniego wyszkolenia polskiej załogi, a mianowicie brak znajomości u dowódcy samolotu rosyjskich przyrządów nawigacyjnych, a także brak odpowiedniego wyszkolenia polskiego nawigatora.
Trzecia – zaniedbanie ze strony kierownika lotów, który powinien był wydać zakaz lądowania z powodu złej pogody, a także skierować samolot na lotnisko zapasowe.
Czwarta – zaniedbanie ze strony kierownika strefy lądowania, który powinien był wydać komendę odejścia na drugi krąg w momencie przekraczania przez Tupolewa minimalnej wysokości zniżania 100 metrów.
W komunikacie NPW powróciła kwestia tzw. „brzozy smoleńskiej”. „Biegły stwierdził m. in., że zniszczenie samolotu nastąpiło w wyniku zderzeń z przeszkodami terenowymi (drzewami), a całkowite jego zniszczenie nastąpiło po końcowym zderzeniu z ziemią. Szczegółowe badanie szczątków nie wykazało śladów lokalnych ognisk destrukcji konstrukcji samolotu, mogących pochodzić z innych źródeł” – czytamy.
Możliwość wybuchu została wykluczona. „Co więcej, szczegółowa analiza dowodowa odnalezionych fragmentów prawej burty samolotu w strefie tzw. „salonki prezydenckiej” – zdaniem tego biegłego – wykazała, że nie występują na nich jakiekolwiek osmalenia, nadtopienia materiału wygłuszającego ani opalenia fragmentów konstrukcji”.
„Z kolei identyfikacja fragmentów samolotu, odnalezionych wokół brzozy przy tzw. „działce Bodina” (po zderzeniu i odcinaniu skrzydła przez ww. brzozę) potwierdziła fakt wystąpienia rozprysku w różnych kierunkach tych fragmentów, z oddziaływaniem strumienia gazów zza silników, na odległość dochodzącą do kilkudziesięciu metrów” – dodają autorzy komunikatu.
„Biegły wyjaśnił również jednoznacznie, dlaczego tuż za ulicą Kutuzowa polscy archeolodzy (w trakcie czynności we wrześniu 2010 r.) natrafili na drobne metalowe fragmenty, z przytępionymi brzegami oraz wytłumaczył, skąd mógł się wziąć warkocz ognia, iskier za silnikiem, widziany przez niektórych świadków zdarzenia. Jego zdaniem, w trakcie zderzeń z drzewami, zassane gałęzie oraz małe fragmenty metalowe wyrwane z konstrukcji skrzydła przeszły przez sprężarkę niskiego ciśnienia, zewnętrzny trakt gazowy i zostały wyrzucone w strumieniu gorących gazów z silnika na zewnątrz. Małe fragmenty duralowe, które dostały się do wewnętrznego traktu gazowego zostały rozdrobnione i stopione w strefie rur żarowych i turbiny wysokiego ciśnienia” – twierdzi Naczelna Prokuratura Wojskowa.
Źródło: polskatimes.pl
FO